"Tak wiem schodzimy na psy... sypiemy do nosa mydło jeleń, gramy po 14 godziny w sapera, lecimy w kulki... czasem na ładne panie... w sposób kompulsywny, abstrakcyjny i w kompletnie nieodpowiedzialny prowadzimy tego fanpejdza, któremu nie można przypiąć żadnej metki.. Nie znamy interpunkcji postaw gramatyki tudzież stylistyki, kochamy pasjami grammar nazi, którzy dostają drgawek na samą myśl czytania tego tekstu.. Choć niejeden zastanawiał się i mówił pod nosem: o co tym ludziom chodzi?
Bywały dni, upalne dni - w których to ciepły powiew wiatru otulał brzozy, delikatni smagał dziewicze uda... w tle grała spokojna romantyczna muzyka.... sorry to nie to okno..." /tekst znaleziony w sieci, bez podpisu/.
Trafiłam na te słowa wczoraj, przed snem.
Taki sobie męski strumień myśli, bardziej kojarzący się ze szkicem na brudno, niż czymś co ma oglądać świat.
Ale może na tym osadza się jego uroda. Jakby dotknąć męskiej skroni, jeszcze zaspanej, nieogolonej trzeźwością dnia.
Trafiłam przez przypadek, bo nie bywam w tamtym miejscu sieci.
Casus snajpera też będzie bardziej dotyczył przypadku, niż militarnych opowieści.
Wielu zastanawia się nad znaczeniem przypadku, na ile jest w nim przemycona premedytacja wcześniej nam nieznana.
Ktoś kiedyś, że najciekawszych ludzi poznajemy przez przypadek.
Gdybym miała pokusić się o audyt retrospektywy - trudno się z tym nie zgodzić.
Piękno przypadku, imiona z delty przypadku wciąż ze mną od lat są , a ja z nimi.
Ale przypadek to nie tylko życiowy glask. To także cios.
Na dobrą sprawę i tu realizuje sie zasada Pareto, gdzie 20 daję na ból.
Zostawiam snajpera na rzecz Roberta de Niro.
Z Robertem mam pewien kłopot. Wg mnie w 80 % filmach, gra z oszczędnym pakietem mimicznym. Kilka, charakterystycznych dla niego grymasów wypełnia kadry większości produkcji z nim.
Przy 3 tytułach powiem - dał z siebie więcej.
Bezsprzecznie w "Przebudzonych", gdzie tam historia bohatera bardzo ulatwiała poszerzenie warsztatu.
W "Everybody's Fine" przyszło mu zagrać króla przeciętności. Jest to jakieś wyzwanie.
"De Niro "prowadzi" Franka z wyczuciem – powstrzymuje się od szarży, wprowadza nowości do swojego mimicznego arsenału, nie ucieka tchórzliwie w ironię. Próbuje być królem przeciętności i całkiem nieźle mu to wychodzi. Koniec końców, tworzy na ekranie jedyną pełnokrwistą postać." Michał Walkiewicz
Otóż to - mimiczny arsenał...
Jak rzadko aktor doskonale wycieniował swoją postać.
Wierzy się w jego naiwność /gdy bliscy tłumaczą mu, że lotnicza walizka ma wyciąganą rączkę, a on zdumiony, bo stale ją dźwigal/. Kadrując życie swej dorosłej latorośli nie zniechęca się, gdy tamci w szoku, iż aparat jest analogowy.
Przejmujący jest nie tyle fakt zaliczonego zawału w samolocie, ale jego bagaż samotnie podróżujący po pustej taśmie na lotnisku.
Inny film z nim w roli głownej to "Mad Dog and Glory".
I to jest rasowa story o przypadku. Takim, który wykoleja dotychczasowe życie na inne tory, ale umówmy się - z sensowniejszym kierunkiem, z pełniejszym wymiarem podróży.
Rewelacyjnie zagrał tzw wtórną inicjację - dojrzały mężczyzna, ale tak zmasakrowany ascezą erotyczną - że wystarczyl niewinny dotyk, by został z problemem nastolatków.
Zaś przy pełnym akcie - cudowne przenikanie się wstydu, czegoś w rodzaju paniki, ale i niewysłowionego szczęścia. Dziewczyna rejestrując to wszystko, rezygnuje z własnej podróży po orgazm, bo dzieje się coś o wiele bardziej pięknego, wzruszajacego, dla niej wręcz egzotycznego.
Zrozumiala, że on się z nią kocha, a nie ryćka...
Wracamy do snajpera.
Przypadek ma coś ze snajpera. Ważkiego scenariusza przypadku nigdy nie przegapimy. Kula trafia w organy - ale nie zabija, czasem wręcz reanimuje.
Ciało nie krwawi, ale myśli czasem tak...
Gdyż nie zawsze wiemy jak się ustawić wobec oblicza przypadku. Profilem, plecami?
Staramy się rozkodować jego trzewia, czy niesie coś konstruktywnego, czy kryje katalog zagrożeń.
Nieżyjący juz bohater kadru wiedział jak ustawić się mentalnie, militarnie na misjach. Mógł zginąć z wycelowanej w niego, lub czysto przypadkowej kuli. Intuicję, przygotowanie bojowe miał dobre. Wyszedł bez szwanku, choć bywał ranny.
Myślę, że nigdy nie przewidział tego, że w warunkach pokojowych - otrzyma to, czego mógł się obawiać pomiędzy wozami opancerzonymi.
Najczęściej poznajemy kolejne rozdziały danego przypadku, po ich przewertowaniu, gdy przypadek nasiąknie faktografią.
Ktoś powie, późno.
Pragniemy zarysu wyniku - zanim cokolwiek.
Ale życie to racjonalna współpraca a vista z przypadkiem.
Jedno możemy wyłuskać wcześniej.
To wymaga mądrości, intuicji, sprawności mentalno - sytuacyjnej.
Ustalić czy przypadek to wróg, czy może żaden niemiły intruz.
Ta wiedza wystarcza i uczy spokojnego dialogu z jakimkolwiek przypadkiem.
Inne tematy w dziale Rozmaitości