Fot. A. Fularz
Fot. A. Fularz
Liberałowie Liberałowie
492
BLOG

Przyczyny niekonkurencyjności polskiej gospodarki: casus LOT

Liberałowie Liberałowie Gospodarka Obserwuj notkę 4

Podróżowałem z Polski na północ Europy. Najtańszą linią lotniczą w tej relacji okazał się Air Balic. To rodzaj LOT-u, narodowych linii lotniczych po udanych reformach. Realizuje on model biznesowy niskokosztowej regionalnej linii lotniczej opartej o system piasty i szprych (hub-and-spoke). Głównym portem przesiadkowym jest Ryga, reklamująca się jako RIX. System przesiadek działa do tego stopnia dobrze, że z mojego lotu z Warszawy powolnym samolotem turbośmigłowym dosłownie wszyscy pasażerowie udali się na dalsze przesiadki. Nikt z kilkudziesięciu pasażerów nie leciał do Rygi!

Bilety, w cenie średniej jak na ów rynek (ok. 600-800 PLN za dystans jak z Warszawy do Aten), kupiłem na dzień czy dwa przed wylotem. Udało mi się też zmienić błędnie zrobioną rezerwację bez żadnych opłat dodatkowych. Linia obsługiwała lot do interesującego mnie miasta 16-tysięcznego (sic!) w Skandynawii. Obsługuje kuriozalne porty w których za terminal robi kiosk lub budka, z wepchniętą za szybę reklamą Ryanaira.

Także i ten tani przewoźnik lata do tak wstrząsających kiosków na przedmieściach jak „port lotniczy” Lappeenranta, mający rocznie 4,5 tysiąca międzynarodowych pasażerów. Jego malutka budka szczyci się bodajże tym że pochodzi sprzed 90 lat. Salon odlotów przypomina pokój gościnny większego mieszkania, w którym upchnięto trzy stanowiska odpraw, zaś sala odbioru bagażu nie ma karuzeli, lecz dziurę w ścianie i rolki, po których bagaże zjeżdżają do pomieszczenia ledwie nieco większego od zwykłego dużego pokoju.

Gdyby polskie władze tak jak Skandynawowie podchodzili do kwestii portów lotniczych, możnaby uruchomić co najmniej 20-30 nowych portów w skali kraju. Wszędzie tam są passy startowe jak też i rozmaite budynki zwykle większych rozmiarów niż ten odwiedzony przeze mnie port, jeden z wielu podobnych lotnisk- kiosków świata.

Wracając do Air Balic: rok 2009 linia zakończyła zyskiem ok. 80 mln PLN. W roku 2009 wykonano 45967 lotów przy wypełnieniu 68%. Przewieziono 2,76 miliona pasażerów. Od stycznia 2009 roku 47 % udziałów odkupili od skandynawskich linii SAS menadżerowie linii Air Baltic. 53 % udziałów wciąż jest własnością miejscowego rządu.

Polski LOT to znane latające zombie. Firma po prostu już kilkakrotnie zbankrutowała i rząd sztucznie podtrzymywał ją przy życiu pompując w nią setki milionów z pieniędzy podatników, lub wyposażając w rozmaite akcje państwowych firm, dawane „na zmarnowanie”. LOT jest klasyczną polską spółką państwową, w 93 % posiadaną przez rząd (nawet jeśli 25 % akcji jest w innym ręku, to owa ręka też jest ręką państwową).

Spółka przewozi 3,5 mln pasażerów (2006), a za rok 2008 przyniosła wg raportu audytora stratę w wysokości 737 milionów złotych. Na koniec grudnia 2008 roku, po ponad roku rządów PO- PSL przewoźnik po raz n-ty był bankrutem, brakowało mu w kasie 78 mln PLN (aktywa krótkoterminowe wobec zobowiązań krótkoterminowych). Bankrut kolejnych danych nie publikuje, mimo takiego obowiązku. Podaje je prasa: ma być to strata ok. 335 mln PLN. Firma dba o propagandę: kupuje „przychylność” tabloidów reklamami. Polski middle-market tabloid, Gazeta Wyborcza opublikowała „laurkę” bankrutowi, zachwalając loty do Pekinu (już ich nie ma), oraz nie wspominając o wynikach firmy, tuż pod jego reklamą w tym medium.

LOT na pewno nie lata do 16-tysięcznych miejscowości, system piasty i szprych (hub-and-spoke) niemalże nie funkcjonuje, bo hub jest położony nijak w stosunku do potencjalnie popularnych relacji, jest też turystycznie kompletnie nieatrakcyjny (w rankingach atrakcyjności turystycznej grzeje ostatnie miejsca). Firma jest od lat zarządzana przez szefów dobieranych z klucza politycznego. W porównaniu z tchnącym świeżością zmian Air Balic, LOT jest fatalnie zarządzaną skamieliną żywcem wyjętą z komuny. Drewniane i zapyziałe jest wszystko, od obradowania i imidżu marki począwszy, na technikaliach i stosunkach wewnątrz firmy skończywszy. LOT śmierdzi trupem na lotniczym niebie.

Z nieba znikają kolejne polskie linie. Mało kto wyczytał w prasie że oto po cichu zeszła z nieba jedyna rodzima tania linia lotnicza, Centralwings, córka owego lotniczego zombie, LOT-u. Podzieliła los Air Polonii- linii która mogła wyjść na prostą, ale niestety, polska nieudolność. Air Polonia w okresie swojego lotniczego dzieciństwa popełniała błąd za błędem, zamiast każdy grosz obrócić trzy razy. Połączenie Gdańsk- Londyn: Air Polonia organizowała je z przesiadką w Warszawie, dowożąc pasażerów na przesiadkę pustym 189-miejscowym boeingiem! Gdyby ta linia przeżyła, dziś byłaby dość silnym graczem, a tak rozłożyły ją błędy niegodne managera-przedszkolaka.

Centralwings powstał późno, wtedy gdy tanie linie już podzieliły między siebie tort polskiego rynku i zabrały już najbardziej dochodowe linie. Ryanair był niejako pionierem, choć wszedł już gdy konała Air Polonia. Centralwings także konał niemal od zarania: w 2006 odnotował 65 mln zł straty, w 2007 roku blisko 73 mln zł straty (na poziomie EBIT), a tylko w pierwszym półroczu 2008 r. straty sięgnęły 55 mln PLN. Ale było to konanie podparte politycznie. Linia była wszak w większości państwowa!

Jak to możliwe że polska linia przegrała z linią lotniczą z Irlandii, gdzie przecież koszty pracy są wyższe? Dzięki „red-tape”, a w zasadzie „red-white tape” polskiej biurokracji mamy niebywale niskie płace, ponieważ z racji absurdów prawnych wydajność naszych pracowników jest bardzo niska. Centralwings zatrudniał 100 pracowników administracyjnych- co czwarty zatrudniony wcale nie latał, tylko przekładał papiery! Temu się nie dziwię- sam siedząc w biznesie widzę jak „Pani Halina” zatruwa życie wymogami np. zbytecznych i absurdalnych faktur wewnętrznych i milionem innych natręctw.

Jak tu konkurować z linią, która przy niebotycznie większej skali ruchu mieści się w pomieszczeniach dublińskiego lotniska? Ryanair zatrudnia 5 tysięcy pracowników i przewozi 50 milionów pasażerów, zaś Centralwings zatrudniał 400 pracowników i od grudnia 2007 r. do sierpnia 2008 roku przewiózł milion pasażerów. By osiągnąć produktywność pracowników Ryanaira, powinien obsłużyć 10-krotnie większy ruch. Dalszy komentarz zbyteczny- Polacy myślą, że aby osiągnąć gospodarczy sukces, wystarczy nieudolnie naśladować dobre pomysły z Zachodu, najlepiej za państwowe pieniądze i z setką biurokratów na karku. Polska gospodarka po prostu nie jest konkurencyjna przez nasze chore prawo.

Zaś odnośnie kolejnego śmierdzącego sera na polskim niebie: ci ludzie nie potrafią nawet ułożyć siatki połączeń, utracili jakieś 75 procent rynku, będąc już na nim numerem 2 (liderem, z 27-% udziałem jest węgierski WizzAir). LOT płaci koszmarne pieniądze na rzecz dziwnego monopolu paliwowego. Rządowa firma ma być wg docierających do mnie informacji opleciona rozmaitymi mafiami pasożytującymi na państwowej spółce.

Managerowie LOT-u wywodzą się raczej z „sektora państwowego” (np. były wiceprezes rządowej agencji a potem prywatnego konsultingu, ale zajmował ssę w nim sektorem państwowym, pracownik spółki zarządzającej quasi-państwowymi NFI, prezes rządowego towarzystwa finansowego). Jedyną osobą z doświadczeniem w większości w sektorze prywatnym jest… członek zarządu wybrany przez pracowników. Oczywiście- owi członkowie zarządu nie mają większego doświadczenia branżowego.

Mści się fatalna jakość polskiej edukacji, te uniwersytety z czwartej ligii będące tu najlepszymi. Trudno odnosić sukcesy ekonomiczne firmom kraju, gdzie nie naucza się nauk branżowych, a nawet jeśli takowe przedmioty jak „ekonomika transportu” gdzieś się kryją w programie nauczania, to uczy się treści sprzed półwiecza, przy zerowej styczności z praktyką. Świeży absolwenci polskich „uniwersytetów” których zatrudniamy w moim miejscu pracy nie potrafią przeliczyć milionów na tysiące, a byli najlepszymi z grupy kilkudziesięciu kandydatów. Zaś osobom prawdziwie wykształconym musimy płacić kwoty grubo powyżej uposażenia prezydenta kraju, ba, nie możemy ich znaleźć.

Z wielkim zainteresowaniem czytałem, jak kształcili się twórcy sukcesu Air Balic. Znam też pobieżnie paru polskich managerów i ex-managerów linii lotniczych. Porównanie wiedzy i wykształcenia jest nader przykre. To się nie zmieni w ciągu najbliższych dekad.
 

A. Fularz 2009 dla Instytut Liberalny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Gospodarka