Piotr Smolanski Piotr Smolanski
1398
BLOG

Polska broń nuklearna.

Piotr Smolanski Piotr Smolanski Polityka Obserwuj notkę 3

Artykuł na niezależnej przypomniał mi o podjęciu tych rozważań:

http://kulturkampf.salon24.pl/321946,polska-nato-i-gwarancja-niebezpieczenstwa

 

Więc podejmuję.

 

NATO jest organizacją stworzoną dla obrony przed Związkiem Radzieckim. Tylko tyle i aż tyle. Państwa które powołały Sojusz wszystkie czuły się zagrożone przez ZSRR i jedyną pewność niezachwianej niepodległości widziały w zasadzie “jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Sytuacja w której Sowieci wyłuskują państwo za państwem, zastraszając jego kilku sąsiadów tak aby nic nie robili miała stać się niemożliwa. I to zadziałało dość dobrze. Ale ważna tutaj jest wzajemność obrony.

 

Państwa nie mają przyjaciół, państwa mają interesy”.

 

Nasza doktryna obronna (jak by śmieszną nie była) zakłada że nie potrafimy i nawet nie będziemy próbowali obronić się sami. Mają to za nas zrobić Niemcy, Francuzi i Amerykanie. Proste pytanie: po co mieli by to robić? Nie mówię w ogóle o jakimś truciu o honorze, o zdradzie Aliantów, o podobnym blablabla (“Bożeee coś Polskęęęęę”). Mówię o interesach. Jaki mają interes Niemcy, Francuzi i Amerykanie w umieraniu za Polskę, za kraj który wyznaczył im rolę swoich obrońców nie bardzo pytając ich o zdanie w tej sprawie? Gdzie jest wzajemność? Przed czym możemy obronić Niemcy? Przed czym możemy obronić Francję? Co im w ogóle grozi? Przed czym możemy obronić USA? Służymy im za listek figowy w czasie misji kolonialnych, ale za to płacą nam i w gotówce i w szkoleniu i w sprzęcie, więc mogą czuć się z nami kwita. Czy powinni to inna sprawa, ale fakt faktem że nasz udział w ich misjach był zawsze całkowicie bezwarunkowy i niczego nie próbowaliśmy za to utargować (bo jesteśmy faaajni i faaajnie jak nas lubią i mówią nam jacy jesteśmy faaaajni). Służymy Amerykanom za “co łaska”. Tak sami sobie ustaliliśmy te warunki i w ich ramach naprawdę nie są nam niczego więcej winni. Więc gdzie jest wzajemność? Co my dajemy albo dać możemy sojusznikom, do czego możemy być im potrzebni? Nie ma oczywiście żadnej wzajemności. A my zapominamy że nie wykupiliśmy sobie karnetu na darmową pomoc, tylko podjęliśmy zobowiązanie o wzajemnej pomocy. I niedługo potem rozwiązaliśmy armię, zostawiając wyłącznie specjalistyczne siły obrabiania magazynów i rozkradania budżetu obronnego plus mały korpus najemniczy odnajmowany Amerykanom. Tyle że nawet tego korpusu starcza na jedną misję na raz, z Iraku musieliśmy się wycofać. I co teraz?

 

Niemcy mają pewien interes polityczny w bronieniu nas. Sytuacja w której graniczą na wschodzie z Rosją jest dla nich wysoce niepożądana. Znacznie lepiej działa dla nich Polska będąca zderzakiem-buforem, polem ścierania się interesów niemieckich (reprezentowanych obecnie przez premiera RP) z interesami rosyjskimi (reprezentowanymi obecnie przez prezydenta RP). Nawet jeżeli Rosja nigdy już nie zagrozi im militarnie (nie chodzi o siłę armii ale o to że Rosjanie mają już zbyt małą i wciąż wymierającą ludność, niezdolną do okupowania tak rozległych terenów), to agresywne, nieobliczalne, wrogie wobec wszystkiego i wszystkich państwo tuż za granicą nie może być im na rękę. Niemcy potrzebują semi-niepodległej Polski. Czy jednak potrzebują jej na tyle żeby w razie czego posłać swoje dzieci przeciw wielomilionowej rosyjsko-białoruskiej armii która po wybuchu wojny będzie w tempie swojego podboju ograniczona tylko przez maksymalną szybkość transportu paliwa i amunicji na front? Czy niemiecka opinia publiczna da się namówić do wojny w obronie państwa które nie ma zamiaru walczyć, bo zwyczajnie nie ma czym? Warto zdać sobie sprawę z tego, że nasze osiągnięcia w takiej wojnie po niedawnym rozwiązaniu przez nas armii będą na skalę tego co pokazała Francja w 1940, nie co pokazała II RP w 1939. Kto będzie chciał odbijać takie państwo Rosjanom? Piszę o odbijaniu, bo o pomocy w wojnie nie ma w ogóle mowy. Zanim nasi zachodni sojusznicy się zmobilizują, będą już graniczyli z Rosją, nie z Polską. Czy raczej - z Polską, z nowym legalnym rządem, właśnie pod rosyjskimi lufami potwierdzanym w wyborach powszechnych. Amerykanie są bankrutem zaangażowanym w dwie potwornie drogie wojny i wahającym się na skraju trzeciej. Czy można się po nich spodziewać większej pomocy niż ta otrzymana przez Gruzję? Czyli większej niż kilku mruknięć i zakłopotanego drapania się po głowie? Francji wszelkie problemy Niemiec są zwyczajnie na rękę i zapewne chętnie weszła by ona w rolę dotąd zajmowaną przez Niemcy, czyli grania z Rosją ponad Niemcami tak jak teraz Niemcy grają z Rosją ponad Polską. Więc pomoc - od kogo? I po co? Jeśli dalej spodziewamy się sojuszniczej pomocy od Niemiec i Francji po tym jak odmówiły one nawet przygotowania planów obrony Turcji przed Irakiem (i to przy absolutnie skrajnej dysproporcji sił NATO wobec sił Iraku), jeśli dalej na to liczymy to jesteśmy naiwniakami gorszymi niż w 1939.

 

A czy potrafimy sami stworzyć armię zdolną do pokonania Rosji? Rzecz brzmi fantastycznie. Armia III RP stoi na gównie, kradzieży, niekompetencji i mafijności. Korpus dowódczy odziedziczyliśmy po LWP - ludzi bez moralności i bez talentu, wychowanych przez moskiewskie akademie klęczenia przed KPZR. Tych których wychowaliśmy sobie sami straciliśmy w Smoleńsku. Polska armia to jeden wielki szaber w który uwikłane są nawet tak elitarne formacje jak Grom. Celem jej istnienia jest w tej chwili właściwie wyłącznie robienie przewałów na magazynach i kontraktach. Właśnie szykowana jest kolejna gigantyczna “tarcza finansowa” dla Bumaru z którym osobiste związki ma namiestnik moskiewski, prezydent K. Załóżmy że dochodzi do cudu i że Polska trafia pod rządy utalentowanego przywódcy (nie mam tu wcale  na myśli Jarosława Kaczyńskiego) który głową armii czyni sprawnego manadżera. Ten manadżer ma z kolei wystarczającą siłę przebicia żeby wyrzucić z pracy właściwie całą generalicję i starszą kadrę dowódczą, większość oficerów (mowa o kilkudziesięciu tysiącach ludzi razem z podległymi parasytami, sitwami i koteriami), awansować ludzi doświadczonych na misjach zagranicznych, być może część oficerów po prostu importować z innych krajów (Polska już bywała w takich sytuacjach). Polska armia jest obecnie mniej liczna, gorzej wyposażona, gorzej opłacana i gorzej wyszkolona niż armia Szwajcarii kosztując więcej. Nie “więcej” w kategoriach procenta PKB, ale więcej w twardej walucie. Załóżmy że cudem przerabiamy Polskę w Szwajcarię, mamy silną, sprawną armię, mamy kilka milionów przeszkolonych w obronie terytorialnej i dywersji poborowych/partyzantów. Szkolimy Gruzinów czy Czeczenów w walce partyzanckiej, w sabotażu, w zwalczaniu Rosjan na terenie własnym i cudzym. Czy to byłoby wystarczającą przeszkodą dla Rosji? Być może...

 

Czy ktoś jednak wierzy że to możliwe? Tak serio?

 

Co jeszcze Kora Północna może zrobić zanim doigra się interwencji zbrojnej? Hmm... właściwie wszystko. Samo podejrzenie że posiada broń nuklearną oznacza że jest traktowana z maksymalną ostrożnością i niemal uniżonością. Desanty komandosów mordujących obywateli Korei Południowej? No problem. Ataki na cywilne jednostki pływające? Sure, fine! Porywanie amerykańskich obywateli i grożenie im śmiercią albo dożywotnim więzieniem? Carry on! To ważna lekcja.

 

Uzyskanie przez Polskę broni nuklearnej technologicznie nie jest niemożliwe, nie jest nawet bardzo trudne. Ale wymaga przyzwolenia USA, bez tego sprawa jest rozpaczliwa. Musimy wykorzystać komputery które sprzedano nam pod warunkiem że nie będziemy ich używać w celu opracowywania właśnie tej broni. Potrzebujemy rafinowanych uranidów, które możemy uzyskać niemal wyłącznie od sojuszników USA. Nie zrobimy sami bomby A od zera, ale możemy ją poskładać z części, a te części są dostępne na rynku po uzyskaniu imprimatur Stanów Zjednoczonych albo Rosji. O Rosji w ogóle nie ma mowy, więc...

 

Czy Stany Zjednoczone by się na to zgodziły? Nie wiem. Rzecz zależy od wyboru momentu i od przekonania USA że leży to w ich interesie. Niemal każdy nowy prezydent USA w pierwszej kadencji wyrusza do Moskwy z tęczą w oczach, szerokim i głupawym uśmiechem, ręką wyciągniętą tak daleko w przód że wyłamuje mu stawy i gorącym pragnieniem Odprężenia. Słowem - żywa reklama Menthosa. W Moskwie zostaje oczarowany i zorientowanie się że chciał cudownej nocy a skończyło się chorobą weneryczną i brakiem portfela zajmuje mu kolejne 3-4 lata. To jest właściwy moment na takie rozmowy. Sytuacja, niedługo po początku drugiej kadencji (tuż przed końcem pierwszej nikt tak ważnych decyzji nie podejmie, to musi być tuż po wyborach), w której prezydent zdaje sobie w końcu sprawę z tego kim i czym jest Rosja i jakie postępowanie wobec niej działa a jakie nie. Rzecz w tym że umieszczenie bomby A na granicy Rosji a przy tym bomby będącej niezależną od samych Stanów Zjednoczonych (co oznacza że USA nie ponoszą za nią żadnej odpowiedzialności politycznej) jest dla nich bardzo korzystne. Sama w sobie stawia potężną tamę rosyjskiej ekspansji terytorialnej, wbija twardy klin w jakiekolwiek współczesne układy Ribbentrop-Mołotow i w dużej mierze wywraca stolik na którym trwa poker EU, organizacji generalnie USA wrogiej. Dzieje się to właściwie bez żadnego ryzyka z punktu widzenia samych USA. Opracowanie sposobów uderzenia w Amerykanów jest nam dokładnie po nic, nie mamy też absolutnie żadnego interesu w podrzucaniu tej bomby wrogom Stanów Zjednoczonych. Amerykanie nie muszą nam nic sami dawać, wystarczy że zablokują wszelkie kroki ONZ wobec nas i że wyrażając publicznie oburzonko, rzeczywiście dadzą nam swoją zgodę. Nie jest też bezprzytomne założenie że moglibyśmy znaleźć chętne ucho w Chinach. Dla Chin pojawienie się bomby A po przeciwnej stronie Rosji jest korzystne jak cholera, rozdzierając na dwie strony uwagę coraz bardziej wrogiego im państwa (sprawa Syberii). Nawet krok tak agresywny jak “tak, sprzedaliśmy im cały gotowy system i co nam zrobicie?” byłby z punktu widzenia Chin bardzo korzystny, bo zademonstrowałby wszystkim że faktycznie nic Chinom zrobić nie można i gra toczy się według ich reguł. Bardzo podobny w wymowie był numer z embargiem na sprzedaż rzadkich metali, co polska prasa zajęta tym w jaki to kolejny sposób Kaczyński znowu zniszczył swoje szanse na cośtam zignorowała całkowicie, a co wzbudziło absolutną panikę na zachodzie.. Warto zdać sobie sprawę że Chiny utrzymują KRLD nie tylko jako straszak wobec USA/Korei Południowej ale również jako straszak wobec Rosji. Być może musielibyśmy wybierać między załatwianiem sprawy poprzez Chiny albo poprzez USA, ale sam fakt istnienia przed nami tego wyboru byłby dodatkowym argumentem w negocjacjach. Wspólny język można by też próbować znaleźć z Izraelem. Możliwości są, jak najbardziej. Potrzebna jest wola polityczna i realizm konieczny do zdania sobie sprawy że inny sposób samodzielnej obrony właściwie nie istnieje.

 

Nie traktuję powyższych słów jako Prawdy Objawionej, sam nie jestem do końca tego kursu pewien. Rzecz w tym że w tej chwili przyszłość Europy jest jedną wielką niewiadomą. Nadchodzi wir który wymiesza wszystko i którego skutków po prostu nie da się przewidzieć. Jeśli będziemy musieli walczyć to na ilu frontach? Czy będziemy wówczas w ogóle mieli społeczeństwo zdolne do walki, czy będziemy jak Francja w 1940, zdemoralizowana i gotowa przyjąć jakiegokolwiek okupanta z entuzjazmem, kwiatami, wypiętymi mieszkankami stolicy i gotowością wyrżnięcia wszystkich swoich Żydów żeby tylko Führer się uśmiechnął? To jest realne zagrożenie. Dysponowanie potężnym straszakiem to w takiej sytuacji atut który trudno przecenić.


Jestem Quellistą, wierzącym w słowo Adama Smitha i chronienie najsłabszych przed skutkami owego słowa. To chyba czyni mnie centrystą. Niech i tak będzie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka