letni letni
314
BLOG

Refleksje na Dzień Edukacji Narodowej

letni letni Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Przede wszystkim: życzenia pomyślności z okazji jutrzejszego święta! Co prawda niektórzy z Was sporo mi krwi napsuli, ale byli i tacy których darzę głębokim szacunkiem po dziś dzień. Doceniam wasz trudny zawód. Zamiast laurki czy kwiatków postanowiłem napisać dla Was kilka(dziesiąt) zdań. Kto wie, może nie okażą się one tylko sarkastycznie zabarwionym, humorystycznym tekstem?

* * *

Pani minister A. Zalewska nie chciała się spotkać z protestującymi? A co w tym dziwnego? Przecież była sobota, dzień wolny od pracy, dlaczego minister miałby wtedy przyjść do pracy, do ministerstwa? (zasłyszane po jednym z protestów nauczycielskich)

* * *

Drodzy nauczyciele!

Parafrazując słowa Kisiela jesteście w d(…), już się tam urządziliście i niestety małe szanse, że stamtąd wyjdziecie.

Przeżyliście mniej więcej połowę PiSowskiej reformy edukacji. Wielu waszych kolegów już odeszło z zawodu, wy – zgodnie z neoliberalnym hasłem – jakoś sobie poradziliście, choć pewnie się zastanawiacie czy warto. Czy wiecie dlaczego wasz zawód nie cieszy się powszechnym szacunkiem? Bo mało zarabiacie. Dzisiejszy premier nie potrafi dokonać prostego odejmowania i dzielenia dwóch liczb czterocyfrowych, by obliczyć zmianę wyrażoną w procentach. Ma stale nawracające trudności z porównywaniem liczb dziewięciocyfrowych i większych. Nie umie posługiwać się arytmetyką, ale ponieważ zarabiał 8 milionów rocznie, był w poprzednim miejscu pracy szanowany. Bo pracodawca (czyli w waszym przypadku państwo) nie szanuje nawet najbardziej pracowitego pracownika. Szanuje jedynie pieniądze, które mu wypłaca. Czyli jeśli płaci mu dużo, będzie się z nim liczył. To jedno z podstawowych praw „etyki” kapitalizmu/wolnego rynku.

A czy jest szansa, żebyście zarabiali więcej? Niewielka i wymaga czegoś, czego waszemu środowisku brakuje. Solidarności. Nie piszę tu o organizacji, która ma ten wyraz w nazwie. Szczerze powiedziawszy „Solidarność” stara się nie drażnić zbytnio nikogo – nawet ostatni protest wzorowali na równie nieskutecznych akcjach organizowanych przez ZNP. Na dzisiejsze ZNP też nie macie co liczyć. Przecież kolejny marsz z kredą i transparentem (tego od niby-flagi) nic nie da. Tak zwana opozycja również was nie wspomoże, skoro kluczowa jej postać w materii oświatowej p. J. Kluzik-Rostkowska mówiła, że Karta Nauczyciela jest jak grzyb na ścianie – znaczy do usunięcia. Musicie zabrać się do tego sami.

Koniecznie zmieńcie kierownictwo ZNP. Najlepiej importując jakichś górniczych związkowców. Czyli takich, którzy nie będą się bali. Choć to mało prawdopodobne, dobrze by było, żeby oba związki jednak działały razem. Pohamuje to zapędy DTV do glanowania organizatorów strajku – kolejny protegowany p. S. Pereiry może nie będzie wyszukiwał kawiorów i zagranicznych wycieczek kierownictwa poprawnie politycznego związku „Solidarność”.

Po niezbędnym przygotowaniu prawnym i dokonaniu sensownego ubezpieczenia od skutków strajku, trzeba do niego przystąpić. Ale nie takiemu, jak był ostatnio. Dzień bez nauki z opieką dzieci. Wolne żarty! Większość szkół organizuje takie strajki (tyle, że trzydniowe) dwa razy do roku. Nazywają się rekolekcje. I czy ktoś z tego powodu się przejmuje? To pytanie retoryczne, na które znacie odpowiedź. Dlatego właśnie tego rodzaju protesty nikogo nie ruszą.

Czy macie jakieś atuty? Pozornie nie, bo dzieci ludzi wpływowych od dawna są już pozapisywane do prywatnych szkół. Czyli nikomu z wierchuszki opozycyjnej i rządowej nie zależy na naprawie oświaty, bo oni są już poza systemem. Nawet bogatsi rodzice waszych uczniów nie są waszymi sprzymierzeńcami, bo rozwinięty system korepetycji załatwi to, co zniszczyła trzydziestoosobowa klasa na trzeciej zmianie. Zresztą: jak taki rodzic zarabia trzy razy więcej od ciebie, to nie jesteś dla niego partnerem.

Co więc trzeba zrobić? Najpierw wyspecyfikować żądania. Najlepiej wiecie jakie, choć najważniejszy jest płacowy. Powtórzę: nikt was nie będzie szanował, dopóki mało zarabiacie. Żądania mają być przesłane do rządu na tyle wcześnie, żeby gdzieś na początku kwietnia (po nieudanych, wcześniejszych negocjacjach z ministerstwem) zacząć oflagowywać budynki szkół i intensyfikować przekaz medialny. Wielkanoc w przyszłym roku wypada w drugiej połowie kwietnia, więc trzeba przewidzieć, że mniej więcej tydzień wypadnie z grafiku protestu w tym czasie.

Eskalacja do groźby strajku to przełom kwietnia i maja. I sam strajk. Jego początek ma wypaść gdzieś w pierwszej dekadzie maja. I powinni wziąć w nim udział przede wszystkim nauczyciele liceów i techników. To niestety najsłabszy punkt pomysłu, bo im akurat reforma dołożyła nieco godzin (czas nauki zwiększył się o rok). Ci nauczyciele stanowią też swoistą śmietankę w zawodzie, więc niekoniecznie mają aż tak źle, żeby narażać się dla swoich kolegów z podstawówek.

Dlaczego początek maja? Chyba się domyślacie – bo to czas matur. Bo strajk powinien boleć. Bo matura jest egzaminem państwowym, który upoważnia do studiowania. Bo studiują głównie dzieci bogatszych rodziców, a przecież nad interesem tych biedniejszych nikt nie będzie się pochylał. Co innego bogatsi. Oni wiedzą, kogo kopnąć, żeby zapewnić sobie frukta. Zablokowanie matur to wasza jedyna szansa. To jeden z tych nielicznych momentów, gdy jesteście dla systemu niezbędni. Wykorzystajcie to.

Każdy dzień strajku wyzwoli kolejne erupcje niezadowolenia półmilionowej rzeszy rodziców. Oczywiście większość gniewu zwróci się w waszą stronę, ale jeśli będziecie nieustępliwi, skierują się w końcu do rządu: „Dajcie im te podwyżki, bo wykupiliśmy wczasy na Kanarach i jak terminy się przesuną, to nie pojedziemy, bo rekrutacja na studia się opóźni!”.

Po miesiącu ministerstwo powinno zmięknąć. Tylko tego nie zepsujcie, bo po nieudanym falstarcie rząd tak zmieni przepisy, że nie będziecie potrzebni do przeprowadzenia matur. Wtedy tryb eksternistyczny stanie się powszechny.

* * *

Jesteście po „złej” stronie. Dzisiejsza władza wrzuca was do worka, w którym już znajdują się „złodzieje z PO”, „komuchy z KODu”, „Targowica donosząca na Polskę do UE”, „alimenciarze i obrońcy pedofilów” czy „chytre baby i okupanci sejmowi”. Krótko mówiąc: Jesteście „jednym z ostatnich mateczników komuny w Polsce”. Niczego dobrego nie możecie już oczekiwać. Nie macie nic do stracenia. Nie spodziewacie się chyba, że ktoś będzie chciał wam „sprokurować stówkę na jakieś badania czy na coś”, tak jak premier M. Morawiecki obiecywał ministrowi A. Gradowi. Raczej czeka was – również używając słów premiera – „zap…nie za miskę ryżu”.

letni
O mnie letni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo