Wieszam na poręczy gasnącego dnia niemy uśmiech, ulgę...
Dotykam myślą swe drobne dłonie, które nie milczą ...gdy milczą...
Szkwał nie melioruje. Jego ściany dla innych, bo uwielbiają jego decybele.
Podskórny nurt o wiele więcej niesie.
Zatapiam spojrzenie w nienazwanym, pilnując wolności od zbytecznego imadła definiowania.
Burleski tumult z drinkami oczekiwań, za mymi plecami.
Spacje dnia, chwil - biorą mnie na ręce i kołyszą mnie w nieznanym mi rytmie.
Bez szans na uśpienie.
Wtulam policzek w twardość świadomości siebie.
Bez drżenia wobec tego, czego przecież nie wiem...
Bo sól nie zawsze w solniczce...
A sedno nie zawsze w kaleczącym źrenice splocie neonów.
Wszędobylskie pająki bezradne wobec gladiatora bystrości.
A muślin spada do mych kostek z ciepłym piano szelestem:
- Nie bój się Mała...
Nie boję się....
Wieszam tylko na poręczy gasnącego dnia stacatto mego uśmiechu...
Inne tematy w dziale Rozmaitości