Do chóru oskarżycieli dołączył także Janusz Korwin- Mikke. Podczas wystąpienia w kanale Superstacja (25.11.2010) polityk opowiadał o tym jak w jednej z komisji wyborczej 3 wyborców twierdziło, że oddało na polityka swój głos, podczas gdy wśród wyników wyborczych zaprezentowano informację jakoby kandydat otrzymał w tym obwodzie zero głosów. Polityk sądzi że pracownik komisji wyborczej do kart do głosowania dopisywał dodatkowy krzyżyk i unieważniał je.
Inną taktykę fałszerstw wyborczych przedstawił europoseł PiS Janusz Wojciechowski. Wg polityka pracujący w komisjach mieli zastępować głosy oddane na PiS czystymi, niewypełnionymi kartami wyborczymi. Danych do krytyki dostarczył europosłowi politolog Jarosław Flis, krytycznie nastawiony do idei masowych fałszerstw wyborczych. Dotarł on do danych wg których blisko 2 mln glosów nieważnych miałoby się składać w 72 procentach z kart czystych i w 28 procent z kart źle skreślonych.Polityk na łamach tabloidu Fakt zwracał uwagę że wg "exit pools" PiS miało 27 procent poparcia, zaś PSL: 13 procent. Po wyjęciu kart z urn okazało się że PiS otrzymał 3- 4 % głosów mniej (23 procent dla PiS i 16 procent dla PSL).
W przeprowadzonej przez tabloid ankiecie 63 % spośród 2563 ankietowanych było przekonanych o sfałszowaniu wyników wyborów. Wojciechowski na swoim blogu podaje przykład okręgu płockiego, gdzie PSL nagle osiągnął wynik kilkakrotnie wyższy niż w latach poprzednich. Wg polityka z wyniku 19,82 % w 2007 roku i 10,69 % w 2009 roku wzbił się w wyborach samorządowych na ponad 48 %. Aż co 5-ty wyborca oddał w tym regionie głos nieważny w wyborach do sejmiku, podczas gdy w wyborach do Sejmu w 2007 roku oddano tylko 2 % głosów nieważnych.
Istnieje kolejna możliwość masowego fałszowania wyborów- jest nią dopisywanie głosów poprzez podpisywanie się za nieobecnych wyborców. Są to fałszerstwa trudne do wykrycia, niemniej część krytyków zwracała uwagę na niespodziewanie wysoką frekwencję wyborczą w wyborach samorządowych 2010. Istnieją okręgi gdzie pojawiło się więcej kart do głosowania niż wydała ich komisja (Poczesna, Bruksela, Warka, Łowicz).
Krytycy na blogach w sieci Internet, np. blogger Rafix, przytaczają dane o znacznej liczbie głosów nieważnych oddanych poza wielkimi miastami. Internauta opowiada o historii z Małopolski, gdzie, aby zmienić władze, priorytetem było zabezpieczenie komisji wyborczej przed fałszerstwem, do którego wg podejrzeń dochodziło na drugiej zmianie pracującej do zamknięcia lokalu wyborczego. Dopiero wprowadzenie mężów zaufania umożliwilo zmiany polityczne.
Jak zauważają internauci, w polskim prawodawstwie nie uwzględniono jednakże możliwości udziału w wyborach mężów zaufania powoływanych przez organizacje apolityczne, takie jak np. Transparency International albo inne, lokalne organizacje chcące dopilnowania przestrzegania reguł wyborczych. Internauci podają przykłady z polskiej prowincji, gdzie od 40 lat za przeprowadzanie wyborów odpowiada jedna i ta sama osoba. Twierdzą, że fałszowanie wyników wyborczych jest możliwe.
Do tego samego wniosku odszedł Izydor Wysocki ze wsi Turówka. Jak donosi TVP, obywatel razem z żoną przybył w niedzielę na wybory około godziny czternastej. Dostrzegł jednego z członków komisji stojącego przy urnie wyborczej. "- Nikogo przy stole nie było, sala była pusta, a on stał przy urnie i wtykał te kartki." Izydor Wysocki wezwał policję, rażąco naruszono procedury, jednakże wyborów w tym okręgu nie unieważniono. Wedle oświadczenia przełożonego, "członek komisji uciskał je [głosy] w urnie". W lokalu była w momencie wejścia p. Wysockiego jedynie jedna osoba, co stanowi złamanie regulaminu. Pozostałe miały stemplować karty w innym pomieszczeniu.
Jednocześnie policja prowadzi postępowanie wyjaśniające, ale najprawdopodobniej przeciwko obywatelowi Wysockiemu. "Policjanci prowadzą postępowanie w sprawie naruszenia porządku publicznego przez jednego z wyborców"- donosi TVP Białystok. Gazeta Współczesna donosi że mężczyźnie postawionio zarzut awanturowania się w lokalu wyborczym. "W lokalu był tylko jeden z członków komisji, który na dodatek stał przy urnie i grzebał w niej linijką"- opowiadała "Gazecie Współczesnej" Elżbieta Wysocka, żona p. Izydora.
Do kupienia ok. połowy głosów miało dojść w Wałbrzychu, mieście w części zamienionym w slumsy, zaludnionym przez skrajnie spauperyzowaną ludność, w radykalnych przypadkach nielegalnie zamieszkującą pustostany. O procederze masowego kupna głosów donosi Tv Twoja. Za równowartość ok. 30- 40 PLN wyborcy mieli głosować na określonych kandydatów. Proceder mieli organizować sami kandydaci poprzez pośredników. Podobne procedery zanotowano też w Grójcu. Jak podaje portal echodnia.eu, zatrzymano też syna przewodniczącego rady miasta z ośmioma już wypełnionymi kartami do głosowania. W Łowiczu doszło do zrywania plakatów wyborczych przez przeciwników politycznych, jak też do kradzieży i powielenia kart wyborczych. Mimo przypadku kradzieży kart, zgłoszonego policji, wyborów nie można powtórzyć bo nikt nie wniósł protestu wyborczego (przynajmniej do chwili zamknięcia numeru piszącej o tym gazety). Także tu doszło do kupowania głosów.
W Płocku głosami handlowano za 20 PLN- na tzw. słodkich ulicach (nazwa spauperyzowanego osiedla) można było oberwować grupki ludności czekające na oferty kupna ich głosów. Czytelnicy prasy codziennej dokumentowali fotograficznie momenty przekazywania pieniędzy i przekazali je miejscowej prasie. Skala procederu miała być ogromna. Wzorem włoskiej mafii do lokalu wyborczego z głosującymi wchodził albo "przewodnik", albo otrzymywali oni jużwypełnione karty wyborcze- przy czym z lokalu wyborczego musieli wynieść karty puste. Zdezorientowani szefowie komisji wyborczych kontaktowali się z sędzią miejscowego sądu - przewodniczącym miejskiej komisji wyborczej, donosząc o obecności dodatkowych osób sprawiających wrażenie kontrolowania oddawania głosów, niemniej, poza zatrzymaniem jednej z osób, sprawy nie wyjaśniono.
Podobna sytuacja miała miejsce w Lubiszynie, w woj. lubuskim, gdzie wyborcom oferowano alkohol. Do fałszerstw wyborczych doszło także w Proszowicach. Żadnego głosu nie otrzymał np. kandydat PO który miał głosować sam na siebie. Fałszerstw miano też dokonać na niekorzyśc SLD w pobliskim Niegardowie. Oskarżenia o rażące złamanie procedur i fałszowanie wyników pojaziło się także w Niemodlinie, gdzie między kandydatami na burmistrza rozstrzygające okazały się 3 głosy.
W Podszklu na Podhalu wydano 259 kart wyborczych, ale na 47 z nich znalazły się po dwa krzyżyki. Tak się składa, że podwójne krzyżyki znalazły się akurat na kartach z głosami oddanymi na Wiktora Ziółko, który zdziwił się mniejszą o kilkadziesiąt liczbą głosów w okręgu z którego w przeszłości oddawano na niego ponad 100 głosów. Teresa Niedospał, przewodnicząca Obwodowej Komisji Wyborczej nr 7 w Podszklu twierdzi że odkąd pracuje przy wyborach, taka sytuacja wystąpiła po raz pierwszy, nie mogła jednakże nadzorować wszystkich pracowników komisji. "Gdy jechałam z podliczonymi głosami do Czarnego Dunajca, sama byłam tym zdziwiona, ale nie mogłam przecież każdego członka komisji dopilnować i każdemu cały czas patrzeć na ręce. Osobiście liczyłam tylko karty do powiatu."- tłumaczyła "Tygodnikowi Podhalańskiemu". Jak donosi tygodnik: "W innch lokalach wyborczych na Podhalu odsetek nieważnych głosów nie przekraczał kilku procent, w Podszklu było to niemal 19 %".
W wielu regionach kraju odsetek głosów nieważnych osiągnął w wyborach do sejmików niemal 20 %, jedynie w wielkich miastach wyniósł kilka procent. W skali kraju co ósmy wyborca w głosowaniu do sejmików wojewódzkich, gdzie koncentrują się inwestycje ze środków unijnych, nie był w stanie tak oddać głosu, aby jego wola została uznana za ważną. Krytycy teorii o fałszowaniu wyników wyborów mówili iż wyborcy nie byli w stanie wskazać swoich kandydatów i dlatego oddawali karty puste. Czy możliwe są masowe fałszerstwa wyborcze na skalę ok. 10- 12 % głosów? Wg Wojciechowskiego: "w sejmikach, są niemal wszystkie spływające do gmin pieniądze, zwłaszcza te unijne i te z funduszu ochrony środowiska. Wójtowie całują marszałków województwa po rękach, bo jak nie dostaną pieniędzy, to ich nie ma. A marszałkowie dają, komu chcą, wedle uznania."
Wybory w Polsce trudno uznać demokratycznymi z racji dość odmiennej od krajów o ukształtowanej demokracji struktury mediów. W Polsce brakuje niemal całkowicie mediów kierowanych do tzw. rynku wysokiego. Ten model biznesowy jest nieobecny, co niemalże przekreśla szanse wyborcze kandydatów chcących prowadzić kampanie wyborcze w sposób rozwlekłej argumentacji pisemnej, jak w Europie Zachodniej. Dodatkowo specyfiką polskiego rynku mediów są, w tak znacznej skali rzadkie na rynku zachodnioeuropejskim, ścisłe powiązania głównych partii z mediami.
Jak scharakteryzował tą sytuację polityk z mniejszej partii kandydujący na urząd prezydenta stolicy kraju: „Media są totalnie nieobiektywne. Dzisiaj jest tak że każdy musi mieć swoją gazetę, swoje radio, swoją telewizję. Ktoś kiedyś zaczął i następnie [inni] się spozycjonowali na zasadzie przeciwwagi. Nie ma kanału żeby wejść jeżeli ktoś ma ciekawy projekt. Wiadomo że Plaftorma mówi przez TVN i wiadomo że to jest jej stacja. PiS mówi przez Gazetę Polską i Rzeczpospolitą, SLD mówi przez stacje lokalne...." -(wypowiedź K. Munio).
Sytuacja jest do tego stopnia radykalna że w Zielonej Górze krytycy nie mieli możliwości zareagowania w mediach na demontaż systemu miejskiego transportu szynowego. Były menadżer gazety codziennej propagującej rozbiórkę systemu przedwojennej kolei podmiejskiej był jednocześnie prezydentem miasta. Miejscowy dodatek Gazety Wyborczej nierzadko radykalnie bronił polityki swojego ex-redakcyjnego kolegi, wielokrotnie nie dopuszczając na łamy głosów krytycznych.
W Zielonej Górze kandydat na prezydenta wystawiony przez partię polityczną uzyskał największe poparcie w skali kraju (64.87 %). Rynek mediów w tym mieście to dwie gazety codzienne z jednej opcji politycznej. Wpływy w mediach często oznaczają sukces wyborczy, dlatego wielu kandydatów musiało przed wyborami zamienić się w jednorazowych przedsiębiorców medialnych, rozdając potencjalnym wyborcom własne publikacje prasowe.
afularz, Merkuriusz Polski
Inne tematy w dziale Polityka