Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
490
BLOG

Minister Cichocki do poduszki - zamiast "Trędowatej"

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Polityka Obserwuj notkę 8

       Od dłuższego czasu można w Polsce zaobserwować przetwarzanie ważnych zdarzeń w życiu publicznym na wątki liryczne. Po katastrofie smoleńskiej odpolitycznianie i spychanie zdarzeń politycznych  w sferę prywatną, wręcz intymną,  stało się rutyną. Działo się tak w przypadku samej katastrofy i żałoby z nią związanej - wszyscy dobrze pamiętamy absurdalne wołania o to, aby  "nie upolityczniać tej katastrofy". Inne głosy absurdu domagały się zredukowania wszelkich działań po śmierci kierownictwa państwa i armii do żałoby w sferze prywatnej. Skandaliczne nieścisłości w śledztwie i w dokumentacji medycznej media próbowały następnie sprowadzić do ściśle już intymnych odczuć jak obrzydzenie czy wstręt.

       Takie ujmowanie ważnych spraw - ich odpolitycznianie i spychanie w sferę prywatną - ma oczywiście bardzo konkretne przyczyny. Dotychczasowe zagadkowe zgony osób związanych z polityką przypominają społeczeństwu bezwzględnie i jasno o wszystkich nieprawidłowościach IIIRP, o jej genezie i o kulisach jej funkcjonowania. Wręcz krzyczą o nich w sposób dramatyczny. Przywołują na światło dzienne to, o czym media głównego nurtu nie informują i o czym ludzie mają nie wiedzieć. Dlatego też dla zainteresowanych podtrzymaniem obecnych stosunków tak ważne jest doprowadzenie do bagatelizacji takich zdarzeń.

       A zdarzenie odpolitycznione, które nie dotyczy całego społeczeństwa czy narodu a pozostaje jedynie ckliwą  sprawą prywatną, traci znaczenie i w końcu przestaje istnieć. Ponadto - gdyby zainteresowanie taką sprawą jednak nie ustawało - zawsze łatwo jest ją po prostu ośmieszyć i sprowadzić do rangi tandetnych romansów czy brukowców. Gdy część społeczeństwa jako tako wykształcona lub chcąca za taką uchodzić wyczuje w eterze atmosferę "wrednych Wiśniewskich" (to z "Ballady o jednej Wiśniewskiej"), melodramatu a la "Trędowata" czy wręcz hien cmentarnych żywiących się prywatnym nieszczęściem,  będzie oczywiście od razu od takich spraw wiać. I o to właśnie chodzi.

       Po Smoleńsku nastąpiło jeszcze kilka zgonów osób znanych w życiu publicznym, przeszły one jednak bez większego echa. Dopiero zagadkowa śmierć Andrzeja Leppera znów przypomniała społeczeństwu, że coś dzieje się nie tak, że machina jest mocno rozstrojona. I znów - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - pojawili się domokrążni psycholodzy i eksperci atestujący problemy natury osobistej  czy finansowej polityka.  Niewiele jednak zdziałali - w społeczeństwie zdecydowanie dominuje przekonanie, że zgon A.Leppera jest podejrzany, w samobójstwo wierzy niewielu.

       Dokładnie to samo dzieje się wokół zgonu gen.Petelickiego. Media głównego nurtu - jak na zamówienie i zanim cokolwiek jeszcze było wiadomo - już zaczęły "uprywatniać" śmierć generała uwikłanego w politykę, w  działalność służb specjalnych oraz wyposażonego w ogromną - dla wielu niewygodną - wiedzę. Już informuje się społeczeństwo, że gen.Petelicki popełnił samobójstwo z powodów prywatnych - bez żadnych podstaw ale ktoś z kimś rozmawiał i gdzieś tak ktoś powiedział. Mało tego, w sieci pojawiły się nawet komentarze, że w ogóle zajmowanie się tym jest nieprzyzwoite. Pewnie, bo i jak to - przecież samobójstwo to w końcu sprawa osobista. Od wczoraj część prasy rozpisuje się też o rzekomych ciężkich schorzeniach, na które miał cierpieć gen.Petelicki. Prokuratura jednak nie potwierdza tych informacji.

       O podtrzymanie atmosfery ściśle prywatnego melodramatu wokół zgonu tej istotnej postaci polskiego życia publicznego zabiega także minister Cichocki. Uzdolniony jest, trzeba przyznać,  jego melodramatycznej narracji słucha się cudownie. Jakby nigdy nic - w końcu śledztwo jest dopiero w toku - udziela wzruszającego wywiadu o szerzących się skłonnościach do samobójstw. Wśród mężczyzn ponoć szczególnie. No i te wszystkie plagi - depresje, stany zwątpienia i inne tym podobne nie omijają też pracowników służb. Wiadomo, presja teraz wszędzie, to i chłopów silnych jak dęby jakaś deprecha może powalić i do tego ostatecznego kroku popchnąć. Płakać się chce, minister zresztą też prawie płacze i opowiada, jak smuci go każdy taki przypadek samobójstwa. Wzruszające to niczym powieść Heleny Mniszkówny, też chyba zacznę zaraz płakać.

       A teraz dosyć tego głupkowatego melodramatu dla infantylnych podwórkowych psychologów. Mowa jest o czterdziestomilionowym europejskim państwie a nie o jakimś wariatkowie. Omawianą sprawą jest natomiast zgon kolejnej osoby publicznej posiadającej sporą wiedzę a nie żaden dramat miłosny z trupami dla pensjonarek. Niestety, wygląda na to, że pod rządami miłości nie można na nic więcej liczyć. Jeżeli nieprzyzwoite jest wiązanie z polityką sprawy niewyjaśnionej śmierci najważniejszych osób w państwie i w armii, to co tam zgony polityków czy generałów. Te w końcu też dadzą się zawsze sprowadzić do jakiegoś prawdziwie ludzkiego i zrozumiałego dla przeciętnego wyborcy psychodramatu. I będzie prywatnie, bez polityki i po sprawie. Polacy, znów nic się nie stało.

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka