Kultura Liberalna Kultura Liberalna
138
BLOG

WIGURA: Zasady dla racjonalnej debaty o in vitro

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Kultura Obserwuj notkę 3

Jak sformułować liberalne stanowisko w stosunku do in vitro, gdy jedni wciąż straszą „mrożeniem dzieci” i utożsamiają prawo do wyboru w tej kwestii z prawem do aborcji lub eutanazji, a drudzy – omijając szerokim łukiem trudną problematykę bioetyczną – mówią o „prawie do szczęścia”?

Temat in vitro odsłania anatomię specyficznej niemocy w polskim dyskursie publicznym. Paweł Marczewski słusznie pisze w dzisiejszym tekście, że rodzaj argumentacji używanej przez część polskich konserwatystów odpycha od sfery publicznej obywateli przekonanych, że w tej sprawie nie jest możliwa racjonalna dyskusja. W istocie jednak wypowiadające się publicznie osoby o poglądach bardziej liberalnych również nierzadko szkodzą debacie publicznej. Podczas gdy pierwsi straszą „mrożeniem dzieci” i utożsamiają prawo do wyboru w kwestii in vitro z prawem do aborcji lub eutanazji, drudzy mówią o „prawie do szczęścia”, omijając szerokim łukiem trudną problematykę bioetyczną, która nieodłącznie jest z tą sprawą związana. W konsekwencji debata z góry skazana jest na niepowodzenie. To sprawia, że większość opinii publicznej woli pozostawić tę sprawę indywidualnemu rozstrzygnięciu.

Czy istnieje możliwość, byśmy jednak o in vitro dyskutowali w sferze publicznej, bez okopywania się na coraz bardziej spolaryzowanych stanowiskach i wzajemnego wytykania sobie ślepoty moralnej? Wydaje się, że tak: pod kilkoma warunkami.

Przeciw nadużywaniu tajemnicy

Przede wszystkim w takiej debacie zrezygnować musielibyśmy z argumentu, że zarodek jest człowiekiem. Doprowadźmy ten argument do logicznego końca, a dowiemy się, że jeśli zarodek istotnie jest bezbronnym nienarodzonym dzieckiem, małym człowiekiem posiadającym uprawnienia i interesy (choćby oczywisty interes przetrwania), to zezwalanie na mrożenie i usuwanie zarodków jest tożsame z torturami i morderstwem, czynami gorszymi niż porzucenie niechcianego dziecka. Jeśli zaś zarodek nie jest człowiekiem, to osoby opowiadające się przeciwko zapłodnieniu metodą in vitro są pozbawionymi współczucia sadystami, którzy w imię skupisk mnożących się komórek skazują potencjalnych rodziców na nieszczęście bezpłodności. Myśląc według tych dwóch skrajności, sami skazujemy się na polaryzację w dyskusji: argumentacja ad personam przeważy w niej nad argumentacją ad rem, a jakikolwiek kompromis będzie niemożliwy do osiągnięcia.

Dalej, wobec argumentu zakładającego, że zarodek jest człowiekiem (a zatem, że jego życie trzeba chronić tak samo, jak to czynimy w naszej kulturze z każdym ludzkim istnieniem), sami jego orędownicy przyjmują wyjątki. Przyjrzyjmy się zagadnieniu przyzwolenia na aborcję. Pierwszy taki wyjątek, uznawany przez osoby o poglądach konserwatywnych, to sytuacja, gdy ciąża zagraża zdrowiu samej matki, na przykład w przypadku zagnieżdżenia się zarodka poza macicą. Niektóre osoby o poglądach konserwatywnych przyjmują i inne wyjątki – zezwalają na przerwanie ciąży również wtedy, gdy pochodzi ona z aktu kazirodczego lub gwałtu. Skoro zatem argument ochrony życia ludzkiego, mający tak wielki ciężar moralny, miewa wyjątki, to może nie jest najlepszym argumentem? Kto bowiem dysponuje autorytetem, by decydować, które wyjątki są moralnie dozwolone, a które nie?

Istnieje wreszcie inny powód, dla którego należy ten argument odsunąć. Nie jest tak, że osoby o poglądach bardziej liberalnych uważają, że zarodek, a potem płód po prostu nie jest człowiekiem i że można beztrosko skrócić jego życie. Prezentują raczej przekonanie o koniecznej ostrożności co do tego, czy możemy mieć pewność, kiedy zarodek się człowiekiem staje. Bo czy naprawdę wiemy, w którym momencie się to dzieje? Gdy łączą się komórka jajowa i plemnik, gdy z moruli powstaje blastula, gdy wykształca się cewa nerwowa, a może, gdy płód ma już mózg, bijące serce i cztery kończyny? Co z zarodkami usuniętymi w naturalny sposób przez organizm kobiety przed zagnieżdżeniem się w macicy, co z poronieniami? Kiedy, używając języka świętego Tomasza z Akwinu, mamy do czynienia z potencjalnością, a kiedy już z aktualnością człowieka?

Wydaje się, że zarówno osoby myślące w sposób bardziej liberalny, jak i te o bardziej konserwatywnych poglądach, zarówno wierzący, jak i ci, którzy w Boga nie wierzą lub prezentują na tę sprawę poglądy ściśle naukowe, mogą zgodzić się co do jednej rzeczy: tak naprawdę to, kiedy powstaje nowy człowiek, jest tajemnicą. I twierdzenie, że ktoś wie na pewno, kiedy powstaje, oraz argumentowanie w sferze politycznej, że metoda in vitro jest tożsama z zabijaniem dzieci, jest nadużywaniem tej tajemnicy. Więcej: jest przejawem pychy.

Z tych wszystkich powodów lepiej argument o tym, że zarodek jest człowiekiem zastąpić innym. Mogłyby prawdopodobnie zgodzić się nań osoby o bardzo różnych poglądach. Argument ten brzmi, że wszystkie decyzje dotyczące ludzkich zarodków czy płodów są decyzjami najwyższej wagi, dotyczącymi ludzkiego życia. I że z tego powodu przy ich podejmowaniu konieczny jest głęboki namysł i świadomość, że decyzja o skróceniu ludzkiego życia, nawet w okresie zarodkowym, jest zawsze decyzją godną najszczerszego ubolewania.

Decyzje o granicach życia

Jednak, aby racjonalna debata na temat in vitro była możliwa, konieczne jest nie tylko przekształcenie argumentu o ludzkich zarodkach. Niezbędne jest także skonstruowanie stanowisk: liberalnego, konserwatywnego, itd., abyśmy mieli świadomość, z jakimi argumentami dyskutujemy, a nie sprowadzali wszystko do stwierdzeń w rodzaju „to niedopuszczalny iksizm”, „z igrekizmem nie będę dyskutować”. W tym miejscu spróbuję skonstruować stanowisko mi najbliższe – liberalne. Składałoby się ono z kilku zasadniczych punktów.

Po pierwsze, to, że ktoś wyznaje w kwestii in vitro poglądy bardziej liberalne, nie oznacza, że podchodzi do sprawy w sposób lekkomyślny, kierując się wyłącznie myślą o własnym szczęściu, albo dopuszczający na równi ze sztucznym zapłodnieniem działania takie, jak selekcja zarodków czy klonowanie. Tak jak pisałam wcześniej, wszelkie decyzje dotyczące ludzkiego życia są zawsze poważnymi decyzjami moralnymi. Oprócz zapłodnienia in vitro zaliczam tu również decyzje o aborcji, eutanazji, chociaż nie należy ich ze sobą mieszać. Wszystkie te kwestie nazywam decyzjami o granicach życia.

Po drugie, stanowisko liberalne zakłada, że metoda in vitro jest uzasadniona z wielu istotnych powodów. Para rodziców, lecząca przedtem bezpłodność na inne sposoby, ma prawo pragnąć urodzenia własnego dziecka metodą sztucznego zapłodnienia. Dla wielu osób adopcja nie musi być rozwiązaniem równie pożądanym jak posiadanie własnego potomstwa. Wbrew pozorom osoby, które pragną spróbować zapłodnienia in vitro, mogą robić to, chcąc budować rodzinę wedle (wspieranego przez polskich konserwatystów) tak zwanego modelu tradycyjnego. Łączą więc poglądy liberalne w jednej kwestii z bardziej konserwatywnymi w innej.

Po trzecie, liberalny podział na kwestie prywatne i publiczne sprawia, że państwo nie jest zaproszone, by ingerować w to, co dzieje się w kwestii leczenia bezpłodności danej pary. Rodzice mają prawo podjąć decyzję o zaniechaniu metody in vitro lub spróbowaniu jej. Inni – ich rodzina, przyjaciele, opinia publiczna – mają prawo nie zgadzać się z ich decyzją i tę niezgodę werbalizować, ale nie mają prawa narzucać swojego zdania. Rodzice powinni mieć prawo decydować o tym w świetle obowiązującego prawa, to znaczy, że ich postępowanie nie powinno obejmować praktyk zakazanych ze względu na społeczne niebezpieczeństwo takich metod: takich jak klonowanie ludzi, tworzenie hybryd, selekcja zarodków. W tym sensie prawne uregulowanie sprawy in vitro jest konieczne.

Rozmowa o in vitro dotyczy jednej z fundamentalnych kwestii dotyczących daru, na którym opiera się nasze życie społeczne: daru życia. Temperatura sporu jest zatem uzasadniona i gdy przyjrzymy się analogicznym dyskusjom w innych krajach, zobaczymy, że również tam były one bardzo ożywione. Jednakże tylko wtedy, gdy będziemy potrafili prezentować swoje poglądy w sposób uporządkowany i dyskutować, używając do tego jasno sprecyzowanych argumentów, mamy szansę na to, by samoświadomość własnych poglądów przełożyła się na wzajemny szacunek. Bez tego nie będziemy mieć szans na kompromis i nie uda nam się zapobiec postępującej dziś w Polsce radykalizacji sfery publicznej.

* korzystałam z książki: Ronald Dworkin, „Life’s Dominion: An Argument about Abortion, Euthanasia, and Individual Freedom”, Vintage Books, New York 1994.
** Karolina Wigura, doktor socjologii, dziennikarka. Członkini redakcji „Kultury Liberalnej” i adiunktka w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. W ubiegłym roku opublikowała książkę „Wina narodów. Przebaczenie jako strategia prowadzenia polityki”.

*** Tekst ukazał się w dziale "Temat tygodnia", w "Kultura Liberalna" nr 185 (30/2012) z 24 lipca 2012 r.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura