ladynoprofit ladynoprofit
264
BLOG

Przymus vs Pragnienie

ladynoprofit ladynoprofit Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Jedynie poczucie przymusu blokuje realizację pragnień. R. Schache.

To myśl z książki, którą przyniósł mi Aniołek pod choinkę.

Nie marzenie, nie słodką iluzję - ale właśnie pragnienie.

Bo jest ono - moim zdaniem - najbliżej przewalutowania na fakt, tuż za potrzebą jaką taką.

Choćby potrzeba skorzystania z WC - no nie ma co deliberować.

Do marzeń ma się luźny stosunek - możemy się nimi bawić, ubierać w nowe konteksty, zawieszać na jaźni, by za chwilę odwieszać. Nie palą się.

Pragnienie to coś więcej. Często jest kluczowe wobec synoptyki, założeń na jutro.

Konsumpcyjne pragnienia można rozwiązywać kartą płatniczą.

Za potrzeby socjalne - musimy.

Za pragnienia - możemy.

I może dlatego zwróciło moją uwagę zestawienie w cytacie takich pojęć jak: pragnienie - przymus.

Gdy pokopać głębiej - znajdziemy uśmiechniętą - wolność.

Infantylna postawa: muszę to mieć, aż prosi się o weryfikację: ar ju siur?

Wobec oczywistych, życiowych potrzeb - nigdy nie mawia się: muszę to mieć!

Na automatycznym pilocie nabywamy chleb, masło etc.

A w relacjach interpersonalnych?

Musze ją/jego mieć!

Niektórym udaje się zrealizować takie polowanie, jeśli nie kłusownictwo. Ale finalnie - jedynie posiadają.

Można marzyć o kimś.

Pomijam okres dorastania i oplakatowane pokoje prawiczków i dziewic.

Tylko te marzenia masują duszę, którym nie patronuje przymus, konieczność, desperacja.

Bo można marzyć także ze świadmością tego, że marzenie nie wyskoczy z szuflady marzeń. Tu nie ma tragedii.

Jeśli zaś marzenie odbiera radość życia, dławi spokój, karmi nerwicę - to wtedy nie jest tak naprawdę marzeniem, ale narzędziem masochistycznym.

Bo my jesteśmy władcami marzeń, a nie ich niewolnikami.

Można kogoś pragnąć.

Jeśli to tylko tęskna pieśń strefy genitalnej - mija szybciej niż się wykluje.

Jeśli zaś pragniemy życiowo - bo smaczna osobowość, intelekt, mentalne ciepło - wtedy rachunek prawdopodobieństwa może mieć znaczenie, ale nie musi.

Przymus jako taki - nawet nieuświadomiony do końca - dewaluuje istotę rzeczy.

Też dlatego, że najczęściej obrany cel nie jest tym właściwym.

Przy frazie: muszę to mieć, muszę być z nią/nim - warto zadać sobie pytanie: why?

Bezmyślność odpowie: bo muszę!

Zaś uczciwa autorefleksja wbije się w fotel namysłu i szepnie: poproszę czas dla zawodnika.

Przymus ma swoje korzenie w nieprzepracowaniu siebie, tematu, założeń.

Prawdziwa to teza, że tylko wolny człowiek potrafi kochać.

Przymus to zaprzeczenie wolności, nawet wtedy gdy jest autorskim kapo.

Życie przyciska nas do ściany wielu konieczności. I tu nie ma zmiłuj się.

Jednak pragnienie to nie konieczność.

Nawet kolekcjonerstwo może wynikać z wolności, albo z jałowego przymusu. Przy drugiej opcji nie daje radości.

Znakiem wodnym miłości trafionej to ulga, że właśnie ten ktoś.

Nie wciśnie się w to nawet atomu przymusu.

Bo przymus ruguje ulgę, bo działa przeciwko nam.

Dopuszczając przymus, tam gdzie nie powinno go być -  jesteśmy lennikami pragnień, ale nie swoich.

Pragnienie bez paralizatora przymusu - ma szansę przemówić czasem dokonanym.

A jeśli nawet nie przemówi - to na pewno nas nie okalecza.

 

 

 

 

 

Zakochana w suwerenności. Smakoszka autentyzmu. Ze słabością do erekcji intelektu. ministat liczniki.org

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości