letni letni
942
BLOG

Pułapka średniego rozwoju

letni letni Ekonomia Obserwuj temat Obserwuj notkę 41

Jednym z najważniejszych argumentów PiSowskich propagandystów jest zdanie, że to jedyna partia, która realizuje obietnice wyborcze. No bo 500+, no bo cofnięcie wieku emerytalnego, no bo wiele innych reform. Zadanie to jest nawet w jakiejś części prawdziwe, choć owe reformy niekoniecznie coś poprawiły – ich przegląd nadaje się na osobną notkę. Ciekawym jednak jest przyjrzenie się tym niespełnionym obietnicom.

Wśród nich – zupełnie dziś zapomniana – ucieczka z pułapki średniego rozwoju. Niektórzy liberałowie poddają w wątpliwość istnienie czegoś takiego. Bo gospodarka albo się rozwija, albo nie. Można tworzyć lepsze lub gorsze warunki do jej rozwoju poprzez uchwalanie lepszego lub gorszego prawa. Ale nie można wprowadzić ustawą obowiązkowego wzrostu PKB np. 10 procent rocznie. No jednym zdaniem: „Nie bądź pan głąb, praw fizyki pan nie zmienisz”. Ale wbrew tym dywagacjom problem istnieje.

Przez dwadzieścia parę lat całkiem zgrabnie staliśmy się krajem montowni. Nasze atuty to dobrze wyszkolone kadry techniczne, tania siła robocza, niewielka odległość od zagranicznych central. Ale jak łatwo postawić halę z maszynami, tak łatwo ją rozebrać i przenieść produkcję dalej. Trzeba oddać p. M. Morawieckiemu, że jako jeden z niewielu polityków wspomniał o pułapce. To właśnie w tym kontekście p. J. Kaczyński w kampanii wyborczej mówił o uruchomieniu 1 biliona złotych. Słynny „Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju” miał stanowić rozwiązanie problemu. Ogłoszony został w lutym 2016 – więc kawałek czasu już minął. Dobra okazja, by po kilku latach przyjrzeć mu się bliżej.

Oddajmy głos ówczesnemu wicepremierowi: Chcemy prowadzić mądrą politykę ekspansywną, szczególnie w wyspecjalizowanych sektorach, takich jak lotniczy, motoryzacyjny, szynowy czy stoczniowy. Tu widzimy ogromną szansę do rozwoju i chcemy tworzyć warunki do jego rozwoju. Wybór tych, a nie innych, dziedzin przemysłu jest dość łatwo wytłumaczalny: sny o potędze. Do legend istniejących w powszechnej świadomości należą sukcesy naszego przemysłu lotniczego przed wojną – PZL i jego Łoś czy Karaś. Podobnie myślimy o samochodach – no bo w końcu, gdyby nie sowiecka blokada naszej myśli technicznej to – ho, ho – pokazalibyśmy światu. Stocznie znalazły się w zestawieniu z powodów około PRowych, bo jak wiadomo niedobra III RP zlikwidowała owe stocznie, odziedziczone po PRL, ale będące za to na światowym poziomie. Jak p. M. Morawiecki wskrzeszał przemysł stoczniowy niech będzie tematem osobnej notki – teraz pozostaje nam stwierdzić, że we wspomnianych „wyspecjalizowanych obszarach” nie nastąpiły dramatyczne zmiany. W każdym razie nic nie słyszałem by na światowych rynkach masowo pojawiły się samochody, statki czy samoloty polskiej konstrukcji i produkcji.

Sztandarowym produktem tego odnowionego przemysłu, miał być polski samochód elektryczny. Wybór ambitny, bo wymaga opracowania lub dostępu do całego szeregu technologii. I być może, gdyby jakiś krajowa politechnika miała akurat pomysł na rewolucyjny akumulator – tani, pojemny i przyjazny dla środowiska – to może całość miałaby sens. Ale tak się nieszczęśliwie składa, że nie mieliśmy takiej technologii, więc trzeba było budować od podstaw. Dużo słów, bicia piany i… wyszło jak zwykle.

Co jeszcze miało być koniem pociągowym nowoczesnej gospodarki? Dzisiaj jest czwarta (po silnikach parowych, elektryczności i informatyce) rewolucja  przemysłowa, często określana jako cyfrowa. Chcemy być w oku cyklonu tej rewolucji cyfrowej. Chcemy budować przemysł, który będzie przemysłem przyszłości (...). I wiecie co wam napiszę? Że Polska rzeczywiście jest w oku cyklonu rewolucji cyfrowej. Ale weszła do niego na grubo przed rządami PiS i nie ma z planem Morawieckiego nic wspólnego. Po prostu zagraniczne firmy lokują w Polsce swoje oddziały i na gwałt zatrudniają programistów. Z obserwacji wynika, że ten kawałek rynku pracy jest już nieco przegrzany i może go spotkać to, co spotkało specjalistów od zarządzania czy marketingu po latach 90-tych. Ale to uwaga na boku. Niestety swoisty boom programistyczny nie ma wielkiego przełożenia na jakość polskiego przemysłu (polskie firmy kupują zagraniczne programy napisane przez polskich programistów). To zwykły drenaż mózgów, tyle że na miejscu.

Skoro pojawiło się słowo „drenaż”, dalszy cytat z p. M. Morawieckiego: Nie chcemy drenażu mózgów, ale pozyskiwania technologii do nas. Chcemy rozwijać start-upowe inicjatywy (...) W tym kontekście pojawił się projekt „Startuj w Polsce”. Mamy pomysły jak zrobić tak, aby nie był to kolejny program, który odpali sztuczne ognie, ale niewiele z niego wyniknie. Cóż, w tym przypadku to nawet sztucznych ogni zabrakło.

Wielka szkoda, że zapowiadana innowacyjność skończyła się na prezentacji w Power Poincie. Są różne drogi na osiągnięcie sukcesu. Ale według mnie nie ma tu szybkich ścieżek, może oprócz odkrycia wysokowydajnych złóż ropy naftowej, co zdaje się nam nie grozi. Można jak wschodnioazjatyckie tygrysy zacząć od silnego interwencjonizmu. Można jak Finlandia przebudować system oświaty w nadziei, że poskutkuje po latach Linuksem czy Nokią.

Zasmucające, że jeden z nielicznych sukcesów we wspomnianych „wyspecjalizowanych obszarach”, o których trąbiła prorządowa propaganda, to otwarcie montowni Mercedesa w Jaworze.

letni
O mnie letni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka