Kultura Liberalna Kultura Liberalna
257
BLOG

KRZYŻANOWSKI: Wywoływanie strachów

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

 Wywoływanie strachów

„Wielka trwoga” Marcina Zaremby to książka wyjątkowa. Autor opisuje strach, który trawił polskie społeczeństwo tuż po zakończeniu II Wojny Światowej. Mimo, że w tytule książki pojawia się rok 1947 jako data końcowa, to jednak strach, podobnie jak inne zjawiska społeczne, nie skończył się natychmiast. Marcin Zaremba sugeruje, że co prawda emocje uległy w mniejszym lub większym stopniu wyciszeniu lub zostały zagłuszone, ale pewne lęki przeżyły dużo dłużej. Jeszcze w latach 80. można było znaleźć osoby, które w momentach wzrostu politycznego napięcia suszyły suchary na kaloryferach. Bez wątpienia było to zachowanie wyuczone podczas wojny lub tuż po niej, kiedy w Polsce – o czym też pisze Zaremba –  głodowały całe wsie. Podobno również strach przed kolektywizacją zniknął dopiero z końcem PRL.

Choć trudno w to uwierzyć, to jednak wydaje się, że niektóre strachy utrzymują się nawet dziś, po niemal 70 latach od zakończenia wojny. Trudno inaczej wytłumaczyć paniczne reakcje niektórych mediów po odzyskaniu gospodarstwa rolnego przez Mazurkę Agnes Trawny. Kobieta została kiedyś uznana przez władze PRL za Niemkę, ergo „element niepożądany”. Ten sąd wciąż powtarzają dziś niektórzy dziennikarze i pewnie niejeden obywatel się z nimi zgodzi. Powojenny dramat Mazurów zaczął przebijać się do opinii publicznej za sprawą filmu Wojciecha Smarzowskiego „Róża”. Warto jednak dodać, że po wojnie za niemieckich okupantów uznawani i jako tacy okrutnie traktowani w niektórych regionach Polski byli także mieszkający na tych terenach od wieków ewangelicy.

„Wielka trwoga” uświadamia, jak wybiórcza jest polska pamięć. Mamy instytucje powołane do ochrony naszej pamięci, ale najwyraźniej i tak nie wszystko pamiętamy, albo lepiej – nie wszystko chcemy pamiętać. Marcin Zaremba przytacza w swojej książce fakty i zjawiska społeczne tyleż powszechne co zapomniane. Dobrym przykładem jest powojenny bandytyzm. Słowo „banda” w kontekście powojennym zostało zawładnięte przez komunistyczną propagandę, która tym mianem określała poakowskie podziemie i inne formacje stawiające zbrojny opór nowej władzy. Dziś w odniesieniu do tych ugrupowań powszechnie używa się terminu „zbrojne podziemie niepodległościowe”.

Mianem band czasem jeszcze określane są oddziały partyzantów UPA (w myśl zasady: „nasz-partyzant, ich-bandyta”). O „zwykłych” bandach rabusiów, którzy po wojnie wykorzystując łatwy dostęp do broni i bezsilność władz, napadali, mordowali i gwałcili – nie pisało się w PRL, nie pisze się i dziś. Jest rzeczą niezwykłą, że w świadomości Polaków nie zapisała się powojenna przestępczość, której skala, o czym pisze Zaremba, była wprost niewyobrażalna. Temat pospolitej przestępczości tuż po II Wojnie Światowej jest także rzadko podejmowany przez historyków – nie jest to temat łatwy, przyjemny, niekiedy również politycznie wygodny. Czasem prowadzić może do trudnych pytań o (znane z innych krajów i wojen) bandycenie się oddziałów partyzanckich albo do wniosku, że milicja, oprócz zwalczania przeciwników nowego ustroju (co wiadomo), zajmowała się również ściganiem ludzi, których i dziś uznalibyśmy za zbrodniarzy.

W zakończeniu książki Marcin Zaremba stwierdza, że Polacy aż do końca komunizmu bali się powrotu Niemców i Żydów. Sądzę, że pokłady tego strachu można odnaleźć również współcześnie – przyjdą Niemcy, Żydzi i odbiorą nam „nasze”. Nazwy tych grup, inaczej niż tuż po wojnie, zapisywane są dziś wielkimi literami. Ale tak jak dawniej, przynajmniej na poziomie dyskursu publicznego, często stosowane są podwójne standardy. Otóż, powszechne zrozumienie panuje w Polsce w stosunku do roszczeń spadkobierców polskich obywateli, którzy ubiegają się o odszkodowanie za utracone przez przodków mienie zabużańskie. Jednocześnie kwestia czy tego typu sprawiedliwość należy się spadkobiercom polskich Żydów wciąż pozostaje otwartym tematem politycznych dyskusji.

Podwójne standardy stosowane są również w stosunku do umarłych. Na przykład, gdy podczas prac budowlanych natrafia się na masowy grób z 1945 roku. Ustala się jakiej narodowości są osoby pochowane w mogile. Chciałbym wierzyć, że kurs śledztwa nie zależy od narodowości trupów. Jednak należy pamiętać, że żyjemy w kraju, w którym wiele osób (i to młodych!) wciąż z zadowoleniem przyjmie wiadomość o wybudowaniu parkingu i boiska szkolnego na niemieckim cmentarzu wojennym – fakt z badanego przeze mnie Radomia.

Książka Marcina Zaremby dotyka tych zdarzeń z najnowszej historii Polski, o których wielu polityków i autorów szkolnych podręczników najchętniej wolałoby zapomnieć. Zaremba nie buduje pomnika Narodowi Polskiemu. Jego książka opowiada o niezwykle straumatyzowanym społeczeństwie w momencie wielkiej zmiany. Obraz jaki tworzą źródła i interpretacje przywoływane przez autora „Wielkiej trwogi” nie jest może piękny, ale z punktu widzenia socjologa jest obrazem prawdziwym. Nie ma społeczeństw bez skazy, narody herosów istnieją tylko w legendach – im szybciej zjawiska i zachowania opisane przez Marcina Zarembę staną się częścią programów nauczania historii, tym lepiej dla nas wszystkich. „Wielka trwoga” przypomina także, że zbrodnie popełnione tuż po wojnie na niemieckich, ukraińskich i białoruskich cywilach w Polsce wciąż czekają na swojego Grossa.

* Łukasz Krzyżanowski – socjolog, historyk społeczny, doktorant na Uniwersytecie Warszawskim. W 2012 roku Visiting Junior Scholar w Cantemir Institute na Uniwersytecie Oksfordzkim, a w latach 2011-2013 Kagan Fellow in Advanced Holocaust Studies.

** Tekst ukazał się w dziale "Temat tygodnia", w „Kultura Liberalna” nr 193 (38/2012) z 18 września 2012 r.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura