"Jak kochać kogoś tak, jakby miało to NIE TRWAĆ wiecznie?
Bo nie trwa. Jesteśmy uczeni miłości – do ludzi, do siebie, do jakichś idei – poprzez kochanie pozytywnych aspektów tego wszystkiego.
Nie kochasz nikogo, dopóki nie pokochasz jego końca.
Nie kochasz małżeństwa, dopóki nie pokochasz jego schyłku. Ponieważ małżeństwo zawiera w sobie jego własny koniec. To proste. Tak samo jak narodziny zawierają w sobie ostatni oddech, który kiedyś wydamy.
To właśnie musimy kochać. Nie akceptować.
Akceptowanie jest zbyt neutralne. Kochać. Miłość oznacza twoją aktywność - wyrażoną na to zgodę. Zgodę na śmierć, od samego początku życia." Stephen Jenkinson
Absolutnie się z tym zgadzam!
Jakiż niesamowity komfort emocjonalny daje świadomość potencjalnego końca związku - w takiej czy innej formule finiszu - jeszcze przed wejściem nawet w związek.
W tym cytacie jest przemycony aspekt wolności - który powinien być bazą więzi.
Najgorsze historie w relacjach biorą się z lęku przed porzuceniem, z prób zawłaszczania, szantażu emocjonalnego, protekcjonalizmu - by "wychować " sobie partnera, syndrom Otella etc. Jeśli kochania nie dławi wizja końca...dopiero jest szansa na swobodny rozkwit uczucia. I to nie jest tak, że zerwanie, odejście nie zaboli. Ale za tym bólem nie ciągnie się potem latami cierpienie.
Cała trudność polega na tym, by w kochaniu nie zasłaniać podprogową kurtyną końca. Finał może się zdarzyć z decyzji jednej ze stron, albo z powodu śmierci. Ci, którzy w kochaniu nie obejmują myślą bólu rozstania - albo wykończą partnera przed ostatecznym papa, albo siebie całe lata potem.
Znam osoby, które do kolejnych relacji ciągną "duchy" swych poprzednich partnerów.
Nie jako pamięć, że istnieli, ale w aktywnym wciąż uczuciowo sercu. Jest w tym mocna nieuczciwość wobec obecnego partnera. Z wplecionym końcem w kochaniu łatwiej paradoksalnie się kocha. Bez obroży lęku na krtani...bez manipulacji, strategii...by tylko nas nie zostawiono. Wiele zła czyni powszechny mit, że prawdziwa miłość to po grób. A gdy okazuje się, że nie po grób - dramat.
Tak naprawdę potrzebujemy, pragniemy partnerow na życie, a nie do wtulenia się w chłod grobu. Na życie w rozumieniu, że w tym życiu we dwoje sprawdzają się.
Trwanie ze sobą...to jeszcze nie miłość.
Dlatego jeśli powiesz mi:
- Kocham....
Ja odpowiem:
- Nie tracisz swej wolności....
Inne tematy w dziale Rozmaitości