leszek.sopot leszek.sopot
1331
BLOG

Andrzej Gwiazda jest skończony!

leszek.sopot leszek.sopot Polityka Obserwuj notkę 126

 

W sobotę 19 marca prezydent Lech Kaczyński odznaczył zasłużonych działaczy NZS. Ze wszystkich członków wymienił, jako najbardziej zasłużonych, Przemysława Gosiewskiego i Mariusza Kamińskiego. Przypomniał też, że pracownikami Komisji Krajowej „S” w 1989 r. byli członkowie NZS (z Gdańska).

Czym sobie zasłużyli wówczas byli członkowie NZS z UG, że zasiadali przy Okrągłym Stole a później pracowali w KK „S”? Czym sobie i inni wówczas zasłużyli, że znaleźli się w „kręgu zaufania” związkowych liderów? W różny sposób. Czy jednym z tych zasług było łażenie za A. Gwiazdą i wrzeszczenie, że jest skończony?

 

 

17 września 1989 r. doszło do słownego starcia między działaczami NZS z Przemysławem Gosiewskim i Grzegorzem Czarneckim (nowy przewodniczący NZS UG) na czele a stronnikami A. Gwiazdy i „Solidarności Walczącej”. NZS zorganizował kilkunastoosobową manifestacji przy kościele św. Brygidy. W tym samym miejscu i porze urządziła nielegalną demonstrację „Solidarność Walcząca”, która przeszła następnie pod pomnik króla Jana Sobieskiego. Za nimi podążyła grupka NZS. Uczestnicy demonstracji SW skandowali: „Precz z komuną”, „Chcemy chleba nie premiera” i „Andrzej Gwiazda” – na co członkowie NZS przez nagłaśniającą tubę wrzeszczeli – „Jest skończony”. Pod pomnikiem działacze NZS ponownie krzycząc przez tubę zagłuszali przemówienie A. Gwiazdy (J.K., Niewiele brakowało, „Tygodnik Gdański” 01.10.1989 r., nr 7.). Zamilkli jedynie na krótko podczas śpiewania hymnu narodowego.

 

"Działacz NZS dysponujący tubą". Fot. archiwum

 

"Tuby NZS zagłuszyły przemówienie A. Gwiazdy". Fot. arch.

 

Później dostali pracę w „Solidarności”. Byli polecani na stypendia i szkolenia do USA i państw zachodnich. Pomagali zakładać PC i manipulowali przy wyborze następcy L. Wałęsy na funkcji przewodniczącego „S” – dość nieudolnie, bo choć wykosili B. Borusewicza, który wydawał się największym konkurentem dla L. Kaczyńskiego, to wygrał Krzaklewski, który lansował tezę, że szefem Związku nie może być lider partyjny.

Dziwne to były czasy – te lata 1989 – 1991. „S” okazała się przeciwnikiem komitetów obywatelskich, gdyż oddolna demokracja nie mogła być sterowana odgórnie. „Czyszczono” Związek z elementów niepożądanych – z sympatyków A. Gwiazdy, anarchistów, ekologów, PPS, KPN i „Solidarności Walczącej”. Później „czyszczono” ze zwolenników T. Mazowieckiego, a w końcu dystansujących się od AWS. Zawsze towarzyszył temu klimat okrzyków NZS pod adresem A. Gwiazdy: „jesteś skończony”, czy też: ten, kto nie z nami, ten jest tam, gdzie było ZOMO. Związek siłą nadanego mu w stanie wojennym, a udoskonalonego w 1988 r. rozpędu dążył do jednomyślności i podporządkowania się członków oraz zatrudnionych w biurach pracowników „linii przewodniej” kreślonej przez jego liderów. Liczyły się poglądy polityczne, a nie metody postępowania i zasady moralne.

Od czasu Okrągłego Stołu biura liderów Związku odwiedzało coraz więcej zagranicznych gości, przychodziły zaproszenia od zagranicznych instytucji i kontrahentów, nawiązywano kontakty i decydowano, kto, w jaki sposób i kim ma się zajmować. Prześcigano się, kto na taki kontakt się załapie. Wyjeżdżano za granicę na zaproszenie rządów, związków zawodowych, fundacji i różnych instytucji. Kontakty mogli nawiązać jedynie zaufani, najbliżsi współpracownicy liderów związkowych. W celu kontroli różnych przedsięwzięć postanowiono powołać „Fundusz Gospodarczy” i „Fundację Gospodarczą” „Solidarności”, które miały ułatwiać kontakty i służyć „Solidarności” i jej członkom w poradzeniu sobie w czasie transformacji ustrojowej w Polsce. Jednak to głównie osoby w nich zatrudnione, lub ich współpracownicy, a nie „Solidarność”, firmy czy instytucje z zewnątrz, najbardziej skorzystały na współpracy z zachodnimi firmami i instytucjami. W skład obu rad nadzorczych wchodzili L. Kaczyński i J. Merkel. Jesienią 1989 r. pracownicy KK „S”, w tym byli członkowie NZS, wyjeżdżali na zagraniczne stypendia, na spotkania biznesowe za Ocean. Zdobywali kontakty i uruchomiali własne przedsięwzięcia biznesowe – jak np. za sprawą amerykańskiej pomocy system kas kredytowych. Powstała fundacja na rzecz polskich związków kredytowych, w której szefem rady nadzorczej był L. Kaczyński.

L. Kaczyński jesienią 1989 r. był przeciwny inicjatywie organizowania akcjonariatu pracowniczego oraz idei przedsiębiorstwa samorządowego. Opowiadał się zdecydowanie za wolnym rynkiem i kreowaniem prywatnych właścicieli. Tłumaczył: „Powinniśmy dążyć do stworzenia grupy pracodawców, do kreowania szerokiej klasy średniej” (M. Zalewski, Opis. Rozmowa z Lechem Kaczyńskim, „Tygodnik Solidarność” 19.01.1990 r., nr 3). „Solidarność” miała pomagać w rozwoju prywatnych właścicieli w Polsce i kreować przedsiębiorców. Wiceprzewodniczący związku zawodowego wypowiadał się tak jakby był szefem związku pracodawców. Jego ludzie pracujący niby w Związku dla robotników mieli na ich plecach wyrosnąć na biznesmenów. On wskazywał młodym cele i torował drogi przyszłej kariery. Rola związku zawodowego, jako obrońcy interesów pracowników była na drugim planie. Liderzy „S” wówczas wręcz obawiali się, co by było gdyby Związek miał znowu 10 mln członków. Woleli, aby Związek był mniejszy, aby był sterowany odgórnie, aby to oni obsadzali zaufanymi ludźmi różne stanowiska. L. Kaczyński w tym samym wywiadzie przestrzegał przed rozwojem idei Komitetów Obywatelskich. Uprzedzał, że utworzą superpartię: „Jeżeli taka partia trzymałby jeszcze sztandar »Solidarności« to jej pozycja w społeczeństwie byłaby absolutna. […] Każdy kto chciałby powołać taką partię, musi pamiętać, że po drugiej stronie powstanie wówczas także jedna partia. Bardzo bym się bał przewidywalnego charakteru takiego ugrupowania”. Wkrótce zaczął organizować Porozumienie Centrum.

„Solidarność” w tamtym okresie została wykorzystana do promocji prezesów, redaktorów, dyrektorów, członków rad nadzorczych i polityków. Wskazywała sposoby postępowania w „wyścigu szczurów”. Uczyła jak uprawiać dziennikarstwo/propagandę, jak najpierw utorować drogę dla rządu Mazowieckiego, później dla prezydentury Wałęsy, a w końcu dla braci Kaczyńskich. Zawsze w ten sam bezwzględny sposób. Aby po wszystkim móc wrzeszczeć do zgnojonego przeciwnika „jesteś skończony”.

Ci, którzy wówczas sprawdzili się w pracy na rzecz swoich liderów do dziś są w układzie władzy i biznesu. Niezależnie od tego, w której grupie wpływów później się znaleźli. Mieli zapewniony start w nowej rzeczywistości. Tylko nielicznym z tych „zaufanych” powinęła się noga. Scena polityczna została wówczas zacementowana. Ci sami aktorzy wciąż odgrywają role na najważniejszej scenie. Za sprawą „wykańczania”, niektórzy musieli przejść na polityczną czy związkową emeryturę. Innym, tym najbardziej zaufanym, powierza się funkcję organizowania okolicznościowych imprez i proponowania osób do odznaczeń. Czyni się w imię śmiałej „polityki historycznej” podrasowanej tak, aby odpowiadała jedynej słusznej linii przewodniej – tej, która zagwarantowała życiowy sukces.

Niektórzy byli wizjonerami i już wiosną 1988 r. nosili na plecach odpowiednie hasło, że najważniejsze jest dbanie o swój interes:

Happening przeciwko biedzie i II etapowi reformy, UG kwiecień 1988 r., fot. arch.

To były jeszcze bardzo fajne czasy...

"W gwałtownych przemianach społecznych grozi zawsze niebezpieczeństwo i pokusa nadmiernego skupiania się na rozgrywkach personalnych. [...] Nie idzie o to, aby wymieniać ludzi, tylko o to, aby ludzie się odmienili, aby byli inni, aby, powiem drastycznie, jedna klika złodziei nie wydarła kluczy od kasy państwowej innej klice złodziei". Prymas kardynał Stefan Wyszyński, słowa do delegacji "Solidarności" Warszawa, 06.09.1980 r. __________________________________________________ O doborze reklam na moim blogu decyduje właściciel salonu24 Igor Janke. Nie podobają mi się, ale nie mam na nie wpływu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka