,,Sensem życia jest bawić się życiem, a jeżeli życie jest zbyt leniwe, nie pozostaje nic innego jak dać mu lekkiego szturchańca." Milan Kundera
Patrzę na tę myśl i przede wszystkim zastanawiam się nad tym, co oznacza - bawić się życiem.
Czy jeśli muszę szukać odpowiedzi - to oznacza jedno - że nie bawię się życiem?
Moja pierwsza konotacja z zabawą - to beztroska.
To odpada - bo nie istnieje beztroskie życie. Chwile tak - ale nie trakt życia jako taki.
Czy bawić się życiem - to mieć szczęście bycia zalogowanym w swej bajce?
Takiej odpowiedzi dałabym kilka punktów...
Wtórne pytanie - co oznacza żyć w swej bajce?
Trafiona praca, udany związek, mnogość podróży?
Bo jeśli tak - mojej jeszcze nikt nie opublikował...
„Ignorowanie Śnienia jest niezdiagnozowaną globalną epidemią. Ludzie wszędzie cierpią z powodu chronicznej formy lekkiej depresji, gdyż nauczono ich skupiać się na codziennej rzeczywistości oraz zapominać o tym, że wszystko wyrasta ze Śnienia.” Arnold Mindell
W tym momencie odrzucam lucid dreaming, którego doświadczam od lat.
Akcent postawiłabym na tzw codzienność.
I to co w niej dostrzegamy, a jeszcze częściej gubimy.
Wielu stara się ułożyć okoliczności, spotykanych ludzi pod kątem prostym. Bo w innym wypadku odczuwają dyskomfort, a nawet lęk.
Ma pasować i szluz.
Ale wg jakich kryteriów?
Kundera pisze o szturchańcu.
Każdy inaczej reaguje, potrzebuje różnych bodźców - nie zawsze musi być świadom, które z nich są skuteczne - empiria uzupełnia ów katalog.
Śnienie vs przebudzenia.
Myślę, że bardziej potrzebne jest mi to drugie.
Nie dlatego, że przesypiam realia.
Często, także wczoraj - słyszę od bliskich mi ludzi - że podziwiają moja siłę.
Jaką siłę??!!???
Kiedy rozwala moje emocje, duszę - nagłe odejście właściwie kogoś obcego.
Ktoś na wieść o tragicznej śmierci napisał: Marek William Bajson... Beautiful Soul...
Ktoś inny ujawnia fragment prywatnej korespondencji o tym, jak Marek przeżył głęboko film "Drzewo życia."
Nie znam tego obrazu - ale w krótkim kontakcie z Markiem od razu wyczułam niebanalną umysłowość, czucie.
Kiedy spotykam takich ludzi, nawet w necie - to tak mogę zdefiniować mój indywidualny szturchaniec.
Ludzie-światełka - gdzie już tylko rozmowa dodaje sił, by pokonywać mury na drodze codzienności. By pragnąć lepiej, mocniej, piękniej - bez gangreny zachłanności.
Nie interesuje mnie wtedy tęczowka poglądów, wyznania, preferencji smakowych w sztuce.
Bo beautiful soul...to beautiful soul...
Biografie wtedy nie muszą się nakładać, przenikać. Sama styczność - już to niesie...
Móc dostrzec piękno drugiego człowieka - to trzeba mentalnie wejść na wyższe piętro niż codzienność codzienności.
Na chwilę przestać myśleć o ukochanej pomidorowej, opłacie rachunków - które i tak zrealizujemy.
Zostawić skurcz konfliktów, rozczarowań - bo one donikąd prowadzą.
Kiedy widzę ile czasu, energii, agresji trawi infantylna licytacja, która ze stron jest bardziej wulgarna, chamska na tym portalu - to nie widzę tam ludzi, nie widzę światła, dobra i piękna.
Potrafię z imienia wskazać tych utkanych z piękna.
Mniej lub bardziej różni ode mnie - ale z piękną duszą.
Proszę, błagam - uważajcie na siebie...
Bądź i Zostań....
Inne tematy w dziale Rozmaitości