Liberałowie Liberałowie
145
BLOG

"Wybory samorządowe”, kolejny spektakl "demokracji" wg etatystów

Liberałowie Liberałowie Polityka Obserwuj notkę 5

Przed nami kolejna, jak sądzę, inscenizacja z cyklu „ciemny lud to kupi”. Oto „wybory samorządowe”. Mając już pewne doświadczenie, podzielę się wrażeniami z wyborów do rady miejskiej.

Program jest mało istotny, liczy się PR. Liczą się kontakty u znajomych dziennikarzy, liczy się wbicie na ekran telewizora. Aby dotrzeć do wyborców, ulotki nie wystarczą. Trzeba wydawać gazetę, prowadzić kanał telewizji internetowej ze swoimi programami, mieć dostęp do telewizji, na nieszczęście koncesjonowanych przez polityków. Wszystko to kosztuje sporo.

W moim mieście należało zebrać minimum kilkanaście procent głosów w danym okręgu- jest to efekt gerrymandering, „strategicznej” konstrukcji okręgów. Ale nikt sobie nie zdaje sprawy ile taka kampania kosztuje- pieniędzy i czasu. Miałem do dyspozycji jednego oddanego sztabowca. Ja miałem ulotki czarno-białe, konkurenci z partii dotowanych z budżetu- kolorowe. My roznosiliśmy je sami, dotowana konkurencja miała środki na najęcie roznosicieli.

Koszty kampanii na radnego to, chcąc zdobyć mandat, jakieś 30- 50 tysięcy złotych co najmniej. Można oczywiście starać się to zrobić własnym sumptem i po kosztach, z tym że ja już czasu nie mam. W wielkiej czwórce koszty kampanii kandydatów zdaje-się że są pokrywane z dopłat z budżetu państwa, w przypadku partii i kandydatów niezależnych- koszty kampanii to nasza strata. Diety nawet nie pokrywają kosztów czasu zajmowanego przez sesje.

Bardzo się dziwię jeżeli jacyś niezależni kandydaci tak wysoko wyceniają swoje osobiste korzyści z kandydowania. Chyba że są jakimiś Prometeuszami wywalającymi niemałe prywatne pieniądze dla dobra lokalnej wspólnoty. Albo liczą na nielegalne korzyści finansowe.

Ponadto część miast tak podupadła, że nastąpił odpływ kapitału ludzkiego- zwykle wartościowych wyborców i kandydatów. Następuje zamknięte koło: gorszy kapitał ludzki- gorsza jakość lokalnych władz. Od tego wydaje się że nie ma ratunku. Pamiętam francuskie miasta w których jedyne co ogłaszano to kursy na prawo jazdy. Wiele polskich miast zamienia się w podobne sypialnie.

Ratunek? Odciąć dotowanie skrośne lokalnych kampanii pieniędzmi z dotacji budżetowych dla partii, które zdaje się że istnieje i jest główną przyczyną dysproporcji. Bowiem dopuszczono przekazywanie środków z rachunków bieżących partii dotowanych z budżetu na konto komitetów wyborczych partii startujących w wyborach samorządowych (art. 83C ust. 1 Ordynacji Wyborczej). SLD, PiS, PO otrzymały z budżetu odpowiednio: 121, 105 i 83 mln PLN w latach 2002-2008. Odbywa się ta transakcja poprzez konta Funduszu Wyborczego. Ale zniesienie subsydiowania nie wydaje się politycznie możliwe.

W mojej opinii należy więc odpowiednio oznaczyć ten obrzęd, mianem inscenizacji raczej. Wg arcykontrowersyjnego i ubóstwianego reżysera Petera Greenawaya, autora surrealistycznego filmu o katalogizowaniu przedmiotów pionowych (Vertical Features Remake z roku 1978), esencją cywilizacji Zachodu jest katalogizowanie rzeczywistości. Owe wybory więc mogę oznaczyć jako kolejną "szopkę". 

 

Adam Fularz

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka