- Kochałam....
- I co się stało?
- Życie się stało...
Dialog z filmu "Liberal arts".
On, wykładowca literatury.
Właśnie dogorywa jego związek. Totalne nieporozumienie.
Miłość do literatury - to za mało. Jeszcze młody...ale mentalnie starzec.
Wyjazd w rodzinne strony, bo zaproszenie na wykład.
A tam spada na niego świeżość, temperament, spontaniczność 19 letniej studentki.
Po jego wyjeździe rodzi się między nimi bogata, cudowna, bardziej intelektualna niż romansowa epistolografia. W dobie maili - stawiają na tradycyjną pocztę. Koperty przecież pachną ich dłońmi.
Jemu to wystarcza, jej nie..
Rozbudza ja erotycznie jego dojrzałość, ale i klasa, nienachalność....
On wciąż przerażony rożnicą wieku. Oblicza na kartce ile ona miala, gdy on miał 16 lat...i wychodzi mu, że 0. Ratuje sie rachunkiem w druga stronę. Gdy on 87 - ona 71. Uśmiecha się z ulgą...tak może być...
Na kartce tak...w życiu - subtelnie, z całą swą delikatnością odmawia seksu.
Zraniona, wyrzuca go z pokoju akademika, z życia.
Sam siebie przekonuje, toczy walkę nad drinkiem w barze.
Tam przypadkowe spotkanie z jego psorką ze studiów.
Toną w cudownym dialogu, o poezji, życiu. On wzruszony ujawnia, że dzięki jej wykładom literatura stala się miłością jego życia.
Starsza od niego kobieta zastyga i mówi:
- Jest w tobie tyle entuzjamu...
On sam dziwi się sobie, bo ostatnie lata katatonik..
Tamta nie traci czasu, bierze kluczyki i zawozi go do swej alkowy.
I wg mnie ich awantura po seksie to najlepszy kąsek z tego filmu.
Zaspokojona pani psor - daje mu lekcje jak stać się mężczyzną, bo teraz to on jest pussy.
Bohater jest w szoku.
Broni się, choć jego mentorka pokazuje mu w wiadomy sposób fuck!
Ale jako żywo potrzebował tego.
Nie seksu - ale twardego przebudzenia.
Na orbicie jego życia 4 kobiety. Jednocześnie. Nie kochanki - ale każda coś wnosi. Każda dotyka jego duszy w inny sposób.
Mówią - wszystko czego pragniesz, jest po drugiej stronie strachu.
Żeromski podobnie, choć z bardziej rozmytą dawką wskazania: "To co najpiękniejsze jest po drugiej stronie gór czasu". Tak samo prawdziwe jak zwodnicze...
Jak często możemy powiedzieć: I killed Cupid in self defense....
Marzniemy, bo nie pozwalamy okryć swoich ramion.
Nie tylko miłością. Ale zwyczajną życzliwością...bo lęk, czy pod nią nie pełzną złe intencje.
Kiedyś pod moim wpisem znalazłam takie słowa:
"Wrażliwość i urok. Wrażliwość wykraczająca poza normę. Wewnętrzne ciepło i zakręcony świat niczym u dekonstrukcjonisty. Rozebrać, by zbudować z niego rzeczywistość. To nie świat, to matrix. Ciepły, schowany w sobie, wybuchający namiętnością. To właśnie Autorka.
To, co wyprawiasz, to dla mnie Zjawisko. Twoje teksty znalazłem dzisiaj, czytałem szybko, zachłannie. Nie odkryłem jeszcze wielu smaków, ale mam na nie apetyt! Daj jeszcze. Daj pomysły, myślenie, pracę i frazę. Jeszcze raz: Zjawisko!"
Żadne wyznanie...ale pamiętam, że okryłam ramiona tymi słowami i zrobiło mi się cieplej.
Nigdy nie ogrzeje nas jałmużna.
Z drugiej strony - pomimo intencjonalnego daru - pomijamy go i wybieramy bezpieczne zimno.
Nie zdradzę na co postawił bohater filmu.
Wczoraj nikt nie wziął mnie na ręce.
Ale nie pozwolono mi zmarznąć...
Nie zbagatelizowałam podanego mi...swetra.
Wręcz przeciwnie...
Inne tematy w dziale Rozmaitości