Student w akademiku może i powinien mówić co mu ślina na język przyniesie. Po głębszym, po prochu czy wąchaniu (nie wiem co tam teraz jest w modzie) język się rozwiązuje no i dobrze, no i na zdrowie. Tak wychodzi się na człowieka.
A to dlatego, że kiedy następnego dnia przypomni sobie (czasem po dłuższym czasie) jakie bzdury wygadywał to ogarnia go wstyd. Ten wstyd działa pro-rozwojowo. Zaczyna odróżniać i oddzielać ziarna od plew i z czasem coraz rzadziej takie bzdury wygadywać.
Od ministra wymaga się dojrzałości i wypowiedzi dyplomatycznych, bo każde nieprzemyślane słowo idzie w świat i ośmiesza kraj, który reprezentuje.
Inna sytuacja, gdy słowa ośmieszające ten kraj są nielegalnym nagraniem prywatnej (publicznej) rozmowy w jakieś restauracji, a jeszcze inna, gdy są z premedytacją w mediach wypowiadane.
Minister, który nie odróżnia pogawędki w akademiku od wywiadu w mediach udowadnia, że jest jeszcze studenciakiem i potrzebuje jeszcze trochę czasu na karierę polityczną.