Kultura Liberalna Kultura Liberalna
337
BLOG

LUCAS w Temacie Tygodnia: Nie ma powodów do dramatyzowania

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 2

Szanowni Państwo, już wkrótce dla pracowników z Polski otwierają się rynki Niemiec i Austrii. Nasza rychła prezydencja ekscytuje decydentów. Obraz jednak jest nieco bardziej złożony. Swobodny przepływ osób i towarów, tak jak i swobodny przepływ kapitału oraz swoboda świadczenia usług, miał być jednym z fundamentów Unii Europejskiej. Tymczasem z Irlandii, Wielkiej Brytanii, Szwecji oraz innych państw – po fali pewnego entuzjazmu – docierają także niepokojące echa debat na temat europejskiej emigracji. Politycy i publicyści starają się powściągać emocje. Do mediów docierają jednak wyraziste przejawy zmian: spektakularne wydalenie Romów z Francji, wielki skandal dokoła książki Thilo Sarrazina w Niemczech, zaskakujące zaostrzenie polityki imigracyjnej w Holandii… Czy to odosobnione przypadki? Oby. Coraz częściej jednak słyszymy, iż swobodny przepływ osób w ramach UE prowadzi do konfliktów etnicznych i dereguluje rynki pracy. Czy to może oznaczać, że na tle emigracji zarobkowej realizuje się de facto horror „Europy dwóch prędkości”? Czy hołubione hasło „free movement of people” – obok kryzysu zogniskowanego dokoła problemu wspólnej waluty – w dłuższej perspektywie może rozsadzić UE ? O to prowokacyjnie pytamy dziś Europejczyków.

 

Edward Lucas

Nie ma powodów do dramatyzowania

Nie widzę powodów, by dramatyzować na temat migracji w Europie, a już tym bardziej, gdy chodzi o otwarcie rynków Niemiec i Austrii dla pracowników z Polski i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Po pierwsze dlatego, że wystarczy sięgnąć pamięcią wstecz, by przypomnieć sobie, że w czasie, gdy Polska weszła do Unii Europejskiej, powszechnie uważano, że pełna realizacja postulatu swobodnego przepływu pracowników, pochodzących z tak zwanej Wschodniej Europy, do tak zwanej Europy Zachodniej, nie będzie możliwa. Tymczasem dziś odbywa się to niemal niezauważalnie.

Po drugie, jest raczej mało prawdopodobne, byśmy po pierwszym maja tego roku ponownie byli świadkami fali emigracji z Polski, porównywalnej do tej sprzed kilku lat do Anglii i Irlandii. Dzieje się tak z kilku powodów. Po roku 2005 siły emigracyjne Polski zostały dosłownie wyciśnięte, a to przez duże zapotrzebowanie ze strony krajów przyjmujących nowych pracowników, a także dlatego, że Anglia i Irlandia przeżywały wówczas potężny wzrost gospodarczy. Dziś sprawa wygląda nieco inaczej. Mimo kryzysu finansowego gospodarka Polski dość stabilnie się rozwija, dlatego wyprawa za zachodnią granicę nie musi już być tak atrakcyjna dla kolejnych osób.

Po trzecie, wydaje mi się, że nie bez znaczenia jest, że europejskie struktury zaczęły całkiem nieźle funkcjonować, gdy chodzi o przyjmowanie imigrantów. Mieliśmy co prawda pewne opóźnienie, nad którym osobiście ubolewałem, ostatecznie jednak okazuje się, że Niemcy i Austriacy przyzwyczajają się już do myśli – a może nawet już to zaakceptowali – że zmienią się warunki pracy i zatrudniania przybyszów ze wschodnich części kontynentu. Dlatego nie widzę przesadnie dużych wyzwań dla europejskich wartości czy funkcjonowania Wspólnoty jako takiej.

Wreszcie, jeśli zapomnimy na chwilę o statystykach, a zastanowimy się nad migrującymi Polakami jako takimi, okaże się, że nie można po prostu utożsamiać fali przybyszów znad Wisły choćby z Romami. Wnioski z takich porównań mogą być istotnie niepokojące, ale nie wychodziłyby ponad poziom prasy brukowej. Imigracja Romów, na przykład do Francji, jest poważnym wyzwaniem dla Europejczyków. Mamy tu do czynienia z ludźmi, którzy w przeważającej mierze wyglądają i ubierają się inaczej niż mieszkańcy krajów, do których przybywają. Ta cecha, pozornie zupełnie do zaakceptowania, staje się poważnym problemem, gdy dodamy do tego, że romscy imigranci zwykle pochodzą z niższych klas społecznych i nie chcą asymilować się z ludnością krajów ich przyjmujących. Ze wszystkimi konsekwencjami, które płyną z tego w sensie, na przykład, ich zachowania społecznego.

Polacy to zupełnie inny rodzaj imigracji. W wypadku Wielkiej Brytanii godne podkreślenia jest, że przybysze znad Wisły wyjątkowo harmonijnie wtopili się w nasze społeczeństwo. Oczywiście zmieniły się brytyjskie ulice, pod tym względem, że pojawiło się choćby mnóstwo napisów typu „polski sklep”. Wasza obecność stała się tu jednak w szybkim czasie tak naturalna, jak ludzi przyjeżdżających z Hiszpanii czy Portugalii. Dlatego wciąż, mimo pewnych, minimalnych problemów, postrzegam tę imigrację jako przykład polskiego sukcesu i mam nadzieję, że podobnie będzie również w Niemczech i Austrii.

* Edward Lucas, dziennikarz „The Economist”, znawca Europy Środkowo-Wschodniej, autor m.in. książki „Nowa zimna wojna”.
 

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka