I w dodatku ani trochę się tego nie wstydzę. Ani trochę i mam w głębokim poważaniu, co rzekomi znawcy sztuki, trendsetterzy, postępowi, nowocześni i inni wyrafinowani o mnie - i innych podobnych oczywiście - powiedzą. A mówią, wymyślają, plują - że prostacy, chamy, mohery, niewykształceni, kołtuny i na sztuce się nie znają a wtrącać się chcą. Ano nie znamy się i bardzo dobrze. A wcinać i wtrącać się będziemy. Już wyjaśniam od samego początku, co jak i dlaczego.
Otóż ja, niekumata prosta baba co to się na sztuce nie rozumie (a na współczesnej to już w ogóle:))) chowałam się szczęśliwie pośród sztuki i wzornictwa dwudziestolecia (samozwańczym sferom wyższym, trendsetterom i urojonym znawcom sztuki wyjaśniam, że źródła sztuki współczesnej leżą mniej więcej gdzieś tam). Dosłownie - w mieszkaniu mojej Babci leżało i wisiało to, co stanowiło awangardę owych czasów - meble "Ładu", kilimy Stryjeńskiej i wiele tym podobnych przedmiotów. Na wakacje zaś w latach dziecięcych byłam wożona do domku w stylu Bauhausu, który to styl właściwie dopiero teraz "zbłądził pod strzechy". I nawet bardzo mi się to wszystko podobało. Potem - żebyście nie mieli wątpliwości Szanowni Postępowcy i Miłośnicy Sztuk - przyszła pora na teksty "Błękitnego jeźdźca", Malraux i tym podobne lektury. Prosty gust mam, wiem. Toteż uwielbiam ekspresjonistów, polskim malarstem nowoczesnym/współczesnym też nie gardzę. Ulubieni to Makowski, Strzemiński, Duda-Gracz. A i Dwurnik i kilku innych też może być. A muzyka Lutosławskiego czy Xenakisa (niekumatym postępowcom i trendsetterom wyjaśniam, że to wieloletni asystent Le Corbusiera) - miód po prostu. No i super była Balladyna na motocyklu Hanuszkiewicza! Mówię od razu, że nie lubię jeleni na rykowisku i tym podobnych landszaftów. To tyle tytułem wstępu - myślę, że pozwoli on wszystkim wykształconym i zorientowanym w tryndach zrozumieć tok myślenia baby prostej i nieuczonej.
I nie rozumiem - ani nawet nie mam zamiaru rozumieć - radosnej twórczości, którą elyty IIIRP próbują nas ostatnio uszczęśliwiać. Mało tego, że nie rozumiem - odrzucam ją w całości a gdybym miała więcej czasu, zapewne zajęłabym się bardziej aktywnym zwalczaniem badziewia, które po prostu terroryzuje nas i które nosi dumną nazwę "awangardy" czy "nowatorskich instalacji". A że prosta baba, co to się na sztuce nie rozumie, ma prawo powiedzieć, co myśli o partactwie, oszustwach i robieniu sobie jaj z podatnika - otóż mówię.
Zacznę od nowatorskiej instalacji w wykonaniu Sierakowskiego i izraelskiej artystki na biennale w Wenecji - bardziej głupota i syndrom lewackiego odbicia niż sztuka. W dodatku głupota, która jeszcze spowodowała zawirowania w polityce zagranicznej (mniej zorientowanym przypominam, że w ramach "nowatorskiej instalacji" Sierakowski z ową artystką zachęcali Zydów z Izraela do emigracji do Polski, co wywołało zrozumiałą niechęć ze strony Izraela). Przechodzę do kolejnej "nowatorskiej instalacji" - do świętej Tęczy. Króciótko, ponieważ wszystko zostało już powiedziane - dno i kicz przypominający dekorację ze sztucznego chińskiego kwiecia na jakieś tandetne wesele w tanim lokalu. Tandeta, która stała się obiektem kultu, prominencja biega, kwiaty składa, tuli się i całuje.
Dosyć instalacji typu "open air" i hapenningów, przechodzimy do sal muzealnych. Kopulacja z krucyfiksem to po prostu bluźnierstwo i obraza większej części społeczeństwa, z pieniędzy którego finansuje się ten kit. Tak samo jak i skrzyżowanie polskiego orła z symbolem IIIRzeszy. Ponadto to sprawa dla prokuratury. Teraz pora zająć się teatrem. Przedstawienie w Krakowie to nie żadne szczyty nowoczesnego wyrafinowania i wyżyny niedostępne dla prostych moherów a jedynie ordynarne, pospolite oszustwo. Dlaczego? Otóż dlatego, że jeżeli klient płaci pieniądze za coś, co używa logo "państwowe" czy "narodowe" a produkt sprzedaje mu się jako klasykę (bo Strindberg to dziś już klasyka), to ma prawo oczekiwać, że będzie to klasyka, na którą może przyjść także z dziećmi w wieku gimnazjalnym. Jeżeli pod tym opakowaniem wciska mu się na scenie ruchy kopulacjyne, to klient ma prawo czuć się po prostu oszukany. W najlepszym wypadku za takie oszustwo należy mu się zwrot za bilety. Chamem i prostakiem jest więc w tym wypadku nie oszukany klient protestujący przeciwko przekrętowi a ten, kto takiego oszukanego klienta wyzywa.
I jako prosta baba, co to się na sztuce nie rozumie, zaprezentuję tu jeszcze jeden wniosek, który dosłownie nasuwa się sam. Wciskany nam ostatnio chłam nie jest ani żadną awangardą ani wolną sztuką, wyzwoloną z pęt konwencji, jest po prostu zarobkową działalnością akademickich, przeczasiałych doktrynerów realizujących linię partii rządzącej. I w dodatku finansowaną z publicznych pieniędzy. Artyści naprawdę nowatorscy i awangardowi - podobnie jak i we wszystkich epokach do tej pory - pracują w zaciszu gabinetów i pracowni i prezentują swą twórczość w kościołach, w niedogrzanych salach koncertowych czy w niewielkich galeriach. Bez grosza publicznych dotacji i wypasionych państwowych pensji.
Ja, prosta baba, co to się na sztuce nie rozumie, mogę tylko jeszcze podtrzymać na duchu podobnie myślących do mnie, którzy mają dosyć tej upiornej kpiny z podatnika i ze społeczeństwa i zachęcić do tego, żebyśmy się nie bali terroru tej badziewnej twórczości i jej ideologów. Należy nazywać sprawy po imieniu - oszustwo jest po prostu oszustwem, bluźnierstwo bluźnierstwem a kpina kpiną. I nie dajmy sobie wmawiać, że ideolodzy, którym odebrało rozum, to duchowi przywódcy mający prawo trzymać nas w ryzach i terroryzować wyzwiskami a ten kit to wyrafinowana sztuka, tylko my głupi i jej nie rozumiemy.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura