Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki
510
BLOG

Za jabłonkowskimi Szańcami, czyli przepraszam Słowaków za 1938

Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Zapomniana to kraina, choć leży za Olzą a swego czasu, przed węgierską ekspansją jeszcze, znajdowała się w granicach Księstwa Cieszyńskiego, o czym zapewniają znawcy tematu.

Zapewniają również, że tereny te były etnicznie polskie, o czym mają świadczyć nazwy rozsianych na jej obszarze miejscowości jak Gorzelica, Maków, Oleśna, Staszków czy Zakopcze, których mieszkańcy mieli niby mówić po polsku jeszcze w pierwszych dekadach ubiegłego stulecia, czego świadectwem mają być ci z nich, którzy przed dwoma wiekami udali się za chlebem na Bukowinę i do dzisiaj zachowali polską tożsamość. Lecz ci, którzy zostali w tej zapomnianej krainie za Szańcami, polskiego, nawet w lichej gwarowej wersji, od dawna nie używają.

Mowa o Czadeckiem, zwanym obecnie ze słowacka Kysucami. Niewielka to ziemia pomiędzy pasmem Jawornika i stokami Małej Fatry a obecną granica słowacko-czeską i słowacko-polską, której nazwa pochodzi od mało urokliwego miasta Czaca (choć teraz mówi się - znowuż ze słowacka - Czadca).

Zapomniana jest również i przypadająca ostatnio rocznica związana z tą krainą. Otóż 25 listopada 1938 roku "przy zajmowaniu rejonu czadeckiego doszło do starć z posterunkami żandarmerii oraz czesko-słowackimi oddziałami wojskowymi" (jak relacjonował wówczas "Kurjer Warszawski"). W kilkugodzinnej bitwie zginęło bodaj czterech żołnierzy, po dwóch z każdej strony. Obrońcy się wycofali i pod koniec dnia oddziały Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Śląsk" gen. Wąadysława Bortnowskiego zajęły Czacę.

Pretekstem do działań militarnych był napad w okolicach Zamków Orawskich (Oravský Podzámok, podpowiadam potencjalnym turystom słowacką nazwę) na autobus z wracającymi z rekonesansu geodezyjnego w Czadeckiem polskimi członkami komisji delimitacyjnej, która miała wyznaczyć nowe granice. Parę osób z delegacji zostało poturbowanych.

Jak relacjonował jeden z członków komisji, kpt. Olgierd Jakubowski (nb. zamordowany w 1940 przez Sowietów w Charkowie) "Polska nie wysunęła pełnych żądań tery­torialnych w Czadeckim, na Orawie i Spiszu, pomimo iż ele­ment polski został pokrzywdzony kosztem uszanowania wzglę­dów przyjaźni ze Słowakam". Przeto 30 listopada doszło do ustalenia nowej granicy państwowej w tym rejonie. Rzeczpospolita zadowoliła się jedynie terenami do trakcji kolejowej, aby ruch pasażerski na trasie Mosty – Zwardoń odbywał się w całości na polskim terytorium.

I tak wdzierał się ostry klin na przedmieścia Czacy, a w kierunku wschodnim dwie nitki szyn przepoławiały Świerczynowiec, Czarne i Skalite. Mieszkańcy polskich części dwóch ostatnich wsi nie mogli już przejść bezkarnie przez tory do kościoła, bo toczyła się nimi wraz z parową lokomotywą granica państwa.

Zajęcie skrawka Czadeckiego było złe. Nie biję się w piersi za przyłączenie Zaolzia tamtej jesieni, ale wstyd mi za zagarnięcie piędzi ziemi (bo cóż dla wielkiego państwa znaczy 4500 hektarów!) tak "po czesku", aby tylko mieć tę linię kolejową. Powtarzam – wstyd. I za to braci Słowaków przepraszam.

Wtrynia swe trzy grosze od 26 maja 2009 r. "Hospicjum Zaolzie" - rzecz o umieraniu polskości na zachodnim brzegu Olzy Wydawnictwo Beskidy, Wędrynia 2014 Teksty rozproszone (w sieci) Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia "stela" (Dziennik Zachodni) Mocne uderzenie (obrazki z Wileńszczyzny) (zw.lt) Wraca sprawa Zaolzia (Rzeczpospolita) Cień Czarnej Julki (gazetacodzienna.pl)   Lubczasopismo   Sympatie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura