Przyczyną połowy naszych błędów życiowych jest to, że odczuwamy tam, gdzie powinniśmy myśleć, a myślimy tam, gdzie powinniśmy odczuwać.
John Churton Collins
Niby to prawda.
Tylko jak a priori odróżnić jedno od drugiego?
Gdyż retrospektywna klasyfikacja spływa już tylko poobiednią musztardą.
Trudno też założyć, że ta oddzielność jest w ogóle możliwa.
Kiedy myślę - także czuję. I odwrotnie.
Chodzi jedynie o proporcje.
By emocje nie zalały procesu myślowego, albo - by proces myślowy nie zakneblował emocji.
Jeśli mamy spory wpływ na trakt swych myśli, nawet jeśli jest chaotycznym strumieniem - tak emocje lubią wymykać się wszelkiej kontroli.
Jednak i tu jest pewne rozróżnienie.
U pewnej grupy emocje są głównym rydwanem w budowaniu wniosków.
U innych - są pasażerem na tylnym siedzeniu.
Kilka lat temu mama mej koleżanki zadzwoniła z bardzo odległego miasta, z pytaniem - co sądzę o powrocie jej córki do pewnego faceta.
A był to już etap zaręczyn i bliskiego ślubu.
Z pewnością w głosie, która i mnie zaskoczyła - powiedziałam:
- Właśnie A. zatrzasnęła sobie drzwi do szczęścia i spełnienia.
Cisza po drugiej stronie.
Przeprosiłam, że tak kategorycznie to ujęłam, ale faktografia doskonale mi znana, cała historia ich burzliwego chodzenia - nie zostawiała atomu wątpliwości.
Był ślub, potem ciąża...
I zero wieści od koleżanki.
Prawie po roku - ona i jej mama zaprosiły mnie na kawę.
Już od progu ich słowa:
- Usiądź lepiej...
Okazało się, że świeży mąż, zostawił moja koleżankę w świeżej ciąży.
Do teraz żyją na 2 odległych krańcach Polski - bez żadnej decyzji co ze związkiem. Nie jest też tajemnicą, że on tka swą biografię z jakąś tam mężatką.
Inna historia.
W pewnej rozmowie z pewnym kimś - nakreśliłam roboczy portret kogoś trzeciego. Ze wskazaniem filarów osobowości.
Nie był to rodzaj laurki - wręcz przeciwnie.
Mój rozmówca nie zgodził się ze mną, eksplikując niedojrzałość mentalną, bezjajeczność opisywanego, labilność w reakcjach - że tak naprawdę to są walory tej osoby - tylko, że czasem wychodzi z tego piękna i dobra... co wychodzi.
Kilka miesięcy przeleciało za oknem, by dawny mój rozmówca dostrzegł i zrozumiał jaki jest faktyczny potencjał tego kogoś.
Cały problem polega na tym, by wejść o choć jedno piętro wyżej niż zależności - także emocjonalne.
To naprawdę nie jest trudne.
Jeśli mogę jeszcze zrozumieć błądzenie zakochanej dziewczyny - niegłupiej - ale uzależnionej od toksycznego faceta - tak trudniej mi pojąć chybione oceny kolegów, znajomych.
Czuć innych - nie musi oznaczać bielma na to, co czynią, co mówią, jak traktują innych.
Żeby zrozumieć mechanizmy, intencje - wcześniej trzeba poczuć tę drugą osobę.
Nie da się rozsupłać czucia od myślenia.
Ani jedno, ani drugie nie może mieć wychodnego.
Ten tandem, fuzja - to zdrowe dożywocie.
I tylko pozostaje niegasnąca dyscyplina, by nie faworyzować jednego kosztem drugiego.
Inne tematy w dziale Rozmaitości