Z uwagą wczytałam się w słowa Tomasza Sakiewicza:
Wprawdzie w sprawie Smoleńska wiele podmiotów prowadzi grę polityczną, ale co to ma do rzeczy? Zginęło autentyczne przywództwo naszego narodu. Dla żywych wynikają z tego oczywiste obowiązki: uczcić zmarłych, zaopiekować się rodzinami i wyjaśnić przyczyny tragedii, a jeśli trzeba ukarać winnych.
To podstawowe normy naszej cywilizacji. Nie ma znaczenia czy ktoś na tym zyska czy straci. Dobrze jeżeli na przyzwoitych zachowaniach można zyskać ale przyzwoicie trzeba się zachowywac nawet wtedy, kiedy się na tym traci. Żadne racje polityczne nie mogą nam przeszkodzić w realizacji naturalnych praw. Jeżeli ktoś myśli inaczej jest bolszewikiem.
Dlaczego tytuł: Kamasutra Sakiewicza?
Rozczaruję - nie będzie nic z alkowianych uciech, choć ars amandi jest tu adekwatnym odniesieniem.
Z rozrzewnieniem śledzę droczenie się kochanków Sakiewicza i Warzechy.
Blisko im do perturbacji szekspirowskiej pary.
A to uściski, słodkie randki, a to nieporozumienia, kopanie się po kostkach - jak w okresie Świąt Bożego Narodzenia.
By za chwilę - ponownie wpaść w słodycz namiętnego uścisku.
Nie bez kozery łączę potencjał uczuciowy obu Panów - gdyż sami, jako żywo przywołują swe imiona w tekstach.
Coś w rodzaju miłosnej epistolografii:-)
Kamasutra Sakiewicza - to odrębny casus.
Bowiem w naturalnym głodzie na szeroko rozumianą przyzwoitość - przyjmuje taką pozycję kochanka Absurdu - że kopulacja z Panią Logiką pozostaje w sferze jedynie chęci, bo już nie możliwości.
Dlaczego?
Ano dlatego, że zdetonował w swym tekście ogniwa logiczne własnych konkluzji.
Podkreśla apolityczność śmierci, żałoby jako takiej - by to słuszne wskazanie za chwilę rozkosznie zmasakrować politycznym charakterem swego wywodu.
Oczywiście upojonym fanatyzmem - czyli zwolnionym z procesu myślenia - umysłom - umyka jawna sprzeczność w tekście - ale dokonany gwałt na elementarnej logice jest wciąż faktem.
Pojawia się pytanie - jakie są granice stronniczości, by nie być akwizytatorem własnej impotencji intelektualnej?
Wiele jest mych wpisów o relacjach interpersonalnych, doborze mentalnym, emocjonalnym par.
Bez cienia wątpliwości widzę w tandemie: Sakiewicz - Warzecha - cudownie dostrojonych kochanków:-)
Jak dwóch pianistów - ten sam motyw muzyczny, ale rozpisany na 4 ręce.
Czasem synkopy, czasem pozorny dysonans - ale jedność tematu muzycznego snuje się wokół ich piór bez końca.
W zatraceniu miłosnym czasem dopada ich wstyd oczywistej nagości treści podporządkowanej idei głównej - ale dysponują rekwizytem listka figowego w postacji hasła: Bolszewizm.
Ów listek wystarczy, by czytelnik zapomniał o przyzwoitej wierności logice wywodu.
Bolszewizm to także rodzaj viagry - nie na intelekt percepcji czytelniczej - ale na cudowną erekcję stanów emocjonalnych. Czyli meritum obliczone na afekt, a nie sens. To musi wystarczyć.
Kolejka widzów łyka nieświadomie zapodaną viagrę - by szczytować zachwytem nad jawnym absurdem.
Bo jeśli żałoba, smutek, celebra pamięci Zmarłych wg Sakiewicza to apolityczna z definicji strefa - dlaczego potrafi o tym pisać - jedynie w kontekście jawnego promowania swych sympatii politycznych?
Kochankowie w akcie dogadzania sobie zwykle mają tendencję do hermetyzowania swego związku.
Świat, inni, przyzwoitość, logiczność - to wszystko za drzwiami. Z definicji zbędne. Suwerenność wysłana po piwo.
W tej specyficznej alkowie wymienione wyżej elementy nie muszą mieć znaczenia.
Kolejne pozycje mogą drwić z intelektu, spójności wywodu.
Wg Sakiewicza, jeśli ktoś wplata politykę do żałoby jest bolszewikiem. A jeśli tak - jak sam, Autor tej tezy wypada w swym dzisiejszym tekście? No jedynie jako fan i pragmatyk bolszewizmu:-) Logiczne!
Prześcieradło absurdu zostanie więc oznaczone chwilami uciech i stygnącym nasieniem farsy.
Inne tematy w dziale Polityka