Tchórzem, prawdziwym tchórzem jest tylko ten, kto boi się własnych wspomnień. Elias Canetti
Ten rodzaj tchórzostwa wiąże się z ogólnym lękiem zaglądania w siebie.
Ze mna to w ogóle dziwna sprawa.
Bo nie tyle je sięgam po wspomnienia, co nagle - tematycznie sprofilowane - odwiedzają mnie.
Nie zastanawiam się dlaczego one, dlaczego w danej chwili. Nie trzymam ich przed progiem wtórnego przeżycia, lookając przez judasza w wahaniu, czy przyjmę je czy też nie.
Coś na zasadzie: postanowiły mnie odwiedzić - ok, tylko zaparzę im kawę...
Wspomnienie jest formą spotkania. Khalil Gibran
Dokładnie tak. Nie tylko z imionami ludzi, z którymi kiedyś coś. Ale jest to forma spotkania ze sobą samą.
Powracające wspomnienie nigdy nie smakuje tak samo. Nigdy nie patrzy na mnie niezmiennym wejrzeniem.
I nie dlatego, że treść wydarzeń jest do poprawki, zmodulowania - bo kombinowanie w ich strukturze kończyłoby się fantazjowaniem.
Gdy pukają niemiłe wspomnienia - negocjuję, czy faktycznie musimy ponownie spędzać razem czas. Nie dlatego, że ich się obawiam. Są przepracowane, więc nie potraktowane po macoszemu.
Po prostu szkoda mi życia na ich powroty - wystarczy, że w ogóle mnie dotyczą i weszły w faktografię. Więcej im nie dam.
Istotne jest nie tyle to, by mieć wspomnienia, ile by wyrównać z nimi rachunki. Umberto Eco
Podniesienie wzroku, swego czoła wobec fali wspomnień to nic innego, jak uniwersytet siebie, weryfikacja zmian w duszy, w optyce, w smakowaniu tego co dopiero nastąpi.
Ma to kolosalne znaczenie dla jakości jutra.
Nie wszystko udaje się w ten sposób wyprostować, usprawnić...by lepiej, łatwiej i mądrzej.
Ale na pewno chroni przed podróżą po omacku.
Bo nie do końca musimy wiedzieć, czego od życia chcemy, ale warto mieć świadomość - czego na pewno nie chcemy.
Wyrównanie rachunku ze wspomnieniami rozumiem także, jako wyabstrahowanie z nich życiodajnego nektaru.
Taka nieduża karafka na parapecie dostępności.
Dziwnie - to nie ja po nią sięgam, invisible dłoń nalewa mi do kieliszka retrospektywy. Jednak skład chemiczny - jedynie ode mnie zależy.
Wspomnienia są jak wino. Długo leżakujące ogrzewają krwiobieg myśli, rozchylają płatki ust w niemym uśmiechu.
Natomiast najmłodsze roczniki - czasem uderzą do głowy - ale na sekund kilka - bo za świeże, by pysznić się wartością bukietu wspomnienia.
Z perspektywy lat najlepsze "roczniki", to te zrodzone ze spontanu, prawie jak z winnic szaleństwa.
Chwilę przed ich zbiorem - nie było tam żadnych krzewów winnych. Nawet nie znało się geografii tego co miało nastapić.
Tak było z niespodziewanym zaproszeniem do USA.
Od momentu jego spłynięcia do odprawy na lotnisku w Miami - byłam jak w amoku - nic nie docierało - choć świadomie żyłam.
Dopiero noc w Key West - ja przed wynajętą willą /bo pokojów w hotelu zabrakło i za dodatkową opłatą - 8$ - piętrowa willa z ogromnym tarasem/ stoję w lutym w długiej perłowej letniej sukience. Na niebie leży rogal księżyca - co mnie zdumiało, że istnieje taka jego pozycja.
I to był ten moment, że dotarło, że wybudzenie - jestem w Stanach.
Po prawej szum Oceanu, po lewej szmer Zatoki Meksykańskiej.
Powitalny drink w mej dłoni wzmocnił doznania.
A potem lot na lotni.
Cały dzień na zwiedzaniu Centrum Kosmicznego imienia Johna F. Kennedy'ego.
Kosmiczne doznanie w niekosmicznej strefie - czyli moja nirwana na moście Sky Way.
Cudowny spontan obdarował mnie w życiu wiele razy.
I to chyba w nim kryją się kwiaty pięknych przeżyć, poczucia wolności, poczucia...że jest się dla kogoś ważnym.
Tyle już wiem - po spontanicznych wizytach wspomnień we mnie....
Ja z Johnem Blaha, po rozmowie o jego 5 wyprawach w kosmos.
Wspomniany most Sky Way - odleciałam na nim - lepsze niż orgazm:-)
Blond po lewej kadru to ja. Orki w Ontario. Przed samym spektaklem operator kamery - trzymał wiele minut moją twarz na wielkim telebimie. Nie wygrał - cały czas miałam ją zamknietą w dłoniach - pomimo skandującej publiczności - nie wstydź się:-)
Jednak nie wstydzę się tego wspomnienia. Innych też nie...
Inne tematy w dziale Rozmaitości