Mam chyba szczęście do ludzi, bo jak na kogoś jęczą, to w moich osobistych doświadczeniach nic z tego się nie potwierdza. Także z "kibolami"/kibicami (będę stosowała taką terminologię - sprawy są skomplikowane i narosło wokół nich dużo politycznych nieporozumień i propagandy), o innych będzie kiedy indziej. Trudno powiedzieć, czemu tak się dzieję.Tłumaczę to sobie tym, że staram się nie chodzić z wykrzywionym wyrazem twarzy i nie nadymać się niepotrzebnie na bliźnich (nie zawsze wychodzi ale jakoś staram się), no i może coś z tego do mnie wraca. Oby jak najdłużej.
No więc o kibicach/"kibolach". Moje pierwsze doświadczenie miało miejsce w pociągu, kilka ładnych lat temu. Jechałam z dzieckiem, obok mnie siedziała inna pasażerka też z małym dzieckiem i przyczepił się do nas psychol. Psychol był zagraniczny i gdy tylko dzieci wyszły na moment z naszego przedziału dla matki z dzieckiem czy zajrzały do przedziału sąsiedniego z psycholem, ten natychmiast otwierał drzwi i zaczynał ryczeć na nas i na dzieci. Typ wyglądał okropnie, nie było to zbyt wesołe i zastanawiałyśmy się, czy nie poprosić kierownika pociągu. Okazało się to niepotrzebne, gdyż całą sytuację zauważyli jadący obok kibice/"kibole", wizualnie faktycznie odpowiadający stereotypom o "kibolach" - potężnej postury, z szalikami, głośni, chyba lekko podchmieleni i w ogóle budzący nieco strachu.
- Dziewczyny, nic się nie bójcie, zaraz go załatwimy!!! Nie będzie tu jakiś gość czepiał się polskich dziewczyn!!! - ryknął jeden z nich na cały głos i postanowili natychmiast zainterweniować w obronie "polskich dziewczyn".
Przyznam, że obawiałam się trochę, czy nie dojdzie do rękoczynów czy jakiegoś mordobicia - nie jestem w końcu na co dzień przyzwyczajona do akcji kibiców/"kiboli". A ci stanęli przed przedziałem psychola i pokrzyczeli. Psychol próbował im coś odpyskować. Na to jeden z kibiców/"kiboli" wydał z siebie głośny gwizd i natychmiast zleciało się do nas jeszcze kolejnych kilkunastu. Po krótkiej "naradzie" wszyscy stanęli przed przedziałem psychola, zabębnili z całej siły w drzwi i odśpiewali, czy raczej bardziej odryczeli kilka "kibolskich" piosenek. Psychol w każdym razie - oceniwszy chyba, że już nie ma żadnych szans - zapadł się w siedzenie, zasłonił przedział i więcej przez całą drogę nie wypełzał. Kibice/"kibole" skutecznie zaprowadzili porządek w przedziale, pozostali, bardziej "ucywilizowani" pasażerowie jedynie przyglądali się całemu zajściu.
Z listopadowej manifestacji wracałam oczywiście autobusem i jak zwykle pojawił się odwieczny problem - brak biletów. W Warszawie to zgroza - kioski polikwidowali, kierowcy często nie mają biletów (albo są chamscy - nie tak dawno jeden, gdy zwróciłam mu uwagę, zwyzywał mnie od czupiradeł) a automaty w autobusach albo nie działają albo nie przyjmują monet tylko jakieś cholerne "karty zbliżeniowe" (to jakaś paskudna nowomowa). Ponieważ korzystam z usług MZK dość rzadko nie posiadam żadnych "kart zbliżeniowych" i w ogóle nie posiadam niczego, co w autobusach okazuje się konieczne. Odkupić od kogoś bilet, jak w dawnych, dobrych czasach też niemożliwe - prawie nikt papierkowych biletów nie ma przy sobie. A kontrolerzy budzą strach i często robią wrażenie, jakby byli spokrewnieni z jakimiś zbirami, miałam okazję kiedyś się o tym przekonać.
Przeciskam się więc przez tłum ludzi (wielu też wraca z manifestacji), żeby dostać się do kierowcy czy do automatu. Przy automacie wyciągam z kieszeni jakieś drobne i szukam, gdzie je wrzucić a automat znów na "kartę zbliżeniową". Zdenerwowana zaklęłam coś cicho pod nosem i... znów na ratunek pośpieszyła mi grupa kibiców/"kiboli" wracających z manify. I tak samo jak tamci z pociągu byli ogromni, chyba ze dwie głowy wyżsi ode mnie, hałaśliwi i z szalikami.
- Pani jedzie z nami, z nami Pani nic nie grozi.
- Okropność z tymi biletami - kierowcy nie mają, automaty na karty... - wydukałam nieśmiało.
- Proszę się nie przejmować!!! Dzisiaj żadnej kontroli nie będzie, dzisiaj oni się nie ośmielą nawet tutaj pokazać, głupi by byli. To nie ich dzień. A nawet, gdyby tu wleźli, to już im pokażemy. Proszę się niczego nie bać!!!
Ponarzekali jeszcze głośno na władze miejskie i jeszcze parę razy uspokoili mnie, że nikt nie odważy się zrobić mi czegokolwiek.
Nie należy sobie robić żadnych złudzeń, wniosek może być tylko jeden. Do lamusa z genderyzmem i nowomodnymi "tryndami". Nie ma to jak mężczyźni, przy których kobieta może się czuć bezpieczna a i przyłożą w obronie płci pięknej, gdy zajdzie taka potrzeba. I tym antypostępowym akcentem kończę na dzisiaj i idę słuchać ostatnich sensacji (tekst był przygotowany już wcześniej - prawdę powiedziawszy to dzisiaj niekoniecznie jest do śmiechu czy do rozważań filozoficzno-obyczajowych).
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka