Kultura Liberalna Kultura Liberalna
705
BLOG

PIEKARSKA: Stan wojenny to po prostu historia

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 20


 

 

Z zainteresowaniem śledziłam dwa lata temu pojawienie się Wojciecha Jaruzelskiego w popularnym programie publicystycznym. Jego długie milczenie i izolacja od życia publicznego sugerowały, że występ w telewizji będzie momentem przełomowym – być może z ust generała padnie wyznanie winy. Uzyskanie jakiegokolwiek przyznania się do błędu zdawało się być również celem redaktorów prowadzących. „Niewygodnymi” pytaniami między innymi o to, czy osoba odpowiedzialna za wprowadzenie stanu może spać spokojnie, starali się doprowadzić do okazania skruchy. W pewnej chwili skonfrontowano Jaruzelskiego z oskarżeniami osób, które w wydarzeniach lat 1981–1983 utraciły bliskich. Generał pozostał jednak niewzruszony. Nie wspominał o jakichkolwiek wyrzutach sumienia i, skądinąd słusznie, podkreślał, iż większość z poruszanych przez prowadzących program kwestii należy do sfery osobistej. Nie wiadomo, kiedy program, który z założenia miał służyć konfrontowaniu ze sobą sprzecznych stanowisk, stał się doskonałą okazją do szafowania arbitralnymi, jednostronnymi osądami.

Po emisji, w moich rozmowach z osobami z różnych środowisk, obok ogólnego potępienia generała pojawiały się jednak głosy współczucia dla „starego, schorowanego człowieka, którego życie zostało sprowadzone do ciągłej rozprawy sądowej”. Ta ambiwalencja charakteryzująca stosunek do Wojciecha Jaruzelskiego wydaje mi się znacząca. Ja sama mam problem z podporządkowaniem go do jakiejkolwiek kategorii. Nie jest dla mnie na pewno żadnym wcieleniem zła, tchórzliwą marionetką w radzieckich rękach czy urzędnikiem, który powodowany racją stanu i dobrą wolą zbłądził. Mam świadomość, że wielu ludzi wciąż go nienawidzi (czego dowodem jest chociażby wspomniany wcześniej program), lecz mi samej trudno jest jednoznacznie go osądzić. Przyczyną nie jest raczej brak wiedzy. Nie jestem w stanie potępiać generała jako człowieka, mogę tylko rozpatrywać jego postępowanie, które pozostaje uwikłane w złożony, wielogłosowy kontekst historyczny. Sprawia to, że podjęcie próby interpretacji i sformułowania oceny jest trudnym zadaniem.

Być może wynika to z tego, że w moim domu relacje o wydarzeniach lat 1981–1983 nigdy nie odgrywały większej roli. Owszem, zdarzały się jakieś urywki opowieści, lecz jakby mimochodem, przy okazji innych wspomnień z okresu przed transformacją. Dlatego też stan wojenny zajmował w mojej świadomości poczesne miejsce obok kupowania „bibułek”, stania w kolejkach oraz heroicznych walk o malucha czy kultową meblościankę. Stapiał się w jedno z różnorodnymi faktami w moje wyobrażenie o tym, czym była Polska Republika Ludowa. Oczywiście w pewien sposób zdawałam sobie sprawę z wyjątkowości tego okresu, ale nie ze względu na jakieś szczególnie dramatyczne wydarzenia. Wydawał mi się raczej momentem kulminacyjnym, stanowiącym jeden z przełomów, które doprowadziły do Okrągłego Stołu.

Wraz z upływem czasu moja wiedza uległa dopełnieniu i usystematyzowaniu, zwiększyła się świadomość wagi poszczególnych wydarzeń. Jednak wciąż nie mogę powiedzieć, bym uważała patetyczną przemowę Wojciecha Jaruzelskiego z 13 grudnia za moment dziejowy. Owszem, uważam, że wydarzenia lat 1981–1983 tworzą lokalny kontekst i nie należy o nich zapominać. Jednakże nie sądzę też, by doświadczenie stanu wojennego miało jakikolwiek wpływ na moją codzienność. Przyczyną mojego dystansu jest to, że nie dane mi było doświadczyć tamtego momentu naszej historii. Niemożliwym jest dla mnie mieć emocjonalny stosunek do czegoś, co poznałam za pośrednictwem książek lub z relacji ludzi, którzy „tam” byli. Nie musiałam opowiedzieć się po którejś ze stron, dlatego też trudno jest mi stworzyć jednostronną narrację. Obraz tego okresu Polskiej Republiki Ludowej pozostaje dla mnie pozbawiony ostrości, niekoherentny.

Rozumiem, rzecz jasna, że dla osób, które z utęsknieniem czekały na przywrócenie w Polsce demokracji i nie bały się w tym celu działać, protesty i bunt, także w latach 1981–1983, są historią dającą otuchę, podkreślającą to, jak ważne są wartości, realizacją ciągłej walki dobra ze złem. Dla innych natomiast, tych, którzy opowiedzieli się po niewłaściwej z dzisiejszego punktu widzenia stronie są historią „nocną” – wstydliwą, mroczną i mówiącą zbyt wiele o ich naturze. Dla mnie jednak, i jak sądzę dla większości moich rówieśników, stan wojenny to po prostu historia. To, że protesty z tego okresu nie funkcjonują w ramach jakiegokolwiek mitu bohaterskiej walki o wolność, uważam za pozytywny. Spojrzenie młodzieży urodzonej po transformacji cechuje chłodny dystans, duża doza obojętności i przede wszystkim – zdrowy rozsądek.

Nie potrafię traktować stanu wojennego z, być może właściwym, pietyzmem. Dlatego też nie pochwalam kolejnych rekonstrukcji historycznych, które odbywają się 13 grudnia. O wiele ciekawsze niż te wątpliwej wartości wyrazy resentymentu jest to, jak różnorodne media kulturowe podejmują tematykę historyczną. Pojawiają się teksty kultury, które zamiast traktować wydarzenia z przeszłości jako okazję do tworzenia patetycznych dzieł „ku pokrzepieniu serc”, wprowadzają wiele subtelnych akordów do sposobu myślenia o przeszłości. Wspaniałym przykładem jest „Wroniec” Jacka Dukaja. Książka ta jest dowodem na to, że mówienie o doniosłych wydarzeniach nie do końca poważnie i z finezją wcale nie musi być nieadekwatne.

Mimo iż minęło sporo czasu, odkąd bezwiednie nuciłam „13 grudnia, roku pamiętnego…”, nie rozumiejąc nawet znaczenia tej przyśpiewki, wciąż nie jestem w stanie określić, co dla mnie kryje się pod nazwą „stan wojenny”. Owszem, jest mi znany pewien zbiór faktów, lecz trudno jest mi zdefiniować relację między nimi a moim życiem. Nie chodzi tu jednak o wygodną ignorancję, pogrążanie się w ahistoryzmie. Odejście od traktowania przeszłości z czołobitną powagą otwiera nowe możliwości w dyskursie – poszerza perspektywę, z której jest postrzegana, włącza do dyskusji nowe kwestie, które wcześniej traktowane były jako tabu. Historia stała się kontekstem, wciąż obecnym, ale nie ciążącym na współczesności, przedmiotem debaty, a nie zarzewiem konfliktów i podziałów.

* Anna Piekarska, studentka drugiego roku Kolegium Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Stażystka w „Kulturze Liberalnej”.

** Tekst ukazał się w Kulturze Liberalnej z 13 grudnia (nr 153) w ramach Tematu Tygodnia:  "Stan wojenny w czasach Facebooka". Więcej tekstów- Jarosława Kuisza,  Łukasza Jasiny, Macieja Gduli i Filipa Memchesa - CZYTAJ DALEJ 

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Polityka