ladynoprofit ladynoprofit
327
BLOG

Szaleństwo

ladynoprofit ladynoprofit Rozmaitości Obserwuj notkę 5

Rozwieszę wpis pomiędzy dwie myśli....

,,I nie urodziłem się wielkim, potężnym dębem, gonną olchą.
I nie urodziłem się niczym innym, tylko tym, czym jestem.
I nie urodziłem się z pozorami. Tylko z nerwami. Z nerwami tuż pod cieniutką skórką." Edward Stachura

,,To prawda, nie mam potrzeby opowiadania o swoim życiu. Fakt, że jestem skryta, nie znaczy, że mam coś na sumieniu. Nie dręczy mnie też smutek ani depresja. Po prostu jest we mnie melancholia. Dobrze mi z tym." Sade Adu

Twórczość obojga jest mi bardzo dobrze znana.

Lubię, choć daleko mi do amoku fascynacji..

I choć Stachura to mężczyzna, bliżej mi w konstrukcji do niego niż kobiety Sade.

Nie jestem wielka, nie jestem dębem...ani żadną kłodą drewna.

Świat pozorów jest mi tak obcy, jak mało co....

Nie powiem z nerwami - ale z czuciem tuż pod skórą - na pewno.

Sade w tych kilku słowach jawi się jako klasyczna introwertyczka. I przecież introwertyzm to nie schron kryjący zawalone gruzem sumienie. Niechęć do mówienia o sobie, nie oznacza że milczenie tamuje narrację zła.

Jeśli przemyca info o chronicznej melancholii - z którą jej dobrze - to jest to forma soft depresji.

Takiej, która nie paraliżuje życia, ale więzi myśli.

Jakiś czas temu pisałam o kochance Kierkegaard'a - melancholii, którą obwiniał za odebranie mu smaku życia. Smaku miłości, pełni etc.

Jeśli z łatwością widzimy obrazek, jak zaborcza, porzucona kobieta rozwala bejsbolem bolida ukochanego - to jest ona i tak ikoną subtelności wobec  masakrycznej zaborczości melancholii.

Taki rodzaj szklanej trumny z dopływem powietrza.

Zaduma, refleksyjność, okresowy azyl w jaskini alienacji - tak, zdarza się.

Ale nie chroniczna tonacja moll.

Nieprzypadkowo dobrany kadr - bo kocham kontrasty. Akordy kontrastów. Przemieszanie światów, konwencji, intertekstualne opary.

Kiedy spokój miesza się z szaleństwem - a gdy to wybrzmi - ponownie otulina spokoju - ale nakarmiona szaleństwem. Nie jego pozorami.

Bywam szalona, zwariowana. Termin bywam - podpowiada frekwencyjność.

I nawet kiedy dopada szok, że to byłam ja - niebywale się sobie podobam w szaleństwie.

Perfidia zaborczej melancholii sytuuje poza granicami szaleństwa.

Z jej ramion widzi się szaleństwo innych.

Żeby nie oszaleć - życie musi być inkrustowane chwilami szaleństwa.

Czym więc jest owo szaleństwo?

Wychodzeniem z  łożyska własnej galaktyki.

Nigdy bardziej nie dotykałam trzewi istnienia, jak właśnie w szaleństwie.

Nie można go zaplanować, zaprogramować - bo to uderza w definicję szaleństwa.

Za długi post od szaleństwa - ugniata duszę, jak ciasto...z którego i tak nic nie będzie.

Nie chodzi o próbę ogarnięcia świata -  jak ramiona Jezusa.

Nie ta Liga.

Chodzi o lot pod Jego piersią.

 

 

Zakochana w suwerenności. Smakoszka autentyzmu. Ze słabością do erekcji intelektu. ministat liczniki.org

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Rozmaitości