Wstęp będzie banalny ale przystający do rzeczywistości - ot po prostu po raz kolejny władza robi z obywateli kompletnych durniów. Oczywiście wyjąwszy możliwość, że w śledztwie smoleńskim znów mamy do czynienia z cudem. Takim cudem byłoby samo istnienie pancerno-plastycznej brzozy. Na taką nazwę to drzewo niewątpliwie zasługuje, jako że okazało się ono być nie tylko pancerne ale właśnie i plastyczne - istnienie materiału łączącego te obydwie cechy jest jednak niemożliwe. Po prostu cud. Brzoza, jak wiadomo, nie tylko była w stanie obciąć kawałek skrzydła potężnego Tupoleva i zniszczyć jego konstrukcję. Dodatkowo jeszcze potrafiła się ona wydłużać, skracać a może i modelować (zapewne, skoro przy tych samych parametrach lotu każdy pomiar wykazał zniszczenie na innej wysokości).
Po dzisiejszym oświadczeniu prokuratury są więc - jakby na sprawę nie patrzeć - trzy możliwości. Albo faktycznie stał się kolejny cud, albo ktoś manipuluje wyliczeniami i oszukuje albo ci, co mierzą, liczą i ogłaszają wyniki są kompletnymi tłumokami matematycznymi - chodzi tu o operowanie liczbami oraz działania w zakresie do 1000. Z wiarą w cuda jest jak jest - to właśnie sprawa wiary - pozostają dwie racjonalne możliwości: albo krętacze albo tłumoki (tak miała zwyczaj mawiać moja matematyczka w podstawówce w stanie podenerwowania - należy jednak zaznaczyć, że biegłego liczenia do 1000 po prostu oczekiwała od nas chyba już w IV czy w V klasie, te wyzwiska pojawiały się zwykle przy sprawach znacznie trudniejszych). Oczywiście nie da się wykluczyć sytuacji, że te dwie cechy występują równocześnie.
I ostrzegam od razu - ponieważ przychodzili tutaj różni anonimowi pseudoeksperci, rzekomo z tytułami naukowymi renomowanych uczelni - nie interesują mnie techniczne zawiłości pomiaru. Po prostu wysokość uszkodzenia drzewa mierzy się od podstawy tegoż drzewa do miejsca uszkodzenia, oczywiście można zaznaczyć w protokole jakieś osobliwości jak wysokość korzeni wystających nad ziemię, specyfika podłoża czy np. uszkodzenie jakimiś odpryskami poniżej miejsca głównego uszkodzenia czy złamania. Tak więc, jeżeli ktoś tu przyjdzie i będzie twierdził, że na jakiejś renomowanej uczelni (tej zapewne, która przyznała mu tytuł), w Rosji czy gdzie indziej, taką wysokość mierzy się np. odejmując od odległości między księżycem a podstawą drzewa odległość między księżycem a miejscem uszkodzenia, nie będę polemizować ani wdawać się w idiotyczne dyskusje o kątach nachylenia, średnicach i przyśpieszeniu jakichś poluzowanych śrubek. Po prostu rzetelne pomiary (także metodą księżycową) powinny dać w przybliżeniu ten sam wynik a wszystko inne jest krętactwem.
Zresztą w dzisiejszej rewelacji nie sam pomiar jest istotny. Istotne i zupełnie niezrozumiałe jest coś innego. Okazuje się, że pomiar i obliczenie wysokości uszkodzenia tego najważniejszego dowodu w sprawie - w końcu to wokół pancerno-plastycznej brzozy obraca się cała oficjalna narracja - został zlecony do wykonania jakiejś sile pomocniczej po podstawówce (może i nieskończonej) czy wręcz może komuś upośledzonemu umysłowo zatrudnionemu na miejscu pracy dla inwalidów (wychodzę z założenia, że regularni pracownicy prokuratury z wykształceniem min.średnim potrafią dodawać i odejmować w zakresie do 1000). Mało tego, jak już takie błędne obliczenie zostało wykonane, to mimo że było zdecydowanie niezgodne z wynikami opublikowanymi w oficjalnych raportach, leżało tak sobie dalej i pies z kulawą nogą nie zainteresował się tym. Ani nie policzył jeszcze raz, ani nie sprawdził ani nie zgłosił przełożonemu, że różnica w obliczeniach podważa tezy oficjalnego raportu. Nikt i nic. I tak sobie spokojnie dalej ta fantazja jakiegoś matematycznego tłumoka leżała i nikogo nie dziwiła, aż prokuratura ją sobie upubliczniła. Oczywiście nie można było tak sprawy pozostawić - o zgrozo badania prokuratury i Zespołu Parlamentarnego okazały się dość zbieżne. Trzeba się było natychmiast zainteresować, co to też za tłumok w tej prokuraturze liczył. No i zainteresowano się, zweryfikowano te rzekomo tłumockie obliczenia i wyszło co wyszło - brzoza pancerno-plastyczna.
I tylko nie wiadomo, kto jest tłumokiem (albo krętaczem) - czy ten kto liczył, czy ten, kto później weryfikował. Ciekawe, czy ktoś się przyzna do tych obliczeń (i weryfikacji) czy będzie podobnie jak z identyfikacją głosu ś.p.gen.Błasika (na podstawie "słyszanych głosów" i przyporządkowaniu ich do "kontekstu sytuacyjnego") - ten, kto to zrobił, musiał się najwyraźniej strasznie wstydzić, skoro nie chciał się do tego przyznać. Władza powinna jednak wreszcie uwzględnić fakt, że niezależnie od tego, jakich tłumoków matematycznych zatrudnia w państwowych instytucjach, większość obywateli liczyć potrafi.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka