Karolina Wigura
Nieznośna lekkość historycznych zabawek
W tekście „A Kind of Survivor” George Steiner pisze o sobie jako o „nie całkiem ocalałym”. Dzięki przewidywalności jego ojca, który wraz z rodziną opuścił Wiedeń w 1924 roku, przyszły autor „W zamku Sinobrodego” przyszedł na świat w bezpiecznej Francji. W 1940 roku cała rodzina wyemigrowała do Ameryki. „Tak zatem się zdarzyło, że nie było mnie tam, gdy wywoływano ludzi jednego po drugim. Nie ustawiono mnie na placu wraz z innymi dziećmi, z którymi wyrosłem. I nie widziałem, jak mój ojciec i moja matka znikają, gdy rozwarte zostają drzwi pociągu”1. Łut szczęścia starł jego imię z koła Fortuny. Wyjątkowy los skazał go jednak na osobliwą samotność. To dlatego – tłumaczy – że choć mroczna tajemnica tego, co wydarzyło się w Europie, jest częścią jego tożsamości, on sam nigdy jej nie doświadczył. Nie może jej zatem ani przeżyć, ani sobie wyobrazić.
Autor „Language and Silence”, przedstawiciel pokolenia późnych lat 20. ubiegłego wieku, pisał o tym dwadzieścia lat po wojnie. W latach „nastych” kolejnego stulecia staliśmy się świadkami wzrastającej popularności zastanawiającego zjawiska. Wiele osób, które – jak mawiają niektórzy Niemcy – obdarzone zostały łaską (czy jak mawiają inni, nieszczęściem) późnych narodzin, stara się dziś dotknąć „mrocznej tajemnicy”. Rzadko kiedy towarzyszy tym próbom rozpoznanie dylematu, który tak świetnie opisał Steiner. Zamiast tego mamy już dziś nie tylko pomniki i obrazy, nie tylko fotografie i nagrania, ale również performance i komiksy. To one, jako ustalone kulturowe formy, angażują odbiorców w opowieść o Holokauście. „LEGO. Obóz koncentracyjny” (a w nim stosy plastikowych ubrań, zrzuconych razem przy plastikowym krematorium ), „Płonie stodoła” (i grupa przyjezdnych, gapiących się na palącą się stodołę ze schowanymi wewnątrz zapisanymi na kartkach „polskimi grzechami”), „Marsz duchów” (i idący w nim dobrze odżywieni statyści, ubrani w koniecznie czyste pasiaki) – to tylko kilka przykładów takich prób. Nazywa się je rekonstrukcjami, osobiście wolałabym jednak określenie „zabawki historyczne”. Poprzez nie odbiorcy mają nie tylko „opanować Holocaust”2. Mają być nim również poruszeni. Jak dzieci bawiące się dobrze zaprojektowanymi obiektami edukacyjnymi, mają zrozumieć sens wiedzy o tym, o czym już wiedzą3.
Duża część z zabawek historycznych należy do dziedziny sztuki awangardowej. Zaś „tam, gdzie jest awangarda, tam jest również kicz” – pisała Lisa Saltzman4. Milan Kundera określa związaną z kiczem estetykę jako „rzucanie różowej zasłony na rzeczywistość”. Dodaje, że kicz „eliminuje ze swego pola widzenia wszystko, co w ludzkiej egzystencji jest z zasady nie do przyjęcia”. Pisarz ujmuje zresztą rzecz znacznie dosadniej: „Estetycznym ideałem kategorycznej zgody na byt jest świat, w którym gówno jest zanegowane i wszyscy się zachowują, jakby nie istniało. Ten estetyczny ideał nazywa się kiczem”5. Właśnie w ten sposób ujmowałabym najważniejsze niebezpieczeństwo, jakie czai się w pełnym dobrych zamiarów powielaniu zabawek historycznych. Czy nie zastanawia pełność barw plastiku u Libery, świeżość materiału pasiaków Althamera, schludne tiszerty gapiów Betlejewskiego? Przedstawić Holokaust w sztuce jest łatwo. Jak się okazuje – zbyt łatwo.
Kicz jest też dla autora „Żartu” tym, co wyciska „drugą łzę”. Wywołuje wzruszenie, lecz nie to związane z rzeczywistością, a z samozadowoleniem. Prowadzi do łatwych, przyjemnych a krótkotrwałych wzruszeń. Tworzenie kiczu jest bowiem wynikiem przeświadczenia o pospolitości odbiorcy, do którego kierowane jest dzieło6. Kundera pisze: „Które słowo wyrażałoby najlepiej ową estetyczną dezaprobatę, jaką dla mnie wyraża pojęcie kiczu? Wreszcie znajduję; jest to słowo «pospolity», «pospolitość». Przypomnijmy etymologię: pospolity, vulgaire, pochodzi od vulgus, pospólstwo; pospolity jest ten, kto podoba się pospólstwu; demokrata, człowiek lewicy, bojownik o prawa człowieka musi kochać pospólstwo; jednak wolno mu wyniośle gardzić tym, co uważa w nim za pospolite”.
Podejście artysty, który buduje zbyt łatwą narrację o Holokauście, jest nie tyle pogardliwe wobec ludzi jako takich. Jest raczej głęboko nieliberalne. Wszystko, czego oczekuje się tu od odbiorców, to krótkotrwałe odróżnicowanie w tyleż porywających, co płytkich emocjach. Nie ma miejsca na wspólnotę w odmienny sposób odczuwających, niezgadzających się ze sobą, nawet antagonistycznie nastawionych osób, być może dyskutujących o różnych sposobach przeżywania i odtwarzania Zagłady. Pozostaje zbiorowość o nieokreślonych ramach i zatartym zróżnicowaniu. Dodajmy – zbiorowość pozbawiona wiedzy umożliwiającej dyskusję. Van Alphen słusznie zwraca uwagę, że „sztuka może skutecznie poruszać,ale tylko wtedy, kiedy działa za pośrednictwem wiedzy, każdorazowo odczuwanej, a nie konsumowanej biernie i istniejącej «gdzieś tam»”7. Od odbiorców „LEGO. Obozu koncentracyjnego” czy „Marszu duchów” nie oczekuje się jednak wiedzy. Jak zresztą mogłoby być inaczej, skoro nawet jeden z tytułów tych prac zawiera błąd rzeczowy?
Problem nie ogranicza się zresztą do wyobrażeń twórcy na temat odbiorców jego sztuki. Równie ważny jest stosunek odwrotny, stosunek samych odbiorców do dzieł, z którymi obcują: „Kicz nie mógłby […] ani powstać, ani przetrwać, gdyby nie istniał człowiek, który lubi kicz i jako producent sztuki chce go wytwarzać, a jako konsument sztuki gotów jest go kupować i nawet dobrze za niego zapłacić” – pisał Hermann Broch.
Hermann Broch tłumaczy co prawda, że istnieje coś takiego, jak kicz dobry i zły, że bywa również kicz genialny. Zapewne można bronić w ten sposób historycznych zabawek. Jednak Broch dodaje też, że w nauce i sztuce nie chodzi o poszukiwanie piękna, ale o zainteresowanie tematem, przedmiotem samym, o stworzenie nowego języka do opowiadania o rzeczywistości. Trudno powiedzieć to o rekonstrukcjach historycznych. Skutek? „Zanim zostaniemy zapomniani, przemieni się nas w kicz. Kicz jest stacją tranzytową pomiędzy bytem a zapomnieniem”. Tak odpowiada Milan Kundera.
Przypisy:
1 George Steiner, „A Kind of Survivor”, w tegoż, „Language and Silence. Essays on Language, Literature and the Inhuman”, Yale University Press, New Haven 1998, s. 140.
2Ernst van Alphen, „Zabawa w Holokaust”, przeł. Katarzyna Bojarska, „Literatura na świecie”, nr 1-2/2004, s. 217-243.
3 Tamże.
4Lisa Saltzman, „Awangarda i kicz raz jeszcze. O etyce reprezentacji”, przeł. Katarzyna Bojarska, „Literatura na świecie”, nr 1-2/2004, s. 201-215.
5 Milan Kundera, „Nieznośna lekkość bytu”, przeł. Agnieszka Holland, Warszawa 1996, s. 187.
6 Milan Kundera, „Zasłona”, przeł. Marek Bieńczyk, Warszawa 1997, s. 53.
7 Ernst van Alphen, „Zabawa w Holokaust”, przeł. Katarzyna Bojarska, „Literatura na świecie”, nr 1-2/2004, s. 217-243.
8 Hermann Broch, „Kilka uwag o kiczu”, w: „Kilka uwag o kiczu i inne eseje”, przeł. Danuta Borkowska, Jan Garewicz i Ryszard Turczyn, Warszawa 1998, s. 103.
* Karolina Wigura,doktor socjologii, dziennikarka. Członkini Redakcji „Kultury Liberalnej” i adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.
**Tekst ukazał się w ramach Tematu Tygodnia w Kulturze Liberalnej z 12 lipca (nr 131) "Lego, stodoła i inne prowokacje. Rekonstrukcje historyczne a dobry smak (I)". Więcej tekstów- Marii Ferenc i Aliny Molisak- CZYTAJ DALEJ
Inne tematy w dziale Kultura