Rene Cuperus
Bilet na europejską walkę klas
Jestem raczej pesymistyczny, gdy chodzi o swobodny przepływ ludzi w Unii Europejskiej. Może się on okazać iluzją, a nawet utopią rodem z podręcznika eurokracji, niemożliwą do wprowadzenia w prawdziwe życie. Swobodny przepływ ludzi jest w teorii pomysłem bardzo radykalnym, niszczącym pomysłem, podkopującym wspólnoty, państwa opiekuńcze itd. Jak ostatecznie odpowiedzialny jest on, pod względem społecznym? W rzeczywistości jest on jedną z największych przeszkód na drodze do budowy funkcjonującego systemu migracji pracowników w Europie. Prawo europejskie nie mówi o swobodnym przepływie ludzi, ale pracowników. Tymczasem w praktyce największe problemy dotyczą nie tych osób, które przenoszą się z miejsca na miejsce, mając już stanowiska, ale innych – migrujących bezrobotnych. Oto, jakie jest tło tragedii francuskich Romów.
Drugi z problem, dotyczący europejskiej migracji, to niejasne reguły, na których ma odbywać się przemieszanie się pracowników. Podkopują one europejskie systemy solidarności, a tym samym cały proces europejskiej integracji. Swobodny przepływ ludzi możliwy jest w Stanach Zjednoczonych, czy Kanadzie, gdzie państwo socjalne nie zostało rozwinięte w tak wielkiej mierze, jak u nas. Skandynawia i Holandia są – przeciwnie – jednymi z najbardziej luksusowych państw opiekuńczych, jakie istnieją na świecie, z potężnymi systemami korzyści socjalnych. Aby je utrzymać, konieczny jest wysoki poziom solidarności społecznej. Solidarności – która oznaczać ma nie tylko, że państwo będzie wspierać obywateli, ale że oni również będą chętni do pracy, przestrzegania praw i brania na siebie odpowiedzialności za pozostałych członków społeczeństwa. Niestety, masowe migracje, wynikające z czynników społecznych, ekonomicznych i kulturalnych, których byliśmy w ostatnich dekadach świadkami w Niemczech, Holandii i Danii, spotkały się z nieumiejętnością odpowiedniej asymilacji przybyszów oraz dostosowania systemów opieki socjalnej do zmieniającego się rynku pracy. W rezultacie na przykład w Holandii wielki procent imigrantów czerpie korzyści z państwa socjalnego, nie dając nic w zamian.
Trzeci problem z migracją pracowników, to brak sprawiedliwości w ramach funkcjonującego państwa socjalnego. Weźmy jako przykład polskich pracowników, przyjeżdżających od dłuższego czasu do Holandii, czy szukających pracy w Niemczech po pierwszym maja tego roku. Mają oni bardzo małe szanse, by konkurować z niemieckimi i holenderskimi lekarzami, czy nauczycielami. Raczej staną do wyścigu po mniej płatne stanowiska innych migrantów, dawnych gastarbeiterów, czyli Turków, czy Marokańczyków. Tym samym zachowają raczej marginalną pozycję w nowych społeczeństwach Czyżby to była owa słynna socjalna Europa, ów wymarzony przez system? Przeciwnie. Nie regulując właściwie migracji pracowników, a zwłaszcza nie projektując jasnych dla niej reguł, sami wydajemy sobie bilet na nową walkę klasową w Europie, w której biedni nie będą występować przeciwko bogatym, ale pozostałym biednym. Ta walka, której konsekwencji nie odczuwają profesjonaliści akademiccy, ani eurobiurokraci z Brukseli, w niedługiej perspektywie może przyczynić się do erozji całego systemu europejskiego, na czele z zapisanymi w licznych dokumentach zasadami solidarności i sprawiedliwości.
Zarówno globalizacja (w duchu neoliberalnym), jak i integracja europejska i migracja pracowników, powoduje upośledzenie gorzej wykształconych grup społecznych. Była to jedna z zasadniczych przyczyn negatywnych wyników referendum konstytucyjnego we Francji, Holandii i Irlandii, a także paneuropejskiego ożywienia ugrupowań populistycznych. Europie potrzebny jest fundamentalny reset projektu, wedle którego się rozwija. Inaczej nie uda się wesprzeć odpowiednio profesjonalistów pozaakademickich.
* Rene Cuperus, politolog. Dyrektor działu stosunków międzynarodowych w Fundacji Wiardi Beckman, think tanku holenderskiej Partii Pracy.
„Kultura Liberalna” nr 105 (2/2011) z 11 stycznia 2011 r.
Inne tematy w dziale Polityka