Helena Datner
Książki zbójeckie, ciąg dalszy
Na pytanie o to, czy „książki zbójeckie”, o których dziś mowa, wzbogacą naszą świadomość historyczną, można odpowiedzieć: zależy czyją. Przeczytałam wielką liczbę żydowskich relacji o wojnie i powojniu, drukowanych i nie drukowanych. Nie ma takiej, w której nie wzmiankuje się o lęku czy często przerażeniu tym, co działo się wśród „sąsiadów”.
Świadomość Żydów, niestety, już dawno została „poszerzona”. Jest przy tym ciekawą rzeczą, jak mało znaczą te świadectwa dla wielu historyków: są „subiektywne”, zbyt emocjonalne, po prostu nieobiektywne, trudne do wykorzystania. I oto w siedemdziesiąt lat po wojnie, na podstawie dokumentów innych niż te nieobiektywne źródła, wykazuje się, że polowanie na Żydów odbywało się na dużą skalę, na bardzo dużą skalę, większą chyba, niż przypuszczaliśmy. Nie jest mi przy tym bliska teza, że podstawowym motywem wojennych (i powojennych) łowów była chęć zysku. Zubaża to w moim pojęciu obraz, choć motyw ten był zapewne bardzo ważny, w ostatnich czasach nowy (choć tuż po wojnie dla wielu, nie tylko dla Kazimierza Wyki, oczywisty).
Co o tym myśleć? Co robić? Zło jest banalne (i uniwersalne). Wiemy, dostaliśmy oto mocną, kolejną, lekcję poglądową. O pustce moralnej – tam, gdzie zło, tam pustka – pisał w przejmującym tekście o procesie uczestników pogromu kieleckiego Franciszek Gil: „ Proces kielecki toczył się w dramatycznej próżni pozaludzkiego i pozamoralnego stosunku do Żydów. (…) Wyszła z tego deprymująca dysproporcja dekoracji: najwyższe sądy doraźne, ustawy, imperatywy moralne, prasa, megafony, zagranica – i ci kieleccy ludzie, nie rozeznający się co do swej roli w tym ogromnym przedstawieniu, ex post wstydliwie rozczarowani, zdziwieni w zażenowaniu: kto by się tego był spodziewał, kto by przypuszczał…”*.
Nasza świadomość egzystencjalna – do czego jesteśmy zdolni my, ludzie – została wzbogacona. Jednak rozliczać musimy się także w narodowych ramach – to się zdarzyło w konkretnym miejscu na ziemi, co nie znaczy, że nie mogło zdarzyć się gdzie indziej.
Jednak nie wszystkich z nas książki te wzbogacą. Rzecz w tym, że nie ma „gołych faktów”, każdy przepuszcza je przez siebie, przez to, kim jest. Problem, wydaje się, jest jeszcze głębszy niż polskie sny o „bezgrzesznej” i „bohaterskiej”. Wiele wybitnych naszych umysłów na przestrzeni ostatnich stu lat stwierdzało (wywołując często dziki protest), że jesteśmy społeczeństwem konserwatywnym, zakompleksionym i megalomańskim, z licznymi fobiami i konformizmami. Taka konstrukcja mentalna bardzo sprzyja odrzucaniu wszystkich niewygodnych dla nas faktów. Na dodatek sposób reagowania na książki zawierające „niewygodne fakty” jest utrwalony, zlogarytmizowany, mało zmienny, jednocześnie do znudzenia i bólu – dla niektórych dojmującego – przewidywalny. Jednak część z nas jest i będzie głęboko, po ludzku, wdzięczna Autorom za rozszerzenie świadomości: ludzkiej i narodowej.
* Franciszek Gil, Powrót z Kielc, „Odrodzenie”, 34 /1946.
** Helena Datner, pracuje w Żydowskim Instytucie Historycznym.
TEMAT TYGIDNIA,
„Kultura Liberalna” nr 109 (6/2011) z 8 lutego 2011 r.
Inne tematy w dziale Polityka