Dosłowność i pamięć rozkosznej dosłowności.
Pamięć wzruszeń, stanów - rozlewana z karafki do szkła z teraźniejszej duszy.
Zmierzch w Kopenhadze, deptak i chłopak cudownie wybijający rytmy na bębnach. Czułam się, jakby ktoś wziął mnie tam na ręce, ten sam strzał endorfin.
Multum kadrów z tamtej chwili i poszły do nieba z laptopem, co na zawał...
Albo Barcelona...
Studium dłoni ołówkiem Picasso...w jego muzeum...
Myślę sobie przewrotnie - a tak się dobrze chłopak zapowiadał;o)
Rezygnuję z planów organizatora i zwiedzam po omacku. Uliczka szyta na moje biodra i ludzie bez twarzy w bramach.
Podjeżdża policjant na dupnym białym motorze i widząc mój blond kok startuje po angielsku - uciekać, tu nie wolno, groźne, niebezpieczeństwo...
Miast mnie na swego rumaka - no ok, tydzień czułabym ścięgna ud - odjechał.. Z sercem na ramieniu wpłynęłam na główne arterie Barcelony.
A dziś?
Żadnej egzotyki geograficznej, ale czuję się jak dziewczyna z kadru...
Mała się nie boi cokolwiek nad łan...
Inne tematy w dziale Rozmaitości