Z pktu widzenia przeciętnego wyborcy polityka jest domeną pięknych słów i zupełnie nieczytelnej gry interesów. Pięknymi słowami od kilkunastu lat praktycznie wszystkie partie deklarują podobny zestaw obietnic: budowę infrastruktury, walkę z korupcją, naprawę służby zdrowia plus kilka innych właściwie bezdyskusyjnych punktów. Różnice programowe są niewielkie i dotyczą bardziej metod niż celów.
Co może różnić partie z pktu widzenia wyborcy to szczerość deklaracji i stopień determinacji partii w realizacji programów. Polak pragnie móc zaufać. Przeciętny wyborca odnosi bowiem wrażenie, że działania polityków po wyborach nie mają absolutnie nic wspólnego z obietnicami. Podejrzewa nie bez racji że z niezmordowaną wytrwałością jest robiony w bambuko ("Oszukali!") przez grupę złotoustych pragmatyków dbających tylko o partyjny interes ("Złodzieje!"). Wypatruje więc jak kania dżdżu polityków, którzy zachowają się niesztampowo i zrobią COKOLWIEK w jakimkolwiek interesie wyższym niż swój własny.
To minimum minimorum wydaje się spełniać właśnie PiS. Wyborca widzi, że PiS-owi na czymś tam zależy i nie jest to raczej władza. Wyborcy chyba zauważyli, że PiS nie udaje omnibusa i podzielił się z władzą po pierwsze bo chciał (finanse, zdrowie) po wtóre - bo musiał (rolnictwo edukacja). Nie oczekują od PiS-u śmiałych reform gospodarczych - bo raz - ich nie obiecywał a po drugie - na co one, skoro wzrost jest i tak.
PiS obiecał sprawiedliwość i z tego jest rozliczany.
I nieważny jest wynik, wystarczy że się stara.
Z pktu widzenia pragmatyki władzy akcja CBA przeciw Lepperowi była bez sensu. Niewiele było do zyskania, do stracenia - większość sejmowa, a z nią rząd i wszystkie profity. "Gdyby Lepper rzeczywiście nie złakomił się na łapówę, przecież by tego nie robili" - rozumuje wyborca. Następne samobójcze posunięcie - autodestrukcyjne szukanie przecieku tym bardziej wyłamuje się z logiki "władzy dla władzy", o jaką oskarżany jest PiS.
Na wywaleniu wierchuszki MSW z Kaczmarkiem na czele PiS mógł tylko stracić.
Paradoksalnie jednostronny i zmasowany atak medialny mógł odwrócić sympatie wyborców.
Po pierwsze widzieli oni, że PiS na serio, z harcerskim poświęceniem walczy z korupcją w miejscu, w którym jest najszkodliwsza, czyli w aparacie sprawiedliwości.
Po wtóre docenilli, że nie przekracza przy tym pewnych granic.
Gdyby rzeczywiście Ziobro był jak Beria (wg PO), spocony nie dręczyłby ludzi swoimi konferencjami, tylko zakopałby Kaczmarka i już. Jeśli Kaczyński byłby jak Putin (jak pisał Newsweek) to Kaczmarek zatrułby się pizzą z polonem. Gdyby PiS był całkiem z PRL (to zdanie GW), Kaczmarek fatalnie spadłby ze schodów we własnym domu, a jeśli Kaczyńscy nie różnią się od IIIRP po prostu eksplodowałaby mu opona, a świadkowie potopiliby się na rybach.
W rezultacie wyborca widzi, że kłamliwe media napędzane chyba strachem przed prawdą próbują PiS zniszczyć.
Cóż się dziwić, że PiSowi rośnie.
Inne tematy w dziale Polityka