"Po czym to można poznać?
Na przykład sny. Tacy pacjenci zwykle ich nie pamiętają. Nie przeżywają też stanu, który można nazwać zachwytem. Wyobraźmy sobie, że stoimy przed genialnym obrazem, niech to będą "Myśliwi na śniegu" Pietera Bruegla starszego. Osoby ze sprawniejszą komunikacją wewnętrzną wejdą z dziełem sztuki w rezonans. A jak nie z dziełem sztuki, to z dziełem natury, zachodem słońca, pięknym krajobrazem. Niektórzy to nazwą przeżyciem estetycznym, ktoś inny powie: "Ciarki mi chodziły po plecach", i wyjdzie z muzeum jak pijany. Albo z kina po świetnym filmie."
Wielokrotnie nawiązywałam do swoich snów i tego, że zawsze śnię.
Choćby dzisiaj - jeden z odprysków fabuły, że nabywałam futro - takie do ziemi, w stylu Anny Kareniny, mocno rozkloszowane z szalem, z tej samej materii spływającym po plecach. Nawet cena się śniła, 500 zł - co oniryczne nawet mnie zdziwiło.
Dalej...
"W ich świecie wewnętrznym nic się nie dzieje i stąd ta nuda?
Dzieje się, bo zawsze się dzieje. Tylko stracili do tego swobodny dostęp. W grupie pacjentów szczególnie mocno doświadczających nudy działa mechanizm, który bym nazwała wypalaniem trawy. Ponieważ świat wewnętrzny odbierają jako chaotyczny, trudny, a z różnych powodów - konstrukcji psychicznej, sytuacji życiowej - nie mogą znieść tego chaosu, więc wypalają wszystko, co tam jest. Całą bujną trawę."
Kiedyś byłam z mężczyzna, który bardzo zapalił się do edycji, którą właśnie czytałam. Pożyczyłam mu tę książkę. Gdy po pół roku zapytałam, jakie ma wrazenia, odparł.
- Leży na moim biurku, obok laptopa, ale boję się ją otworzyć...
Spadłam wtedy z krzesła. Książka ta była rodzajem niełatwej podróży w samego siebie, z także nawigacyjnymi pytaniami do czytelnika. Dla mnie to była rozkosz poznawcza, a on się bał...
Zerwałam z nim z wielu powodów, też tego, że w naszym związku to ja byłam od inspirowania - żaden problem, ale w drugą stronę - głucha ściana. Kiedy dalej czytam jak rak nudy wpływa na temperaturę w alkowie - nie dziwię się, że i w tym zakresie - zostało mi jedynie blade wspomnienie...
"I mają równinę bez zdarzeń, o której pisał Marai.
To często wynika z małej odporności na frustrację. Takie osoby wolą czuć niewiele i mało przeżywać, niż ryzykować, że ich przeżycia nie będą wystarczająco dobre.
Osoby, które "stosują" nudę jako mechanizm obronny, nie chcą chcieć tak na wszelki wypadek. Jak Bill Murray w filmie "Broken Flowers". Siedzi na kanapie z kamienną twarzą i tak spędza życie."
Widziałam ten film i nawet coś o nim napisałam. bohater doświadczył życiowego wskrzeszenia. Ale bodźcem był jego znajomy, nie on sam....
"Bo nuda może też być neurotyczna. Barwna. Dużo pozornej ekscytacji, szukanie bodźców i ciągłe przekonywanie samego siebie: "Ja się nigdy nie nudzę!". Takie osoby potrafią być w swojej barwności szalenie przewidywalne. "Upiłam się jak zwykle, tańczyłam na stole jak zwykle, a potem wylądowałam w łóżku z obcym facetem - też jak zwykle". Niby mnóstwo w życiu pacjentki się dzieje co weekend, ale właściwie nic się nie dzieje.
Przeciwieństwem nudy nie jest coś ciekawego, barwnego, tylko coś prawdziwego.
Nudna osoba jest nudna, bo boi się tego, że może być nudna. Szuka wszędzie i nie widzi, że ma coś ciekawego tuż przed nosem, wystarczy, żeby była po prostu prawdziwa.
Brytyjski psychoanalityk Wilfred Bion nieco inaczej widział świadomość i nieświadomość niż Freud. Twierdził, że są to dwa obszary w naszej psychice, które współistnieją i cały czas żyjemy w tych dwóch światach. Zdrowa osobowość polega między innymi na tym, że treści z obszaru nieświadomego mogą zasilać ten świadomy dość swobodnie."
Pozorna ekscytacja... Omijam ją szerokim łukiem. Why? bo za ekscytacją, takze męską wobec kobiety - nie ma nic.
"Rozmawiasz z kimś, kto widzi wciąż jedynie pięć odcieni emocjonalnych, a nie sto. Niby odbiera rzeczywistość prawidłowo, ale niesłychanie upraszcza. Może być wyrafinowany w jakimś obszarze, na przykład zawodowym, ale jak przechodzi do widzenia ludzi, to "ten głupi", "tamten głupi", "tamta kretynka". I to jest esencja nudy."
Komentarz zbędny:o))
"Nudne bywają też osoby zbyt samokrytyczne. Bo jeżeli swoboda polega na dostępie do szerokiego spektrum emocji i przeżyć, to samokrytycyzm sporo wycina: tego nie powinnam czuć, tamtego nie powinnam myśleć, tę emocję lepiej schowam, bo ona jest "fe" itd. W efekcie to, co zostaje, jest wyprane z życia i nudne. Najciekawsze są rzeczy, które chcemy schować, te wszystkie kawałki w nas nasycone popędami, a nie te ułożone, grzeczne."
Dlaczego tak wielu nie wybacza nam nie tyle grzeszków, ale tego że potrafimy być 'niegrzeczni" Niegrzeczni w rozumieniu - inni w reakcjach, w swym mentalno-intelektualnym temperamencie niż oni? Krytykanctwo w takich razach osadza się na jednym - ja bym tak nie mógł/ła. Ok - ale inni potrafią. Tu nie ma przestrzeni na oburzenie, a najczęściej ono się jedynie manifestuje.
"Czy nuda jest nam potrzebna?
Cisza jest nam potrzebna. Jeśli ktoś się boi, że jest nudny, i wciąż ucieka w ekscytację, to ucieka też od spokoju i ciszy. Od bycia samemu ze sobą. A to jest ważny czas, kiedy można zobaczyć, ile rzeczy się zaniedbało, i się z nimi zmierzyć. Można wtedy pogrążyć się w refleksyjnej melancholii, która służy rozwojowi. W przeciwieństwie do pustej depresji, która służy ucieczce. Człowiek mający głębię emocjonalną potrafi te stany rozróżnić, choć to często różnica tylko odcienia. I na melancholię w samotności umie sobie pozwolić."
Samotność, wyciszenie wg mnie, moich doświadczeń jest całkowitą odwrotnością nudy. To wtedy każdy bodziec ma swoją siłę, znaczenie, moc inspirującą.
"Żeby było ciekawie i żeby związek był prawdziwy, muszą go budować dwie odrębne osoby. Jak jedna się przyklei do drugiej, to nie ma żadnego ruchu. To ważne, żeby ludzie byli odrębni. Coś robimy razem, ale potem się oddalamy i potrafimy też pobyć osobno. A nie tylko z dzióbków sobie jemy i jesteśmy jednością. Symbioza powoduje, że ludzie nie mogą się oddalić, tylko stają się bliźniakami i potem wspólnie wpadają w bliźniaczą depresję."
O tym wyżej pisałam. Nie musi być 50/50% - ale nie chroniczna absencja jednej ze stron. Absencja inspiracji.
"Wilfred Bion pisał, że rytuały służą temu, żeby zahamować spontaniczność i ożywienie. A kiedy ludzie tracą spontaniczność, to stają się nudni. "Dzień świra" to film o rytuałach. Adaś wstaje, siedem razy miesza kawę, słucha w radiu o korkach, zawsze tak samo rozmawia z matką: "Zjedz, bo ci zupa stygnie". I wszystko wiadomo." Danuta Golec
Są gracze, wytrenowani, aptekarsko wyliczeni. I są ludzie spontaniczni. W tym trudno o pomyłkę. Wolę wstyd spontanu, niż pychę wykreowanej roli.
Warto mieć dostęp do własnej teczki potencjału, do swoich snów, do samego siebie. Bez lęku, co tam się zobaczy...Ślepota jest potwornie nudna...
Inne tematy w dziale Rozmaitości