Najpierw Jarosław Kaczyński i parlamentarzyści PiSu zostali okrzyknięci zdrajcami i targowiczanami - bo domagają się od Rosji zwrotu dowodów stanowiących własność RP. Potem premier Tusk, czyli ten, który odpowiada za przetrzymywanie dowodów po zakończeniu badań przez MAK w Rosji, wystylizował się na ofiarę - zarówno rodzimych zdrajców jak i Rosji. Wiadomo, ma ciężko - Rosja to ciężki partner, miało być ocieplenie za cenę milczenia, wyszło tylko milczenie bez ocieplenia a Rosja upokarza rząd RP kiedy jej się podoba i robi to w sposób coraz bardziej oczywisty. Każdy poczułby się ofiarą.
Jakby tych absurdów unoszących się nad Polską po sejmowym wystąpieniu Premiera było mało, dorzucił coś do nich dziś Edmund Klich. Edmund Klich tym razem - kto by pomyśłał - wystąpił w roli demaskatora smoleńskiego kłamstwa. Nie, pułkownik Klich nie wierzy w dwa wybuchy, choć przyznaje, że wstrząsy były ale jego zdaniem od brzozy. Ale dużo ciekawsze od wiary czy przekonań Klicha są fakty, które podaje i które potwierdzają to, co wszyscy dociekliwi i myślący ludzie twierdzili od samego początku - że katastrofa właściwie nie była badana a to, co nam serwowano było po prostu pracą pod postawioną z góry tezę o winie pilotów. Ciekawy jest opis "badania" wraku, z którego wynika, że właściwie nikt go nie badał. Ktoś tylko zajrzał do silnika, ktoś był tam trzy dni ale żadnych konkretnych wyników nikt nie przedstawił.
Pułkownik Klich jest osobą dziwną i motywy, dlaczego nagle zaczął opowiadać, są trudne do odgadnięcia. Nie wiadomo, czy jest to strach przed postawieniem poważnych zarzutów wobec coraz bardziej walącej się, kłamliwej wersji. Czy chodzi o pogrążenie Donalda Tuska na czyjeś życzenie czy o sprawę tak przyziemną jak promocja książki? Nie da się nawet wykluczyć jakiejś szarpaniny na dnie duszy wysokiego funkcjonariusza państwa - w końcu ze światowej literatury wiemy, że takie szarpaniny duszy zdarzały się nawet u największych łajdaków. Bez względu jednak na motywy, pułkownik Klich wie dużo, widział wiele i jest fachowcem nie żadnym tam oszołomem - to co mówi należy brać na poważnie.
A przy okazji z relacji Edmunda Klicha wynika obraz państwa zdegradowanego i poniżonego. Państwa nieudolnego, wysyłającego do badania tej wielkiej tragedii osoby, których to zadanie pod każdym względem najwyraźniej przerasta. I taki finał: Kaczyński - targowiczanin, Tusk - ofiara zdrajców i Rosji a Klich - demaskator. Polska absurdem stoi.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka