Gdyby nie słowem, a materią ciała, jego dynamiką - miałabym opowiedzieć czym jest miłość - wskazałabym ten kawałek.
Ale konieczne jest tu obrzezanie ogólnego wrażenia, do architektury pojedynczych przęseł intencji dwoja ludzi.
Bo sama chęć, akt wyboru - to za mało.
Plastyka ruchu, gestów - kreśli nie tylko wzajemne oddanie kochanków - ale symetrię unoszenia /tu: dosłownie/, nad ból, nad lęk, nad pokusę rezygnacji.
Że mężczyzna kobietę - kulturowo jesteśmy do tego przyzwyczajeni - choć w życiu niewielu panów potrafi nachylić się nad kobiecym niżem.
W kadrach z tego występu mamy też sytuację, gdy to ona go unosi.
To balet, akrobatyka, szarfy - jako metafora przestrzeni ich życia.
Ale i codzienność wzajemności - wymaga dożywotniego uniwersytetu uczenia się, jak ująć emocje kochanej osoby - by nie skrzywdzić. Jak żyć kochając, by nie przegapić chwili, gdy druga strona z pewnych powodów - po prostu spada w czerń.
Jak pokonywać wzajemne nieporozumienia, bez asekuracji - czyli z oczywistym zagrożeniem wywrotki, upadku.
To nie tyle wymaga rozpracowania tajemnicy świata kochanej osoby, jaka jest tak naprawdę.
To przede wszystkim wymaga pracy nad samym sobą.
Bo pełnej wiedzy o drugim człowieku nigdy się nie posiada.
Ranimy nie dlatego, że partner jest jaki jest. Ranimy jedynie z tego powodu, jacy my sami jesteśmy.
Dziewczyna na szarfach nigdy nie uniosłaby mężczyzny, gdyby nie lata treningu nad własnym ciałem. Z nim też, ale punkt wyjścia - to ujarzmienie samej siebie w dyscyplinie ruchu.
Choreografia życia, codzienności jest bardziej skomplikowana niż układ na clipie. Asekuracyjne szarfy - często za daleko. Nasze wzruszenia, uśmiech, łzy - nie rejestruje kamera. Oceniamy samych siebie, innych. A inni oceniają nas. Ale pomiędzy wyrokiem, a uśmiechem zawsze jest jeszcze uroda życia. Manifestuje się w detalach, w spektakularnych godzinach, czasem w naszych źrenicach.
Link:
http://www.plejada.pl/134760,wideo.html
Inne tematy w dziale Rozmaitości