Siła wewnętrzna nie oznacza chłodu, wręcz przeciwnie. M. Żmuda -Trzebiatowska
Kiedy trafiłam na wywiad Grzegorza Chrzanowskiego z w marcowych Charakterach - ciary przeszły mi po plecach...
Zanim napiszę - dlaczego - fragmenty.../ podkreślenie kolorem: moje/.
O molestowaniu moralnym mówi MARIE-FRANCE HIRIGOYEN – psychoanalityk, psychoterapeuta, zajmująca się terapią rodzin. Prowadzi praktykę lekarską i wykłada wiktymologię na Université Paris V.
W swojej pracy naukowej koncentruje się na przemocy psychologicznej.
Marie-France Hirigoyen: Molestowanie moralne polega na niszczeniu psychologicznym drugiej osoby za pomocą słów, wrogich zachowań i drobnych incydentów. Rzeczą destrukcyjną są nie tyle te drobne działania, ile ich powtarzalność.
Przede wszystkim nigdy nie mamy do czynienia z otwartym konfliktem, w którym atakowany mógłby się bronić.
Przeciwnie, atakujący konsekwentnie zaprzecza, że jest agresywny. Jeśli ofiara domaga się wyjaśnień, słyszy, że wszystko wymyśliła, jest zbyt podejrzliwa lub ma urojenia.
Jednocześnie agresor jest przeświadczony, że to on ma zawsze rację i że jego ofiara zasłużyła na takie traktowanie. Stara się ją zdominować i traktuje jak przedmiot: gdy przestaje być użyteczny, zostaje po prostu wyrzucony. Aby ofiara nie zorientowała się, że ma miejsce agresja, i reagowała tak, jak chce agresor, stosuje on molestowanie w sposób podstępny.
Na początek uwodzi ofiarę, aby ją przyciągnąć i usidlić. Jednocześnie bardzo dba o to, aby nie zorientowała się, że ma do czynienia z przemocą i pochwyceniem.
W tym celu agresor stosuje technikę, którą nazwałam komunikacją perwersyjną.
Nie chce komunikacji bezpośredniej, nazwania rzeczy po imieniu. Zręcznie unika bezpośrednich odpowiedzi na pytania lub odpowiada na nie wprost.
W ten sposób ofiara nie może być pewna, czy agresor kłamie, czy mówi prawdę, i pozostaje w stanie niepewności i zwątpienia. Można ją pogrążyć w jeszcze większej niepewności, stosując „podwójny język”, a więc mówić coś i jednocześnie zaprzeczać temu w sposób niewerbalny.
(...) Agresorowi chodzi także o to, aby odizolować ofiarę od osób i rzeczy mogących być dla niej oparciem, a nawet doprowadzić do tego, żeby otoczenie zaatakowało ją. Celem działań agresora jest dominacja i wywyższenie siebie, dlatego musi poniżyć i upokorzyć kogoś innego.
Zazwyczaj ofiary molestowania wcale nie są osobami słabymi. Wręcz przeciwnie, często mają silną osobowość, są tak żywotne, pogodne i radosne, że ma się ochotę być takim, jak one.
Często są też bardziej uzdolnione. Główne motywy molestowania moralnego to przede wszystkim zawiść i zazdrość, chęć odebrania komuś tego, czym się wyróżnia, i przyswojenia tej cechy sobie. Oczywiście jest to niemożliwe, więc agresor dąży do zniszczenia tej zalety u swojej ofiary.
Agresorzy zazwyczaj nie są ludźmi odważnymi.
G.Ch. – Jaki typ ludzi dopuszcza się molestowania moralnego?
Określiłam ich mianem osobników perwersyjno-narcystycznych.
Są to ludzie, którzy mają skłonność do traktowania innych jak przydatnych przedmiotów i którzy nie odczuwają żadnych wyrzutów sumienia z powodu ich wykorzystywania. Jedynym celem tych osobników jest dojście do władzy i dominacja nad innymi.
Zazwyczaj są to osoby, które nadmiernie rozwinęły sferę intelektualną, kosztem sfery emocjonalnej. Im bardziej są inteligentni, tym bardziej są destrukcyjni. W każdym z nas istnieje element perwersji i każdy z nas umie go wykorzystać w celach obronnych.
Gdy odczuwamy lęk, jesteśmy nieszczęśliwi, czujemy się zagrożeni przez innych. Istnieje jednak różnica między na przykład neurotykiem, który niekiedy sięga po mechanizmy perwersyjne, a osobnikiem perwersyjno-narcystycznym.
Neurotyk będzie miał poczucie winy lub przynajmniej postawi sobie pytanie na temat słuszności swojego postępowania. Osobnik perwersyjno-narcystyczny uważa swoje postępowanie za normalne i uzasadnione.
G.Ch. – W jaki sposób stali się agresorami? Czy wynika to z ich wcześniejszych doświadczeń życiowych?
W większości przypadków w dzieciństwie byli traktowani jak przedmioty, byli maltretowani w rodzinach lub w miejscach, w których się wychowywali...
Tyle wywiad, a skąd ciary u mnie?
Ponad pięć lat temu - kameralne spotkanie.
Strefę dialogową bardziej ja wypełniłam, niż ta druga osoba.
Ale tak z założenia miało być.
To nie było zresztą nasze pierwsze spotkanie.
Nie było łatwo je zorganizować - ale w tym niespodziewanie pomógł mi kolega.
Tak więc kiedy wyłuszczyłam istotę, bogatą egzemplifikację - zamieniłam się w słuch - bo konkluzje miały dać mi podpowiedź - co dalej.
Wnioski zapodane szokowały, przypominały iluminację - moją - nie tej drugiej osoby.
Resume głównego psychologa mego miasta:
- Zaintrygowała pani, zafacynowała swoimi cechami, osobowością. Komunikatywnością, pogodą ducha, silną osobowością. Partner liczył na to, że zasymiluje je, że staną się on jego cechami. Ale tak to nigdy nie działa. Gdy to zrozumiał, zaczął karać za wszystko to ,co uważał za pani wartość.
Dla porównania - cytat z wywiadu:
Zazwyczaj ofiary molestowania wcale nie są osobami słabymi. Wręcz przeciwnie, często mają silną osobowość, są tak żywotne, pogodne i radosne, że ma się ochotę być takim, jak one.
Gdybym lata temu miała wiedzę z dzisiaj, odpaliłaby się lampka alarmowa wobec zwierzenia byłego partnera z początku naszej znajomości:
- Z bratem byliśmy zawsze karani z ujawnianie swych emocji. W naszym domu było to zakazane.
Paradoks polega na tym, że negatywne emocje zawsze miały prawo się zamanifestować.
Na indeksie było ciepło, przytulenie, empatia, szacunek.
Braci do dziś łączy głęboka nienawiść.
Jedyny punkt porozumienia, to wspólne picie - w chwilę po wytrzeźwieniu - wracała norma stałej niechęci.
Końcowe słowa psychologa:
- Od startu nie miała pani żadnych szans. Żadnych.
Jeśli doda się fakt, że były - od 30 lat leczony jest psychiatrycznie - do czego przyznał się 10 lat po ślubie /złamał tym samo prawo, wchodząc w związek małżeński, bo jest obowiązek informowania partnerki i urzędu cywilnego o tego typu schorzeniach/ - moje oddanie, miłość - można było jedynie spopielić w nic nie znaczące emocje.
Osobiście znam jeszcze dwie historie z problemem opisanym w wywiadzie.
Dwie kobiety - bliskie mi.
Jedna - na wiele lat przed ślubem jedynie niszczona - zdecydowała się na wspólne życie, by w chwilę po ceremonii zaślubin przeżyć odejście męża do innej mężatki, zdradę, samotną ciąże i macierzyństwo. Żyją osobno - ale ona wciąż czeka....bo może ją pokocha zamiast niszczyć.
Druga - choć młodsza od pierwszej - mądrzejsza.
Rok piekła z facetem sprawił, że odeszła. Mocno okaleczona - nawet organizm reagował kumulacją problemów medycznych.
Dziś jest z kimś innym i ciągle w szoku, że mężczyzna może być dobry, ciepły, wyrozumialy, empatyczny i troskliwy.
Początkowo, zaliczona trauma odpalała w niej podejrzenie, że to niemożliwe, że udaje. Blokowala kiełkujące w niej nowe uczucie.
Najczęściej musimy coś doświadczyć, by zrozumieć.
Lepiej późno niż później...
Historia lubi się powtarzać, szanse już nie.
Zdobyta mądrość to wiedza, kiedy zrezygnować, by nie zaliczyć powtórki z koszmaru.
To uważność wobec niepokojących sygnałów - a la deja vu.
Nie założenie, że zawsze tak musi być - ale świadomość, że czasem i owszem.
Inne tematy w dziale Technologie