Lemoniadowy Lemoniadowy
1973
BLOG

Japoński ojciec maratonu

Lemoniadowy Lemoniadowy Bieganie Obserwuj temat Obserwuj notkę 302

   Londyńska olimpiada już dobiega końca. Jutro odbędą się finały ostatnich dyscyplin, w tym także maraton.  Jest to dyscyplina o długiej tradycji, i o długim ponad 40 kilometrowym dystansie... choć ten bywał czasami płynny. Skoro dystans długi, to i czasy jakie osiągają zawodnicy muszą być odpowiednio długie. Rekordem świata, czyli poniekąd czasem "najszybszym z najdłuższych" może poszczyćić się Kenijczyk Patrick Makau Musyoki - 2 godziny, 3 minuty i 38 sekund.

Letnia Olimpiada Sztokholm 1912

   Tymczasem sto lat temu było nieco inaczej, i dystans był nieco inny i czasy nieco wolniejsze. Ustanowiony wówczas przez Ken McArthur z Republiki Południowej Afryki rekord olimpijski wynosił 2 godziny, 36 minut i 54,8 sekundy. Ciekawostką jest, że wygrał dzięki temu, że nie zatrzymał się by napić wody, jak wcześniej ustalili z kolegą z reprezentacji Christianem Gitshamem. Podobny incydent z zatrzymaniem "na drinka" przydarzył się i innemu maratończykowi, choć ostatecznie zaskutkował wynikiem "najdłuższym z najdłuższych".

Shizo Kanaguri   Shizo Kanakuri był biegaczem długodystansowym i maratończykiem, jednym z pionierów japońskiej lekkoatletyki. Ma on w swoim kraju przydomek "ojca maratonu". Miał także wkład w rozwój maratonu sztafetowego Hakone Ekiden - to właśnie on w 1920 roku zaproponował zorganizowanie tego ponad 200 kilometrowego biegu między Tokyo a Hakone. Od 2004 roku przyznawane jest również specjalne trofeum dla najlepszego zawodnika biegu.

   Kanakuri wielokrotnie startował w biegach, ale najbardziej znany jest ze względu na pewien incydent podczas olimpiady, a konkretnie zniknięcie podczas maratonu na Igrzyskach Olimpijskich z 1912 roku. Jego zniknięcie spostrzeżono w połowie wyścigu, podejrzewano, że zgubił drogę. Faktyczne miejsce jego pobytu było nieznane Komitetowi Olimpijskiemu aż do 1962, gdy pewien szwedzki dziennikarz odnalazł go w Tamana, mieście w południowej Japonii, gdzie wiódł spokojne życie emerytowanego nauczyciela geografii.

Co ciekawe, Kanakuri brał również udział w kolejnych olimpiadach - na Igrzyskach w Antwerpii w 1920, gdzie ukończył maraton z czasem 2 godzin, 48 minut i 45,4 sekundy zajmując 16-te miejsce, a także na kolejnych Igrzyskach w Paryżu, choć tego maratonu nie udało mu się ukończyć.  

   Wygladało na to, że Kanakuri, będąc na krawędzi wyczerpania spowodowanego upałem (a w Szwecji było wówczas wyjątkowo gorąco) na trasie w okolicach Tureberga zauważył willę szwedzkiego bankiera, w której urządzano przyjęcie i serwowano właśnie sok pomarańczowy. Zatrzymał się by ugasić pragnienie... i ostatecznie zabawił tam około godziny. Potem, wiedząc, że na mecie w zasadzie nie ma się po co pokazywać pojechał do Stockholmu pociągiem, a następnego dnia wsiadł na pierwszy statek płynący w kierunku Japonii. Jako, że o swoim wyjeździe nikogo nie powiadomił, władze uznagły go oficjalnie za zaginionego. 

Japoński biegacz długodystansowy

   I w sumie dobrze się to dla niego skończyło. Zawstydzony opuścił ówczesną Szwecję, ale podniósł się i ułożył sobie życie. Gdyby był mniej odporny na stres mógłby zachować się jak inny japoński maratończyk Kōkichi Tsuburaya, który w 1964 roku zdobył brąz, ale uznał, że zawiódł swoją ojczyznę i dwa lata później popełnił samobójstwo - zdruzgotaany i po doznaniu kontuzji uniemożliwiajacej dalsze bieganie, a tym samym możliwość zmazania "hańby" w kolejnej olimpiadzie.

   Już po jego odnalezieniu, w 1966 roku, z Kanakurą skontaktowała się szwedzka telewizja dając możliwość "dokończenia" biegu. Kanakuri zgodził się i ostatecznie zaliczono mu czas biegu maratońskiego liczący 54 lata, 8 miesięcy, 6 dni, 5 godzin, 32 miuty i 20,379 sekundy - równo 479 tysięcy godzin (z małym hakiem). Daje nam to oszalamiającą prędkość 0,000023312 m/s - jak podają tablice fizyczne, jest to 3,4 raza wolniej niż prędkość grzyba po deszczu. :)

   Shizo żartem skomentował, że "to była długa wyprawa, po drodze zdążyłem się ożenić, mam szóstkę dzieci i 10 wnuków". W ostatnim tygodniu wizyty Kanakuri ponownie odwiedził willę w której gościł przeszło pół wieku wcześniej. Domykając poetycko tą historię Bengt Petre, syn gospodarza przyjęcia, na którym gościł maratończyk w 1912, znów uraczył go szklanką pomarańczowego soku.

Szklanka soku pomarańczowego dla japońskiego maratończyka
 

Odsłon bloga: 112783

Lemoniadowy
O mnie Lemoniadowy

Lista notek » Kreativ Blogger Award » Piwnica pod jankesami » moje lubczasopisma » Lemoniada »   Koty »   Polityczne lody »   Sandomierz »   Star Trek »   Tagi salonowe »   Numerologia »   Koniec świata »   XXX »  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport