Jak poprawić zasraną Polskę

Mam na to prostą receptę. Nie, serio. Nie trzeba czekać lat i rzecz nie jest trudna. Nie naprawi Polski, ale ją przynajmniej poprawi. Powiem więcej - drastycznie poprawi.

Przyszła odwilż i polskie osiedla cuchną pod niebiosa. Śmierdzą tak potwornie, że wyciska to łzy z oczu. Normalka - psy srały całą zimę, teraz mróz puszcza i odchody zaczynają rozkosznie parować.

Słuchajcie, właściciele psów - ja rozumiem. Nie będę was gonił do sprzątania tego z szufelką i zmiotką, bo wiem, że od psiego srania płacicie podatek. Jest osobny podatek od posiadania psa. Oczywiste dlaczego ten podatek jest nałożony i na co powinien być wydawany. Nie jest - ot, Polska. Ale nie można wymagać aby ludzie, których opodatkowano na poczet sprzątania po ich psach sami wykonywali pracę, na którą płacą podatki. I nie wymagam tego. Niech sobie te osiedla cuchną, w końcu przestaną. Ale... i tu moja recepta na poprawę kraju:

Na miłość boską! Ja rozumiem że sracie tymi psami na trawniki. Serio, rozumiem. No bo jak nie na trawniki to gdzie? Ale na chodniki? Serio - musicie? Nie może jeden z drugim pieprzony cham szarpnąć psa smyczą kiedy widzi jak ten kuca na chodniku? Niby stolica wielkiego państwa walniętego jak w pysk strzelił w samym środku Europy i brunatne chodniki, których nie widać spod gówna? W stajni nie jest tak nasrane jak na osiedlowych chodnikach. Zresztą co tam osiedlowych - przez Świętokrzyską trzeba iść slalomem! Człowiekowi już chwilami bezpieczniej iść po trawie, bo na chodniku po prostu grozi mu fikołek na gigantycznych, brunatnych bombach. Weźcie te cholerne psy na trawnik, a Polska natychmiast stanie się lepsza. A może i wy, nie okazując bliźnim tak straszliwej, chamskiej, potwornej pogardy poczujecie się sami z sobą trochę lepiej.