Dzisiejsza Rzeczpospolita publikuje badania przeprowadzone przez firmę Gfk Polonia, które potwierdzają to, co od dłuższego już czasu widać gołym okiem: zakupy w centrach handlowych stały się dla wielu Polaków sposobem na spędzanie wolnych chwil a czasem i treścią życia. Z badań tych wynika, że 57% odwiedza centra handlowe raz na tydzień lub częściej , przy czym w miastach liczących 100 - 300 tys. mieszkańców odsetek ten wynosi nawet 61%.
Dane te odpowiadają też mniej więcej odczuciu wielu osób (statystyki dot. średnich dochodów, zatrudnienia itd. często nie dają prawdziwego i całościowego poglądu na sytuację społeczną) , że mniej więcej połowie społeczeństwa żyje się 20 lat po upadku komunizmu w miarę dobrze czy jako tako a mniej więcej połowa należy do przegranych okresu transformacji. Nie jest tak, że ci z tej połowy przegranej i zapomnianej są głupsi, bardziej leniwi czy gorzej wykształceni, są za to często z różnych powodów mniej "kompatybilni", mniej przystosowani do współczesnych czasów.
Zakupy jak to zakupy - trzeba je zrobić a handlem ludzkość zajmowała się od czasów pierwszych zorganizowanych form życia społecznego. Właściwie nie byłoby w nich nic ciekawego gdyby nie fakt, że wizyty w centrach handlowych połyskujących szkłem, złoceniami i innymi metalami szlachetnymi stanowią dla wielu swojego rodzaju substytut innych form życia społecznego czy kulturalnego. Zamiast obrzędu religijnego - niedzielna pielgrzymka do centrum handlowego, zamiast pójścia na koncert czy do teatru - też centrum handlowe, zamiast weekendowej wycieczki z dziećmi - wielogodzinne włóczenie się z maluchami po tym samym centrum handlowym. Wiecznie niezadowolone dzieciaki i nastolatki grymaszą między I-Podami i innymi techno-pukawkami tudzież między ciuchami od Zary i T.Hilfigera. Rodzice - wiedzeni presją społeczną albo zwykłą bezmyślnością - znoszą cierpliwie te grymasy i nie przyjdzie im do głowy pomysł, że znacznie pożyteczniej byłoby je przegonić na koszykówkę czy na wycieczkę po parku narodowym. Zresztą wiadomo, wychowanie następnego pokolenia konsumentów i niezaściankowych, "prawdziwych Europejczyków" wymaga poświęcenia.
Co można jeszcze dodać w sprawie centrów handlowych? Ciekawe jest to, że oprócz przejmowania przez nie funkcji zarezerwowanych do tej pory dla obiektów sakralnych, kulturalnych czy sportowch, stanowią one w Polsce swoisty wyznacznik przynależności kastowej. O ile w krajach bez pociętej tradycji i i bez przerwanej ciągłości historycznej snobizmy wielkomiejskiej klasy średniej zdążyły już się wznieść na wyższy poziom i odnoszą się raczej do ekskluzywnych sportów, prestiżowych, prywatnych szkół dla dzieci czy wizyt na premierach operowych i na koncertach mistrzów, to u nas ciągle jeszcze wyznacznikiem pozycji w stadzie jest ilość gotówki zamieniona na zwały materii, oczywiście w modnym centrum handlowym.
W dużych miastach już dzieci w podstawówkach wiedzą, że ludzie dzielą się na tych, którzy bywają i zaopatrują się w różnych "Arkadiach" i "Złotych Tarasach" i na tych, którzy wejścia do Arkadii czy do innego raju nigdy nie dostąpią i mogą o nim co najwyżej pomarzyć. Te marzenia i walka o dostęp do ziemskiego raju są zresztą jedną z przyczyn licznych patologii, m.in. ostatnio dość często opisywanej prostytucji dziecięcej i młodzieżowej. I zacznie się od handlu a koniec znów ten sam - postęp i nowoczesność kontra obciach i zaścianek. "Wartościowi", którzy do czegoś doszli kontra odpady potransformacyjne*, do niczego nie przydatne. Lepsi kontra gorsi.
Czy można dodać jeszcze coś więcej w sprawie centrów handlowych?
*Przepraszam za to mocne określenie ale nie znalazłam bardziej precyzyjnego - ono nie odzwierciedla w żaden sposób mojego podejścia do tych ludzi a jedynie usiłuje opisać, w jaki sposób spora część społeczeństwa jest traktowana przez tą tzw. "lepszą część".
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka