amelka222 amelka222
1266
BLOG

W "bahrycznej" smudze cienia

amelka222 amelka222 Polityka Obserwuj notkę 3

 

Czwartkowy "Duży Format" puścił wywiad Teresy Torańskiej z b. ambasadorem RP w Moskwie, Jerzym Bahrem. Sięgnęłam do niego dopiero wczoraj, zachęcona refleksjami Piotra Zaremby na portalu wpolityce.pl. Tym chętniej w to weszłam, że miałam jeszcze do skończenia zaległy wywiad Bahra w Moskwie z dnia 12 kwietnia ub.r. w rosyjskiej tv (dostępny jest tylko tekst po rosyjsku: http://www.moskwa.polemb.net/ ).

 

W pełni się zgadzam z ocenami red. Zaremby, które podkreślają nadmierną swobodę ambasadora w uzewnętrznianiu swojego negatywnego stosunku do Prezydenta RP, Lecha Kaczyńskiego. Przy czym, określenie "nadmierna swoboda" wydaje się aż nazbyt łagodne. Np.:

 

-        T. Torańska pyta, czy Lech Kaczyński nosił jakiś chip.

Odpowiedź Bahra: "Pierwszy raz    słyszę. [Ale] W przypadku Kaczyńskiego tego nie wykluczam."

-        Albo: "O zamiarach [przyjazdu] prezydenta dowiedziałem się dopiero na początku marca... Dla mnie dwie uroczystości katyńskie najwyższych reprezentantów państwa w tak krótkim czasie byłyobrazą Rzeczypospolitej.Pokazywały naszą niezdolność do pochylenia się nad wspólną mogiłą – razem. Jako obywatel nie chciałem się z tym pogodzić.Jako urzędnik musiałem."

-        "W Rosji tam, gdzie ma być premier, czy prezydent, zawsze musi być bezpiecznie. Co naturalnie także oznacza, iż w innych sytuacjach może być różnie."

Czyli: bez zaproszenia i opieki najwyższych osób w państwie lepiej nie wybierać się w podróż dyplomatyczną do Rosji, bo to nie musi być wcale bezpieczne. Już jaśniej wyłożyć tego chyba nie sposób.

 

Powiedziałabym, że Bahr, gdzie może i ma okazję, wali w prezydenta Kaczyńskiego szyderstwem, jak w bęben.

 Może to wynika po trosze z tego, że J. Bahr, po odejściu M. Siwca z szefostwa BBN, został przez Kwaśniewskiego mianowany na jego miejsce i na zawsze – co ewidentnie podkreśla - pozostał mu wierny: "Kiedy odchodził {Kwaśniewski, a prezydentem został L. Kaczyński] okazałem mu [Kwaśniewskiemu] otwarcie swoją lojalność, podając się oficjalnie do dymisji".

Może deklarację tę wspomogła przynależność Teresy Torańskiej do salonowej lewicy, która nakazywała ambasadorowi, biegłemu w sztuce dyplomacji, podkreślić szczególnie ten element.

A może tli się w nim jeszcze nadzieja na dalsze wykorzystywanie jego umiejętności przez nowy obóz prezydencki, ceniący sobie bardzo i antykaczyzm, i rusofilię...

 

To, czego P. Zaremba nie przytacza w swoim felietonie, ja jednak chciałabym zacytować, by następnie skonfrontować słowa ambasadora J. Bahra z wywiadu dla T. Torańskiej z jego wypowiedzią z dnia 12 kwietnia ub. roku dla telewizji rosyjskiej.

Otóż w "Dużym Formacje" J. Bahr stwierdza m.in.: Kilku bardzo wysokich urzędników rosyjskich po złożeniu kondolencji wzięło mnie na bok i usilnie przekonywało, że reakcja Rosji [pełna współczucia, składanych kwiatów, wyrazów empatii – przyp. moje] jest autentyczna i spontaniczna, nie przez nich robiona. Gdyby nie okoliczności, byłbym lekko rozbawiony. Pamiętam przecież wcześniejsze pokazówy, które urządzano przed ambasadą polską, zwożąc ludzi autobusami i stawiając ich ze szturmówkami i transparentami, żeby protestowali przeciwko Polsce i NATO."

 

Jeśli po 9 miesiącach od tragedii stać pana ambasadora na tak chłodny dystans do ówczesnych zachowań reżyserowanych na skalę masową przez rosyjskie centrum propagandowe, to przyznać musi, że z całą premedytacją brał udział w tym spektaklu.

 

12 kwietnia wystąpił bowiem w telewizyjnym programie Wladymira. Poznera, udzielając obszernego wywiadu. Przypomnijmy: tego samego dnia ambasador Tomasz Turowski produkuje się w innym miejscu i też rozmawia z rosyjskimi mediami.

 

Tuż po wstępnych, grzecznościowych rytuałach, Bahr snuje wzruszającą i łzawą opowieść o tym, jak to "z naszego, narodowego bólu rodzi się właśnie nadzieja. Dlaczego nadzieja? Bo nie oczekiwaliśmy od was takich masowych pozytywnych reakcji. I kiedy zobaczyliśmy je – a jest to proces, który jeszcze trwa, mówił J. Bahr, - poczuliśmy się głęboko wzruszeni i zaskoczeni. My to czujemy, jak to wszystko jest ważne, tę – przez pana wspomnianą – mistykę katyńską, że żywi muszą dalej prowadzić te pozytywne przemiany. Zapoczątkował je nasz premier – akcentował ambasador - który kilka dni wcześniej był w Katyniu, i który wówczas podkreślił, że z dotychczasowej ciemności zaczyna wychodzić pomału światełko nadziei. Mnie się wydaje, że to, co się stało, to właśnie ten promyk światła lepszej przyszłości w naszych stosunkach."

 

Ambasador Bahr nie jest może tak wyrazisty w swoich wynurzeniach, jak jego kolega, T. Turowski, który i o "krwi, i o kwiatach przyjaźni nań wyrosłych", obrazowo opowiadał tego samego dnia w innej rosyjskiej stacji, ale wydźwięk obu wypowiedzi jest identyczny,  jak z instrukcji dyplomatycznej. Jakby obowiązywał zapis przeznaczony do rozpropagowania, że śmierć całej delegacji prezydenckiej może przynieść jedynie pozytywne efekty we wzajemnych kontaktach polsko-rosyjskich.

Pominę już może osobiste wywody pana ambasadora o tym, jak ciężko chorował podczas pełnienia swoich ambasadorskich obowiązków w Rosji, jak bardzo emocjonalnie jest związany swoimi przeżyciami z tym krajem i jak bardzo teraz (tj. 12 kwietnia 2010 r.) jest zbudowany nowym obrazem "współczującej Polsce Rosji". Jeszcze tylko przytoczę może jedną ambasadorską konstatację o tym, że jakże fałszywe okazało się powiedzenie, iż rzekomo "Moskwa łzom nie dowierza". "To całkowita nieprawda - zapewnia pan J. Bahr – ponieważ ja te łzy sam widziałem. I to u ludzi, których bym nigdy o to nie podejrzewał."

Pojechał więc tekstem, który jest esencją szczytu hipokryzji.

 

W. Pozner, prowadzący z Bahrem wywiad, poruszył jeszcze jedną kwestię. Stwierdził, że rosyjskim przywódcom łatwiej było się kontaktować z premierem Tuskiem, niż z prezydentem Lechem Kaczyńskim, zawsze krytycznie nastawionym do Rosji, który – pomimo, że spotkanie Putin-Tusk odbyło się 7 kwietnia – zapowiedział, że do Katynia i tak pojedzie, że liczy na otrzymanie wizy od strony rosyjskiej.

Zabrzmiało to wręcz jak wyrzut ze strony rosyjskiego dziennikarza kierowany pod adresem polskiego prezydenta. Ale pan ambasador nie znalazł dla rosyjskiego redaktora ani jednego słowa uzasadnienia dla wyjazdu prezydenta RP w dniu 10 kwietnia i wyjaśnienia rangi planowanych na ten dzień polskich uroczystości w Katyniu.

 

Porównując to wszystko z oficjalnymi wypowiedziami ambasadora Turowskiego sprzed 7 kwietnia i tuż po katastrofie, powiedzieć można, że sztab dyplomatyczny RP podkreślał  swoje przygotowanie jedynie do obsługi wizyty premiera Tuska.

O uroczystościach planowanych na 10 kwietnia jedynie półgębkiem wspominali, że coś tam wiedzą.

 

 

 

 

* wszystkie podkreślenia w tekście - moje

 

 

 

L'amelka222

 

amelka222
O mnie amelka222

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka