Kultura Liberalna Kultura Liberalna
607
BLOG

Kogo obchodzi Okrągły Stół?

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 58

„«Millenalsi niepodległości», których na co dzień bardziej interesują inne spory niż starsze pokolenie, nie unikną konieczności zajęcia stanowiska wobec niedawnej przeszłości”, pisze redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”.

Nikogo?

Kilka miesięcy temu pytałem swoich studentów, co znaczy dla nich rok 1989 i czego uczyli się o nim przed maturą. „W mojej szkole to był jakby temat tabu” – powiedziała jedna z uczestniczek zajęć: „Nauczycielka podyktowała nam kilka najważniejszych informacji. I na tym cały temat się skończył”.

O tej historii myślę, gdy ktoś zadaje mi pytanie, kogo obchodzi dziś Okrągły Stół. Teoretycznie dyskusja na temat początków pierwszego trzydziestolecia III Rzeczypospolitej powinna odbywać się w kontekście następnych dziesięcioleci. Tych, w których osoby dziś dwudziestoletnie będą odgrywać najważniejszą rolę.

Na razie jednak można mieć wrażenie, że Okrągły Stół nie obchodzi dziś nikogo – oczywiście, poza aktorami ówczesnych wydarzeń. Jałowe dyskusje o utraconym skarbie „Solidarności” trwają przecież kolejną dekadę – Polacy zaś mają ważniejsze zmartwienia na co dzień.

Byłoby to jednak zbyt łatwe. Po pierwsze, aż do dziś dla wielu osób to właśnie niedawna przeszłość okazuje się politycznym paliwem. Niechęci, urazy i marzenia z czasów opozycji demokratycznej traktowane bywają ze śmiertelną powagą. Po drugie, wekslując pytanie o rok 1989, w istocie unikalibyśmy odpowiedzi na pytanie, na czym dziś opiera się III Rzeczpospolita.

Pluralizm przyprawia o ból głowy

Spór o Okrągły Stół bardzo szybko stał się rytualny. Już w 1989 roku można było usłyszeć, że „z komuną układy są dowodem zdrady” (to jedno z haseł Solidarności Walczącej, matecznika obecnego premiera Mateusza Morawieckiego). Z drugiej zaś strony pisano o cudzie porozumienia z przeciwnikiem politycznym w kraju tradycji insurekcyjnych. Na przykład w edukacyjnej publikacji autorstwa Sergiusza Kowalskiego można przeczytać, że Okrągły Stół to „kamień, który pociągnął lawinę”, a także, że był drogą „od kontraktu wynegocjowanego na Krakowskim Przedmieściu i w podwarszawskiej Magdalence do Europy bez muru berlińskiego i bez mocarstwa na wschodzie, dyktującego ludziom od Łaby po Bug i od Bałtyku po Morze Czarne, jak powinni organizować swoją zbiorową egzystencję”.

Argumentacje „zdrady” i „sukcesu” rozbudowywano przez 30 lat poza granice przyzwoitości. Lekceważono, że wydarzenie to od samego początku budziło kontrowersje. Kilka lat temu Michael Bernhard i Jan Kubik pisali o nieporozumieniach Okrągłego Stołu, wyliczając aż „pięć i pół” różnych interpretacji tego, co się stało w 1989 roku. Obejmowały one dobrze znane nam punkty odniesienia z debaty publicznej: od początku pięknej „drogi do Europy” i „podstawy do pojednania” Polaków po komunizmie, poprzez mówienie o wydarzeniu „moralnie niejednoznacznym”, dalej „zgniłym kompromisie” politycznym – aż po strategię przemilczenia niedawnej przeszłości.

Teoretycznie pluralizm interpretacji mógłby być przyczynkiem do fascynującej dyskusji. Ale wielu Polaków przyprawia on o ból głowy i zębów. W tym roku można było usłyszeć komentarze, że sytuacja jest beznadziejna, gdyż rodacy nie potrafią się porozumieć nawet co do podstawowych faktów (tak mówił Mikołaj Lizut w Tok FM w audycji z Basilem Kerskim). Tu od razu za rogiem czai się narracja o charakterze narodowym Polaków i naszym genie samozniszczenia. A czy spór o rok 1989 ma jakiekolwiek – praktyczne – znaczenie? Tu i teraz? Owszem, proszę bardzo, cała dyskusja o 3 milionach obciętej dotacji dla Europejskiego Centrum Solidarności została wtłoczona w ramy sporu o interpretację historii najnowszej (weźmy choćby wypowiedzi ministra Piotra Glińskiego w wywiadzie dla „Do Rzeczy” z 4 lutego br.).

Komuniści przy Okrągłym Stole bez legitymizacji

Czas zapytać, co z wydarzeniami sprzed 30 lat zrobią następne pokolenia Polaków. Ci, którzy w 1989 roku byli małymi dziećmi, oraz ci, których wówczas jeszcze na świecie nie było.

Przypomnijmy podstawowe fakty. Obrady Okrągłego Stołu trwały od 6 lutego do 5 kwietnia 1989 roku. Po półwieczu Związek Radziecki rezygnował z odgrywania roli imperium w naszym regionie. Polska Ludowa bankrutowała finansowo, politycznie i moralnie. Wszystko to skłaniało ludzi rządzących PRL-em w imieniu obcego państwa do wyciągnięcia ręki do opozycji antykomunistycznej. Czy raczej tej jej części, która gotowa była tę rękę przyjąć. Od lat 70. XX wieku – wbrew tradycji walczenia o niepodległość z bronią w ręku – rozwijała się opozycja non violence. Nie było to czymś oczywistym. Dość przypomnieć, że jeszcze w 1971 roku z pobudek politycznych wysadzona została w powietrze aula Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu. Mimo wprowadzenia stanu wojennego przeważająca większość członków opozycji demokratycznej odżegnywała się od przemocy fizycznej.

Droga do pokojowego rozwiązywania sporu politycznego była zatem przetarta. Ale – i tu sedno późniejszych problemów – w 1989 roku żadna ze stron nie dysponowała legitymizacją polityczną, adekwatną wobec przyszłości, do której aspirowano. Niejasne? Już tłumaczę. Otóż, kryteria legitymizacji władzy politycznej z czasów, gdy Polska Ludowa podlegała Moskwie, były fundamentalnie inne niż te z czasów niepodległości po 1989 roku. Dotyczy to zarówno dawnych komunistów, jak i członków byłej opozycji demokratycznej.

Dla porządku zacznijmy od komunistów (czy raczej tak zwanych komunistów, gdyż prawdziwych komunistów w PZPR było w latach 80. tyle co kot napłakał). Po 1944 roku jako podstawę do sprawowania władzy podawano ideologię marksistowsko-leninowską, sojusz z ZSRR, rewolucję i dziejową misję proletariatu, sprawiedliwość społeczną po wiekach i wiele innych. Nikt jednak nie zamierzał poddawać się na serio weryfikacji władzy przy urnach wyborczych. Wybory w 1947 roku sfałszowano, podobnie jak wcześniejsze o rok referendum, i generalnie, mimo takich turbulencji jak rok 1956, trzymano się tej linii. O wolnych, demokratycznych wyborach nie było mowy.

I brak legitymizacji opozycji demokratycznej

Cały tekst TUTAJ

Jarosław Kuisz

redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka