Czytałam recenzje krytyków filmowych, gdzie niektórzy oceniają ten obraz jako najlepszy jaki kiedykolwiek widzieli.
Nie dziwi mnie to.
Szalenie symboliczna przypowieść, rewelacyjnie zrealizowana.
Jest to autorskie dzieło Billy'ego Bob'a Thornton'a.
(...) Tym razem był to już film pełnometrażowy, napisany i wyreżyserowany przez Thorntona, który także wcielił się w swoją postać. Posypały się liczne wyróżnienia, wśród najważniejszych dwie nominacje do Oscara: za kreację aktorską oraz scenariusz (tę statuetkę twórca odebrał), nagroda dla artystów niezależnych - Independent Spirit Award oraz nagroda Gildii Pisarzy Amerykańskich.
Historia tak przejmująca w swej prostocie, ale i głębokiej prawdzie, że czuje się w sobie wyraźne obrażenia. Na jaźń spada multum wniosków - nie tylko kluczowych, ale cementujących świat wartości jako takich.
Pointa osadzona na paradoksie, gdzie w świecie rzekomo normalnych obywateli, bohater - opóźniony w rozwoju - jawi się jako właściwie prawie jedyna mądra, myśląca, czująca, normalna postać.
On zmagający się ze stygmatem zbrodni, której dokonał w dzieciństwie - a tylko dlatego zabił, bo sądził że nagi kochanek na matce ją krzywdzi - jest człowiekiem na wskroś prawym, z dobrze funkcjonującym sumieniem, empatycznym...
Po odzyskaniu wolności właściwie wszystko pięknie się układa. Znajduje pracę, kąt, życzliwych mu ludzi.
Rodzi się też piękna, mądra, głęboka przyjaźń z dorastającym chłopcem.
Obaj się cudowanie uzupełniają. Mały po traumie samobójczej śmierci swego ojca, znajduje ukojenie w kontaktach z głównym bohaterem. Powtarza, że nawet jego specyficzny głos, sposób werbalizacji - niesamowicie go uspokaja.
Słowa chłopca:
- Czuję się przy tobie tak bezpiecznie jak kiedyś przy mym ojcu.
Nurt spełnienia burzy postać kochanka matki chłopca. Psychopaty, dewianta, potwora.
Główny bohater zaczyna rozumieć, że obdarowanie małego chłopca spokojem, bezpieczeństwem, szansą na szczęście - jest jedynie drastyczne rozwiązanie.
Tym trudniejsze, że doskonale wie czym jest prawość, także ważna dla niego litera Biblii, doskonale odróżnia zło od dobra - ale...
Co jest tak naprawdę dobrem, a co złem?
Jego silna niezgoda na krzywdzenie innych, ściąga go ponownie na ścieżkę zbrodni. Za którą wie, że zapłaci dożywotnią cenę - ale to nie ma już dla niego znaczenia.
Pokochał chłopca, jego mamę, ich przyjaciół, którzy wszyscy bez wyjątku byli okaleczani przez despotę.
Uznał wiec, że to co otrzymał w tak krótkim czasie na wolności wystarcza, by naprawić ich świat.
Zabija scocjopatę.
Dla nikogo ten czyn nie jawi się jako zły - choć jest zły.
Bezradność wobec bólu ludzi dobrych wygenerowała taki a nie inny finał koszmaru.
Piękne, lakoniczne - ale jakże nośne dialogi.
To obraz dla wymagającego widza i na poziomie intelektualnej uczty, ale i na poziomie trudu redefinicji skomplikowanego świata postaw.
Bo nic nie jest proste, bo nic nie jest oczywiste. Powszechne narzędzia wartościowania tu na nic się przydadzą.
Ale to wie się tylko wtedy, gdy miało się do czynienia z nieprawością, której nikt nie był w stanie wyrugować.
Jakże często pozory normy zwodzą.
Śpieszna aksjologia staje się farsą samej siebie.
Uczciwy proces poznawczy, rzetelna analiza - to trud, którego nie chce się ponosić.
Wczytać się w życie, w ludzi, w siebie...Po co?
Potężna ściąga stereotypowego oglądu - ustawi wszystko na swoim miejscu.
Tylko, że na takiej szachownicy żadna figura nie stoi tam gdzie powinna. Królowa na miejscu pionka, pionek na miejscu króla.
Z takim bałaganem, złamaniem reguł - można poszaleć - o tyle przyjemniej, że brak możliwości wskazania wygranych i przegranych.
Pozory gry, pozory ocen, pozorna wiedza, życie pełne pozorów.
Inne tematy w dziale Rozmaitości