Przyszła pora i na mnie. Postanowiłam przyłączyć się do grona tych, którzy opisali ewolucję swych poglądów. To spore wyzwanie - moi stali Czytelnicy wiedzą, że rzadko poruszam wątki osobiste, może nawet mam z tym pewien problem. Ale czas dojrzał, zasugerowałam, że spróbuję jeszcze przed wyborami i zdążyłam.
Zacznę od 89': ulga, komuna przestała istnieć. Dyskusje na temat komplikacji okrągłego stołu nie interesowały mnie zbytnio z powodu... młodości. Jako typ zdecydowanie bardziej pragmatyczny niż patriotyczno-martyrologiczny widziałam dla siebie inne zadania niż rozdrapywanie przeszłości - dobry zawód, dorabianie się, praca i rodzina. Komuny nie znosiłam - ustrój blokował możliwości więc cieszyłam się z jego zasłużonego upadku. Kilka lat później przyszła "noc teczek" - byłam zdenerwowana, czułam, że dzieje się coś "nie tak" mimo że nie należałam wtedy do zwolenników lustracji. Potem znów nie miałam na to wszysko czasu i wiodłam sobie dalej życie "prawdziwej Europejki" - ciekawa praca, dużo podróży i czasu spędzonego to tu to tam, gdzieś za granicą.
Dojście lewicy do władzy uznałam za nieprzyjemny wypadek i miałam nadzieję, że powtórki nie będzie. Jak typowa MW z WM głosowałam na PO. Prawicę uznałam za zbyt radykalną, lewica odpadała, PO pasowało. POPiS byłby idealny tyle, że go nie było. Był PiS. Nie mój i dodatkowo z LPRem i Samoobroną. Więc znów zajęłam się własnymi sprawami. Wybory prezydenckie - daleko od Polski, najbliższy konsulat 500 km, nie było możliwości. Wybory 2007 przeszłam jako zwolenniczka PO ale nie uczestniczyłam w nich, z powodu jak wyżej. Na szczęście, bo moje wyrzuty sumienia byłyby dziś jeszcze większe. Pamiętam - jak oceniam z perspektywy czasu bezsensowną - radość z tego zwycięstwa i zatroskanie niektórych znajomych.
Kiedy zauważyłam, że dzieje się coś nie tak? Mniej więcej po pół roku. Nie podobała mi się nagonka na braci Kaczyńskich i na Prezydenta RP. PiS nie był wtedy moją bajką ale to przyjmowało powoli cechy ohydne, wręcz totalitarne. W rozmowach ze znajomymi mówiłam o tym. Ci propisowscy uważali, że mimo "mózgu wypranego przez GW" ( tak się wtedy ze mnie podśmiewali), jeszcze jednak coś dostrzegam. Ci propeowscy - że przesadzam, że żadnej nagonki nie ma, tylko "te Kaczory są okropne".
Wojna w Gruzji i Prezydent Lech Kaczyński, który stanął w obronie wolności małego kraju. Odważnie. Tak jak powinno być. Gruzini wiedzą, komu zawdzięczają ratunek. Nie stałam się wtedy zwolenniczką PiSu ale nabrałam do Prezydenta dużego szacunku. Byłam u rodziców i oglądaliśmy doniesienia z Kaukazu. Gdy rosyjskie samoloty krążyły nad Tyflisem, zachodnie stacje opowiadały o napaści Gruzji na Rosję, TVP była nieco bardziej obiektywna. W pewnym momencie powiedziałam, że to się źle skończy. Powiedziałam jeszcze coś, czego tu nie chcę przytaczać ze względu na durniów, które się zaraz zlecą. Czytelnicy na pewno domyślą się, co. Przeraziłam się ale potem nie myślałam o tym więcej. Do 10.04.
Tak się złożyło, że w tym okresie miałam nieco więcej czasu, mogłam się znów zająć pogłębianiem wiedzy w kilku dziedzinach i sprawami polityki. Stopniowo dostrzegałam, że Prezydent Kaczyński słusznie zawetował kilka ustaw (wśród jazgotu) i że wykonał parę dobrych posunięć. Podobała mi się jego polityka historyczna. Lech Kaczyński - jeszcze może niezupełnie ale stopniowo - stawał się "moim Prezydentem".
I ten straszny dzień - tragedia, rozpacz, ból. Znałam kilka osób z tego samolotu. Kilka bliskich mi osób potraciło dobrych przyjaciół, kolegów, znajomych. Przez pierwsze dwa dni był szok i rozpacz. Bez polityki, kto z kim, gdzie, jaka partia. To było takie nieprawdopodobne. Następnego dnia zauważyłam, że relacje i dokumentacja są dziwne, że coś jest nie tak. Kłamstwo było widoczne. Nie pamiętam w tej chwili, od kiedy znów zaczęło się szczucie - chyba gdzieś od trzeciego dnia po katastrofie. Szczucie przeciwko zmarłym, szczucie przeciwko opłakującym ich żywym. Na ekranach pokazały się nagle jakieś wstrętne mordy, które jeszcze kilka dni temu uważałam za autorytety. Mordy szczuły. Dosyć. Nigdy więcej.
Znajomi i członkowie rodziny, ci propeowscy zaczęli dość szybko reagować jak głównonurtowe media. "Co ten Kaczyński wyprawia, trumnami gra", "Z tym Wawelem to straszne, przecież jemu się nie należy" - wszystko znamy. Ucięłam sprawę natychmiast i powiedziałam, że nie uczestniczę w tym. Nie zamierzam ani nikogo opluwać, nie zamierzam powtarzać medialnych kłamstw. Nie zamierzam współtworzyć kolejnej nagonki na Jarosława Kaczyńskiego. Powiedziałam, że przecież wszyscy dobrze wiemy, co tam się stało. I koniec. Niektórzy traktują to chyba do dziś jako rodzaj dziwactwa, może ekstrawagancję. Zawsze wypytują mnie z ciekawością - nie wiem, co sobie przy tym myślą - ja mówię swoje.
Okropna kampania prezydencka. Znów plucie, wyszydzanie, sadyzm kreatur. I Jarosław Kaczyński - silny człowiek, znoszący tragedię z godnością, stawiający czoło podłości wszelkich Palikotów, Niesiołowskich i ujadającej za nimi medialnej sfory. Logiczną konsekwencją moich spostrzeżeń pokwietniowych było poparcie go w wyborach prezydenckich. To pierwsze wybory po 89', w których głosowałam z przekonaniem, że głosuję właściwie, na kogoś i na coś a nie jedynie na "mniejsze zło". Teraz będą drugie. Oprócz Smoleńska doszły jeszcze tematy gospodarcze i kilka innych. Też czekają na odkłamanie. Postanowiłam nie siedzieć więcej cicho - stąd zrodził się pomysł prowadzenia bloga. Mam nadzieję, że jest on chociaż minimalnym wkładem w przezwyciężenie dyktatury kłamstwa i matactwa, opanowującej życie publiczne w Polsce. Jesteśmy IM to winni i wierzę, że ta patologia zostanie przezwyciężona. Już wkrótce.
I jeszcze coś na zakończenie. Jestem - wbrew temu, co różne pajace tu wypisują - dość umiarkowana i chyba nie odpowiadam stereotypowi "ekstremisty" czy "oszołoma". Moją pobożność także określiłabym jako "umiarkowaną". Postawiona jednak przed wyborem między modlącymi się ludźmi a żulią sikającą na krzyż i pogardzającą polską tradycją i historią - wybiorę zawsze tych pierwszych. Co jeszcze? To nie jest takie straszne zrewidować swe poglądy choć nie jest to też proste. Ja w każdym razie nie żałuję, że zamiast udawać, że nic takiego się nie stało, zrobiłam solidny rachunek sumienia.
Notka ma charakter dość osobisty. Nie będę więc tolerować włażenia w nią w brudnych buciorach. Uprzedzam, że usuwane będą komentarze: 1)chamskie, durne, szydercze; 2)przedstawicieli MAKu; 3)przedstawicieli mainstreamowej propagandy - jeżeli ci ostatni przyjdą tu prywatnie w celu dyskusji - zapraszam, jeżeli przyjdą tu w innych celach - usuwam.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka