ladynoprofit ladynoprofit
468
BLOG

Dusza na manualnej

ladynoprofit ladynoprofit Rozmaitości Obserwuj notkę 8

To było kilka lat temu.

Zupełnie nieznany mi mężczyzna poprosił mnie o rozmowę online - czyli z walorem jednoczesności.

Bez częstowania się minimum socjalnym o nas - zupełnie anonimowi dla siebie - weszliśmy spontanicznie w dialog.

On - więcej niż sprawny intelektualnie, ze sprawnymi palcami - mowa tu o szybkości pisania - poddawał różne tematy do obgadania.

I byłoby całkiem miło i sympatycznie - gdyby nie jedna rzecz.

W tym wszystkim był zaczepno-agresywny. Domyśliłam się, że kocha poligony słowne - a to nie moje klimaty.

Właściwie już chciałam pana pożegnać - gdybym sama sobie nie postawiła cel - doszlifowania swych umiejętności polemicznych.

Między nami symetria sił, skuteczności - jednak dla mnie obrana powyżej celowość i tak zaczynała tracić sens.

Właściwie już miałam pana pożegnać, gdy wpadł mi do głowy zabawny pomysł -  a z nim ciekawość jego reakcji.

Bo cały czas pracował dłońmi, myślą -  jak bokser nogami na ringu, pięści na wysokości obojczyków z gotowością to prawego czy lewego sierpowego.

Gdy nagle spływają mu moje słowa:

 -A kochasz mnie jeszcze troszeczkę???

Irracjonalność pytania więcej niż oczywista!

Nic o sobie nie wiemy, nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy - dlatego nie tyle może dziwić pytanie o jego stan uczuć do mnie, ale ów termin "jeszcze".

Oparłam się swobodnie o krzesło i czekam...

Czekam... nadal czekam...

Pan spuchł czy co??

Obstawiałam, że za chwilę rozmyje się w necie w akcie dezercji.

Gdy nagle jego reakcja:

 - Ty małpo! Ty paskudo jedna!  Całe życie cię kocham jak nikogo wcześniej! Jak możesz o to pytać!?!

Głęboką noc w mym pokoju okrasił mój głośny śmiech.

Trochę czasu potrzebował na to "wyznanie" - chyba dlatego, by spacyfikować szok po tak nieadekwatnym do sytuacji mym pytaniu - ale jednak dał radę.

Zdjął bokserskie rękawice, ochraniacz na zęby wylądował u jego stóp.

Mogłam pociągnąć spotkanie dialogowe, ale pomyślałam - to najlepszy moment na jego finalizację.

Grzecznie pożegnałam się gdy on napisał:

 - Nie odchodź, błagam Cię, proszę...

Podałam banalny argument późnej już pory.

Jednak on nadal z pragnieniem zatrzymania mnie...

Patrząc na jego słowa, frazy - miałam poczucie jakby oddał miejsce przy klawiaturze innemu facetowi.

Bo spokojny, ciepły, bez agresji etc.

Tak powinna zacząć się nasza rozmowa.

Przedstawił się: Jakub, prawnik, kilka lat młodszy ode mnie.

Kilka tygodni po naszym spotkaniu w sieci -  miał sprawę zawodową w mym mieście.

Zaproponował kawę  z pytaniem o moją ulubioną knajpkę.

Wskazałam i zabrał mnie do niej.

Ciepła pora roku - więc oboje w ogródku na rynku mego miasta.

Ja drink, on kawa - bo prowadzi.

Smaczna, sensowna, ciepła rozmowa. A w niej przyznał się do nokautu - jaki mu zadałam pytaniem o kochanie.

Oboje wiedzieliśmy, że nie jest to w żadnym razie skan o stan jego uczuć do mnie - ale było ono tak egzotyczne dla klimatu potyczki słownej - że - jak powiedział - rozwaliłam go nim na amen.

Dlaczego wracam do tego wspomnienia, epizodu?

Dla szerszej refleksji, dla pytania: skąd w nas ta potrzeba szarpaniny, walenia  - nawet w totalnie obce nam osoby?

Nie jesteśmy tacy.

Dokumentuje to i opisane spotkanie, ale i informacja Blogera z Salonu, że pogorszyl się stan Jego zdrowia.

Zaczęły spływać słowa wsparcia, pełne ciepła, życzenia zdrowia. To nie dziwi, ale zastanawia inna rzecz - pojawiły się też nicki adwersarzy zawsze agresywnych wobec chorego.

Inny Bloger słusznie zostawił tam pytanie, dlaczego stajemy się ludzcy dopiero w obliczu czyjegoś niedomagania?

Pytanie to nie kryje w sobie apelu o klakierstwo - miejmy zawsze swoje zdanie. Ale indywidualna optyka nie wymaga deprecjonowania bliźniego.

Dlaczego sumienie budzi się w obliczu czyjegoś bólu, zmartwienia - a nie jest obecne tak z defnicji - cały czas?

Różnica zdań nie wymaga wejścia w rolę potwora.

Podobnie moje spotkanie z obcym - jaki był sens startowania do mnie z agresją, pianą, ciosami???

Sądzę, że sprawa rozbija się o postawę interpersonalną w wersji: na automacie lub na manualnej.

Na automacie jest łatwiej, jest programowo.

Można nawet konsumować kanapkę bez trzymania "kierownicy".

Na manualnej jest trudniej, bo czujność wobec konieczności zmiany biegów, znajomość trasy znaczeniowej, skrzyżowania argumentów itd, itd.

Problem w tym, że na automacie nas nie ma. Taka martwa wyuczona poza.

Mózgiem jest elektronika bolidu.

Na manulanej dopiero jesteśmy sobą.

Na manulanej podróży do drugiego człowieka patronuje dusza.

 

 

 

Zakochana w suwerenności. Smakoszka autentyzmu. Ze słabością do erekcji intelektu. ministat liczniki.org

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Rozmaitości