Kochać i troszczyć się o inną istotę jest rzeczą bardzo uciążliwą, znacznie cięższą niż zabijać i niszczyć. Marlen Haushofer
Był taki film - Miłość ma dwie twarze.
Randka w ciemno dojrzałych samotnych. Widzą szansę i pobierają się ze specyficzną umową - zero seksu, by nie burzyć wyjątkowości związku. Bo seks potrafi wszystko zepsuć.
Ale dla niej to za duże wyzwanie: pragnie dotyku, intymności. Pragnie poszerzyć ich misterium o alkowę.
W nim hormony też nie śpią, ale boi się, że potem już nic nie będzie tak smakować, jak wtedy, gdy żyli bez alkowianych igraszek. Odtrąca jej ciało, nie odtrącając jej duszy.
I jego zdziwienie, że ona cierpi, że pakuje się i odchodzi. Bo czy można nie zranić duszy nie pragnąc ciała?
Co więcej - cielesności kobiety pełnej kompleksów, której od dziecka mówiono, że uroda nie jest jej atutem.
Podczas tej seperacji ona zmienia image.
Zrzuca wagę, zmienia kolor włosów, styl.
Gdy ją zobaczył poczuł, że stracił jej duszę. Bo dusza wg niego przypisana była do tamtej wersji kobiety.
Bo to duszę pokochał. Ona była tylko duszą.
Film kończy się szczęśliwie - bo całość podana w konwencji ciepłej komedii.
W związku z powyższym pojawia się naturalne pytanie: jak ma się miłość do atrakcyjności ciała?
Kolejne: ile ma twarzy miłość?
Czy potrafimy zakochać się w duszy? Tak na marginesie, to dobre pytanie dla netowych znajomych.
Czy jeśli ktoś nas zafascynuje osobowością, to czy potrafimy przeskoczyć fakt, że ciało nie jest z katalogu naszych wyśnionych wersji?
Albo czy pokochamy za ciało, choć właściwie wnętrze nie uwodzi?
Chyba częściej zdarzają się związki dla ciała. Nie tak rzadko w dyskusjach pada krzywdzący wielu mężczyzn stereotyp, że dla nóg po niebo zrezygnują z potrzeb rozmowy, mentalnej jedności etc.
Z pięknego przedłużenia seksu w postaci dialogu po orgazmie. No bo trzeba mieć o czym pogadać...:-)
Bohaterka filmu dowiadywała się od spotykanych w życiu mężczyzn, że piękną ma duszę. Ale nigdy, że ona jako całość jest piękna. A pragnęła choćby ułudy, że jej fizyczność jest adekwatna do piękna duszy.
Ciało i dusza - odrębne światy. Walczące z sobą nieustannie.
Czy piękno duszy może w oczach mężczyzny nadać piękno niezbyt pięknej twarzy?
Nie brzydkiej, nie szkaradnej, ale na pewno nie z okładek gazet.
Ileż to razy mężczyźni tęsknią za pięknymi kobietami, które np. bardzo ich zraniły. Budują im ołtarze, modlą się do wizerunku kobiety, dla której nigdy nic nie znaczyli.
Jasne, że piękno jest kwestią dyskusyjną.
Jasne, że są piękne kobiety i inteligentne, wrażliwe z przebogatym wnętrzem.
Ale co z tymi, które atrakcyjność mają ulokowaną jedynie w duszy?
To samo można odwrócić i powiedzieć o mężczyznach. Tych, którzy nie mają 2 metrów wzrostu, nie porzypominają amantów współczesnego kina.
Czy tylko tak może się zdarzyć: "brzydka ona, brzydki on - a taka piękna miłość"?
Czy inne konfiguracje już nie mają szans?
Ileż mężczyzn rezygnuje ze zbliżenia się do kobiety, bo kompleks brzuszka, gabarytów rycerza...
Ileż kobiet odchodzi w niebyt zdarzeń męsko- damskich, bo za mały albo za duży biust. Bo biodra zbyt kobiece, albo zbyt chłopięce.
Czy jest szansa na to, że znajdzie się dłoń, która wyciągnie ich z cienia mniej lub bardziej uzasadnionych kompleksów?
A później ta dłoń zachwyci się, zakocha się w ciele, które jakby nie miało szans na to, by zostać pokochane?
Czy wrażliwa, piękna dusza musi być skazana na Shawshank własnego poczucia nieatrakcyjności?
Miłość ma wiele twarzy, ale czy każda z nich może być tylko tą piękną? Zachwycającą, odbierającą oddech w piersiach za pierwszym spojrzeniem?
Czy potencjał miłości pięknej, głębokiej musi umierać w samotności, bo męskość nie z tych centymetrowych rekordow, a męskie ramiona nie z tych atletycznych wzorców?
Czy potencjał oddania kobiecego, miłości ciepłej kojącej musi umierać w samotności, bo nigdy by jej nie zaproszono na żaden wybieg dla modelek?
Mówią, że z latami charakter wychodzi na twarz. A wtedy bardzo atrakcyjni są więźniami niegasnącego od lat grymasu. Lub odwrotnie - staruszkowie, z oczywistymi zmianami od zęba czasu - ale z niebywale słoneczną twarzą, ciepłym spojrzeniem.
Bo i na fizys pracujemy i nie kosmetyki mam tu na myśli.
Film opowiada o prawdzie, że dusza i ciało to jedno. Że dobra dusza, taka rokująca, też pragnie dotyku....Chce być pieszczona - także poprzez otulinę ciała....
Nie ma doskonałych ciał, ale może zdarzyć się piękna miłość w niedoskonałych otulinach cielesności.
Finałowa scena z filmu:
Inne tematy w dziale Rozmaitości