Co to jest i gdzie to jest ?

Zagadke rozwiązał roko
Niewiele jest budynków w historycznej części Gdańska, które swoim wdziękiem bardziej przypominają domki z bajek naszego dzieciństwa, niż świadczą o gotyckim, wytwornie renesansowym lub pruskim charakterze miasta. Taki urokliwy budynek, powstały już w XVII wieku, stoi do dzisiaj przy ul. Sierocej, vis-à-vis Poczty Polskiej.
Geneza jego powstania wiąże się z potrzebą chwili, jaką była konieczność zlikwidowania plagi włóczęgów i żebraków, która po wojnach szwedzkich dotknęła miasto. Doraźne usuwanie tłumu głodnych ludzi poza obręb miasta lub kierowanie ich do podmiejskich szpitali nie przynosiło oczekiwanych efektów. Rada Miasta zdecydowała się na wybudowanie przytułku dla „żebraków i wszelkich włóczykijów", ale także dla sierot i dzieci z nieprawego łoża, które nie miały w owych czasach łatwego życia. W miejscu, gdzie wcześniej znajdował się szpital dla chorych na dżumę, a który został przeniesiony w okolice Bastionu Wilk na Dolnym Mieście, miejski budowniczy Bartłomiej Ranisch, postawił w 1699 roku skromny budynek, który funkcjonował dzięki środkom wyasygnowanym na tę rzecz przez Radę Miasta oraz hojnych gdańszczan.
Trzy tablice, umieszczone na budynku głównym, pozwalają nam poznać nazwiska tych, dzięki którym przytułek mógł służyć najbiedniejszym, a byli to: Johann Bentzmann, Carl Eichmann, Carl Groddek (syn burmistrza Abrahama), Ludwik Jahnsenn, Samuel Wolf, Carl Ehler oraz Friedrich Reyger, który został dodatkowo uhonorowany tablicą, znajdującą się we wschodnim skrzydle.
Architektura obiektu jest dość skromna w formie, czemu nie można się dziwić, zważywszy na jego przeznaczenie. Piętrowy budynek, wybudowany na planie prostokąta, zaopatrzony w niewielkie okna, przykryty czterospadowym dachem, ozdobiony został ryzalitem, zamkniętym trójkątnym szczytem, w którym do dzisiaj od strony poczty widnieją samotne cyfry „6" i „9", nieśmiało przypominające nam rok powstania obiektu -1699. Do budynku wchodziło się od strony podwórza, które pełniło funkcję niewielkiego ogródka. We wnętrzu znajdowały się sale dla kobiet i mężczyzn, jadalnia, kuchnia, izba szkolna, pomieszczenie dla chorych, pokoje dla przełożonych i nauczyciela oraz kaplica (na tablicach pamiątkowych zwana kościołem), wyposażona w kazalnicę, barokowy ołtarz, organy i zegar. Tuż przy wejściu stała skarbona, dostępna dla darczyńców przez okrągły rok.
Domem Dobroczynności zarządzało trzech przełożonych zwanych prowizorami, którzy byli wybierani spośród rajców, a do pomocy mieli kwestarza pełniącego rolę księgowego oraz pisarza, który zajmował się też nauczaniem dzieci.
Pensjonariusze tej potrzebnej w mieście instytucji byli wychwytywani na ulicach miasta przez tzw. wójta żebraczego, który dowoził ich specjalnie oznaczonym, zielonym wozem do Domu Dobroczynności. Tutaj decydowano o losach delikwentów. Chorzy byli kierowani do miejskiego szpitala, niezdolnych do pracy wydalano z miasta, przestępców umieszczano w ciemnicy na terenie obiektu, a pozostali byli przyjmowani do przytułku. Ci, którzy znaleźli tu schronienie nie mogli jednak liczyć na słodkie próżnowanie. Kobiety i dziewczynki zatrudniane były w kuchni i ogrodzie, przędły wełnę i len, mężczyźni pracowali przy oczyszczaniu kanałów na Dolnym Mieście, brukowaniu ulic i usuwaniu nieczystości z miasta, a chłopcy wykonywali cięższe prace ogrodowe i pielęgnowali hodowane zwierzęta. Dzieci miały ponadto obowiązek uczenia się, a corocznie jesienią obchodziły wszystkie domy w mieście i prosiły o datki na Dom Dobroczynności. Można je było poznać po jasnoniebieskich uniformach i skarbonkach w dłoniach. Takie samo zadanie mieli etatowi pracownicy zwani szafarzami, którzy rokrocznie w marcu kwestowali w karczmach, winiarniach czy piwiarniach; nie omijali też wszelkich festynów, ślubów, chrztów i weselisk, podczas których gdańszczanie chętniej sięgali do sakiewek.
Ponieważ ilość pensjonariuszy stopniowo rosła, w XVIII wieku w przytułku przebywało średnio 250 osób, zaistniała potrzeba powiększenia obiektu. W 1749 roku powstało drugie, skromniejsze skrzydło Domu Dobroczynności, które początkowo było wykorzystywane jako szkoła, a później przeniesiono do niego niepełnoletnich podopiecznych.
Kompleks służył najbiedniejszym do 1906 roku, w którym zostali oni przeniesieni do nowej siedziby we Wrzeszczu przy ul. Sosnowej 1.
W opuszczonym budynku w 1908 r. uruchomiona została pierwsza w Gdańsku, nowoczesna poradnia przeciwgruźlicza z własnym aparatem rentgenowskim, a w latach międzywojennych zajmowała go redakcja Danziger Volksstimme, organu prasowego gdańskich socjaldemokratów. Całość przetrwała wojnę, a tablica umieszczona w 1993 roku na dobudowanym skrzydle, poświęcona Hansowi Wichmannowi, posłowi do gdańskiego Sejmu, zamordowanemu w 1937 roku, przypomina okropności hitleryzmu.
A dzisiaj? Zaadaptowany na cele mieszkaniowe odkrywa swój urok tym, którzy letnią porą zajrzą na zatopiony w kwiatach wewnętrzny dziedziniec i zadumają się nad dolą pokrzywdzonych dzieci, które być może potrafiły być tutaj chwilami szczęśliwe.
http://przewodnicygdanscy.naszemiasto.pl/artykul/2909.html
Zachowane tablice na budynku



Dziedziniec

Od strony Sierocej

Tablica pamiatkowa na murze


W związku z końcem postkomunistów,a poszerzeniem pojęcia lewica oraz uznaniem Gierka za patriotę - odkurzam znaczek sprzed 35 lat "Za nic bym nie chciał , aby uważano mnie za człowieka poważnego , bo w obecności tzw. poważnych ludzi dzieci bawia się bez wigoru i radości , kobiety przestają być zalotne , wojskowi nie chcą opowiadac pieprznych anegdot , maski zdejmuja lub nadziewają w ich obecności tylko ludzie smutni. A na dodatek - durnie są zawsze poważni.
Jeden z tych poważnych wygłosił najgłupsze zdanie w salonie na mój temat "dyskomfort części dyskutantów wynikający z tej wprost niemożliwej już do banalizowania, relatywizowania czy tym bardziej ignorowania kompromitacji PO, wzrósł niepomiernie i manifestuje się w sposób różnoraki. Jedni fundują nam różnego rodzaju divertissement w postaci zagadek...."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura