lideksynubeka lideksynubeka
2229
BLOG

Lać w brzucho wino stare w Tokaju-relacja

lideksynubeka lideksynubeka Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

Poniższy tekst,podobnie jak relacja z Harkany opublikowałem kiedyś na forum GW.Mimo,ze mineło trochę czasu,okazuje się,ze w Tokaju nie zmieniło sie nic-wino kosztuje tyle ile kosztowało,podrożał tylko forint do około 1,65pln za 100ft.

          Mamy w gotówce trochę forintow zakupionych po 1,6pln/100 i silne nastawienie na pobieranie gotówki z bankomatow.Doswiadczenie uczy,ze płacić w Tokaju kartą jest bardzo cieżko.
         Pędzimy drogą nr 37 od Satoraljaujhely do Tokaju.Leje okropny deszcz i nie chce nam sie zatrzymywac w Sarospatak.Toteż nie opuszczamy drogi 37 na rzecz rownoległej bocznej,ktora biegnie dolina rzeki Bodrog.Urbanizacja Węgier tu jest straszliwa,po drodze są chyba tylko 2 wsie.Podobnie ze stacjami benzynowymi-od jednej do drugiej kawał drogi.A droga swietna i pusta.Toteż po pólgodzinie jestesmy w Tokaju.
 

        Tokaj to praktycznie jedna ulica-deptak.Ma w sobie cos z nostalgii Kazimierza Dolnego,zwłaszcza w deszczu.A ten leje ciągle,wiec szukanie jakiegoś locum ogranicza się do hotelu TOKAJ,obok ktorego przypadkiem zaparkowaliśmy.Ja troszeczkę mówie po węgiersku,wiec po krótkiej rozmowie z recepcjonistką ustalam warunki pobytu-dwojka bez sniadania 10.400ft./doba.
      Hotel ów  chyba zbudowali z wielkiej płyty,ale wystrój ma w sobie coś z habsburskiej secesji-olbrzymi taras,draperie na scianach,wanna wielkości lotniskowca,baterie łazienkowe jakby z konca XIX w.Bardzo nam sie podoba.Za oknem droga, chyba na Nyiregyhaze i skrzyżowanie rzek Bodrog z Cisą.
       Przestaje padac i ruszamy w miasto.Dosłownie naprzeciwko jest cukiernia(weg.cukraszda) swiadcząca uslugi sypialniane.Na tablicy cena 3500ft/noc/osoba.Ogolnie to spania nalezy szukac pod szyldami PANZIO lub KIODA SZABO.
       Czasem hotel nazywa sie SZALLODA.Po spacerze okazuje sie,za napisow Panzio i Kioda Szabojest sporo,wiec kazdy znajdzie cos dla siebie.Jest nawet i camping.
 

      Jak tu pobytu na Węgrzech nie rozpocząć od gulaszu i zupy rybnej halaszle.Wedlug recepcjonistki najlepszym miejscem do konsumpcji tychże będzie restauracja hotelu Millenium,jakies 300m.na lewo od hotelu,za rondem i najlepszymi naleśnikami(palacsinta).Oczywiscie dla niepoznaki restauracja to po wegiersku etterem.To etterem jest bardzo autentyczne a nie blichtrowane-żadnych chromow,plastiku i aluminium.Są poplamione serwety,okruchy chleba na podlodze przy kredensie,jest nawet wąsaty kelner.Zamawiamy gulasz z kluskami i halaszle.Wyborne!

           Prosze Panstwa,gulasz tak naprawde jest zupą i Madziarzy maja jej(ich)ze 20 rodzajów.Ja odróżniam po nazwach 5,ale smakowo porkolt i gulyasleves są identycznie pyszne.Za to gulasz debreczynski ma smażone plasterki boczku.Zupa halaszle  podawana zaś jest z kawalkiem tlusciutkiego karpia.Krzyczymy o butelke Harslevelu i pol litra anielskiego trunku znika w moment.Rachunek-ok 8000ft,z wliczonym 10% serwisem.
          No i idziemy w miasto w poszukiwanie tego co jest esencją Tokaju-bialego wina.Występuje tu ono w 4 głównych odmianach- wytrawny z reguly Furmint,różne Harslevelu,Szamorodni i  cudowny Aszu.Wino to po wegiersku bor,więc trzeba szukać napisów bor,borozo,pince(piwnica) i vinoteka.Lokale handlujęce trunkiem są srednio co 10m.-czasem jest to głęboka piwnica ze schodami i drewnianymi stolami,ze stojącymi w kątach beczkami,czasem zaś malutka knajpka na 3 stoliki,a czasem tylko sklep bez wyszynku.
 

         Sprzedaż winka odschodzi na decylitry czyli po naszemu na sety i butelki(węg.uweg),z reguly półlitrowe.Ceny zroznicowane,tak jak zróżnicowane są gatunki wina,roczniki i poszczegolne winnice.Najtańszego młodziaka znalezlismy po 50ft za setę czyli 80 groszy polskich.Bardzo dobre winka(bo dobre sa wszystkie)zaczynaja sie od 1500 ft za flaszke.Dla porownania,najtańszy Furmint kupiony w supermarkecie kostowal ok 400ft.
        Łazimy od knajpy do knajpy.Szybko kończy sie forsa i lecimy do bankomatu OTP na deptaku.W knajpach nasi rodacy męczą sie z angielskim,ale to bezcelowe.Za szynkwasami nikt nie rozumie tego jezyka,czasami ktoś zna niemiecki.Problemu to nie czyni,wszedzie są karty win z cenami.Dlatego chwiejnym krokiem udajemy sie na spoczynek.Mimo poznej pory(22) mozna spokojnie zjesc hot-doga(od 250ft),gyrosa(ok 50oft),langosa(od 300ft) i palacsinte(nie pamietam po ile)Jest tez sklep samoobslugowy.
 

         Bo nowy dzień wstaje,bo nowy,jak śpiewa Stare Dobre Malzenstwo.Lekki szmerek z tylu glowy i charakterystyczna suchość w gardle,przy niespotykanej lekkości ducha każą mi wybiec z hotelu o 7;30.Doslownie po drugiej stronie ulicy miesci sie sorozo.Od sor,czyli piwo.Bomba jasnego z pianką+kawa z ekspresu i czuję sie jak mlody Bog.Z piw wegierskich odradzam wszechobecne reklamowo Borsodi,a polecam Aranyi Aszok,z czerwona kartka.W sklepie 150-200ft.W knajpie 250-500.
       

        Razem z Małżonka udajemy sie do innej,lepszej cukraszdy niz ta naprzeciwko hotelu Tokaj.Po wejsciu mam wrazenie,ze cofnelismy się w czasie.Gustowne obicia scian,obrazy,biedermaierowskie meble.Syczy ekspres do kawy.Zamykam oczy i widzę wyobraznią panow w półgorsach i frakach,ze sztywnymi kolnierzykami koszul,panie w krynolinach i kapeluszach z piorami.Boze,co to za czasy byly-podatek dochodowy 12,5%,a i tak najwyższy w Europie,budowanie domow nie wymagało uzyskania pozwolenia,pederaści byli traktowani jak chorzy zboczeńcy,a maly krętacz Oluś zostałby tylko pomocnikiem lokalnego faktora.

     Pijemy kawe po wiedensku,zajadamy ciacho,a do kawy 5-cio puttonowy Aszu.Jest gęsty,miodowy,słodki,w kolorze ciemnego złota i przypomina likier.

       Idziemy w miasto kolejny raz i niby przypadkiem trafiamy do piwnicy księcia Rakoczego.Kolo fontanny z pomnikiem chyba Bachusa,sądzac po braku ubrania i półlezacej pozycji.Gleboko w dół,ciemno,swieczki,brak wilgoci i duuzo butelek.Jestesmy sami,nastroj delikatny i nagle rozlega sie glos z innego swiata;"Heniu,a jak my wyjdziemy po tych schodach?"Dwa nasze rodaki wpadaja na degustacje.My konczymy butelke i idziemy gdzie indziej.To gdzie indziej to malutka winiarnia połączona z lodziarnią,na wprost sklepu samoobslugowego.Prowadzi ją mlody chlopak z rodzicami.Stara sie mowić po polsku,ma ściagawki dla Polakow z rodzajami win;edes -slodkie,feledes-polslodkie,szaraz-wytrawne
       Rano wspinamy się na góre Tokaj i z tarasu widokowego zauważamy statek wycieczkowy na Cisie.Bieg w dół na przystań i juz plyniemy w godzinny rejs za 850ft od osoby.Statek ma barek.Po rejsie zjadamy coś gyrosopodobnego w samoobslugowej restauracji przy przystani i ruszamy do HAJDUSZOBOSZLO.
       A morał z pobytu taki;"białe wina z Tokaju, spożywane w miarę,nie szkodzą nawet w najwiekszych ilosciach".Jakby powiedział pewien przedwojenny endek

tolerancyjny jak GW i obiektywny jak TVN.Przedwojenny warsiawiak,dawniej z Mokotowa,obecnie Bemowo.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości