Bloger WALDBURG zainspirował mnie pewnym cytatem:
Józef Mackiewicz, którego polecam, opisuje ten fenomen (zjawisko) w "Miasojedowie" (którego polecam szczególnie).
We wstępie do rozdziału o pierwszym starciu Niemców z Rosjanami w Prusach Wschodnich w sierpniu 1914 pisze, że każdą wojnę można postrzegać jako wielokrotne uzewnętrznienie tych namiętności ludzkich, które w czasie pokoju do głosu nie są dopuszczane.
Tak więc wiedza o człowieku mogłaby się znacznie powiększyć w czasie wojny, gdyby warunki wojenne zezwalały na zastosowanie naukowych metod obiektywnej analizy.
Niestety te same namiętności, które doprowadzają do wojny, nie zezwalają na jej obiektywną ocenę.
Prawo do wydawania opinii przyznawane jest rzeczoznawcy o mentalności feldfebla, który w razie potrzeby nie zawaha się pogrozić naukowej prawdzie narodowym kułakiem.
To co się dzieje po obydwu stronach frontu, wie tylko niebo. Na ziemi pozostają tylko łgarstwa, fałsz, przeinaczone fakty, tendencyjna kronika wypadków, wrzaskliwe uogólnienia. Wielkie doświadczenie dokonane za cenę krwi i rozpaczy przepada dla potomności. I po wielkim wybuchu jak popiół z wulkanu opada i ściele się bezwartościowy osad pustych sloganów.
Tymczasem wojna zaczyna się od tego, że łamie kości wszelkim usankcjonowanym kategoriom, sztywnym kanonom, zmiata na swej drodze bariery dzielące tchórzostwo od bohaterstwa, szlachetność od podłości, słuszną od niesłusznej sprawy wrzucając je do jednego dołu, rowu strzeleckiego, leju po pocisku.
Nigdy doktryny wyuczone w szkole, okraszone narodowymi frazesami nie doznają tak wielkich rozczarowań jak w czasie wojny".
Kto nie zna powiedzonka: w miłości jest jak na wojnie - wszystkie chwyty dozwolone?
W tym wypadku mowa jest o słodkiej strategii, a nie destrukcji - ale kontekst jazdy bez trzymanki i tu jest widoczny.
Co niesie ze sobą gwałt wojny nie trzeba nikomu eksplikować. Najpodlejsze ludzkie instynkty spuszczone ze smyczy za przyzwoleniem bez przyzwolenia... zawieruchy społeczno-politycznej.
Ale odwróćmy sytuację.
Co dzieje się z ropniem niskich potrzeb, podłości w czasie pokoju?
Nabrzmiewa, ziarnicuje się, pożera zdrowe okoliczne tkanki, zaciągając je do niewolniczej pracy na rzecz lawy ropnej.
Cham nie lubi pokoju - bo ten boli go pulsującym czyrakiem.
Jeśli nie ma wojny - trzeba ją wymyśleć.
Każdy pretekst jest dobry, by naciąć czyraka schamienia.
Cham nie staje się chamem, bo tak lubi.
Cham staje się chamem - bo wie, że bez oręża chamstwa nie ma szansy na zaistnienie. Nie, nie ma mowy o szansach na wygraną - bo chamstwo słynie ze ślepaków - dlatego też jest chamstwem.
Nawet na strzelniczych ćwiczeniach - tarcza zostaje nietknięta.
Cham w okolicznościach pokojowych musi żyć niejako w podziemiu swych niskich potrzeb.
Dlatego musi krzyknąć: WOJNA, by mógł sobie ulżyć.
Jak funkcjonuje despota w swej rodzinie?
Nikt mu krzywdy nie robi - ale on z barwami wojennymi 24/dobę. Terroryzuje bliskich - bo tylko tak potrafi zbudować karykaturę własnego "autorytetu".
Despotów, chamów omija się - a cham puchnie z infantylnej dumy, że to wyraz poddańczego... szacunku.
Cham jest nie tylko analfabetą intencji ludzi - on nie zna własnego alfabetu.
Umysł takiego widzi tylko jedną wajchę - WOJNA - która otwiera furtkę do ulubionego sposobu funkcjonowania.
Źrenice chama widzą tylko przeciwników - nawet gdy nimi nie są, nawet gdy cham jest im zupenie obojętny.
Obojętność podczas "wojny" dla chama to potwarz!
Dobiegnie, napluje się, poszarpie i przypomni -wojna !
Cham nie honoruje frazy: Myślę więc jestem...
Bo by zniknął...
Nie ma większej katorgi dla chama, jak być invisible.
Cham ma swoją frazę, lepszą: Tylko wojna sprawia, że istnieję...
Inne tematy w dziale Polityka