Littlefinger Littlefinger
1252
BLOG

PiS się potknął, ale pogłoski o jego śmierci są przedwczesne.

Littlefinger Littlefinger PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 47

Od jakiegoś czasu wieść niesie się przez Polskę, przez media i portale internetowe oraz wpisy blogerów, wieść przez jednych wypowiadana ze zgrozą i strachem, przez innych z radością i niekłamana satysfakcją. Oto PiS jest już passe, PiS się kończy,  nastąpiło społeczne przełamanie, co pokazują sondaże i teraz będzie już tylko jazda w dół. Powstaje więc pytanie, co takiego się stało? Czy zbliża się kryzys gospodarczy, czy może spełniły się proroctwa totalnej opozycji i mamy druga Grecję, ogromny wzrost długu publicznego i deficytu budżetowego, czy może rośnie bezrobocie, rząd podwyższa podatki i tnie wydatki socjalne, a może wybuchła jakaś afera korupcyjna, w której złapano polityków PIS jak biorą łapówki. Nic z tych rzeczy. Jest dokładnie odwrotnie. Gospodarka rozpędzona, deficyt najmniejszy od wielu lat, dług publiczny maleje, a transfery socjalne najwyższe w historii. Ukrócono złodziejstwo i korupcję, dochody z podatków rosną w szybkim tempie. Wobec tego, co jest powodem tych hiobowych wieści o klęsce PiS. Powodem jest to nieszczęsne i straszliwe 1, 5 mln wydane na nagrody dla rządu, a do tego jeszcze ten nieszczęsny jacht kupiony w obcej stoczni przez PFN, no i niektórzy dodają jeszcze aferę z zakupieniem obrazu przez ministra Glińskiego od fundacji Czartoryskich. To są te zbrodnie PiSu, które mają go unicestwić i doprowadzić do klęski. Muszę przyznać, że brzmi to jak niezła groteska albo jakiś teatr absurdu a la Mrożek. Ale niestety, niezależnie jak absurdalnie by to brzmiało, to tak to działa. Do klęski PiSu jest daleko, ale sprawy te poważnie nadwątliły wizerunek tej partii. Tak po prostu funkcjonuje psychologia społeczna. Platforma kradła miliardy na podatku VAT i w aferze hazardowej i sondaże jej nie spadały. Wyłożyła się dopiero na głupich ośmiorniczkach. Podobnie jest z premiami dla rządu PIS. Można się zastanawiać czy to jakiś defekt moralny cz defekt poznawczy w percepcji ludu. Wydaje mi się, że raczej to drugie. Po prostu te wielkie liczby, te miliardy ukradzione w czasach PO wymykają się percepcji i wrażliwości. Te cyfry zero na końcu czynią z nich martwą abstrakcję, która pozostawia ludzi obojętnymi. Ale te 1,5 mln, które rozdała chytra baba z Wrzeszcz, to co innego, to już namacalny konkret. Wzięli nasze pieniądze i zaraz je wydadzą. Szydło kupi sobie kilka nowych broszek, Kempa kilka garsonek a Macierewicz nową trampolinę, z której będzie mógł skakać do basenu o 3 nad ranem. To jest prawdziwa zbrodnia z krwi i kości, a nie jakieś tam anonimowe miliardy, których nikt nie widział. Jeszcze inna sytuacje jest z tzw lemingami. To są ci, którzy najmocniej krzyczą o strasznej zbrodni 1,5 mln na nagrody, ale jednocześnie bez zmrużenia okiem przyjmują przekręty i złodziejstwo swoich faworytów z PO. Nie przeszkadza im ani mafia reprywatyzacyjna w Warszawie, ani wyczyny prezydenta Gdańska Adamowicza z kontami, ukrywanymi dochodami i mieszkaniami, ani kradzież VAT i OFE. W tym wypadku wyjaśnieniem jest nienawiść, irracjonalna, płynąca z trzewi, z nieustannego, dzień w dzień, miesiąc w miesiąc przez wiele lat, młotkowania i wbijania do głów przez tvny, wyborcze, onety, nienawiści do straszliwego dyktatora Kaczyńskiego, uosobienia i wcielenia zła wszelakiego, lorda Vadera polskiej polityki. Ta nienawiść każe im biadolić nad straszną aferą 1,5 mln, a jednocześnie łykać bez popitki podłości i złodziejstwo swoich faworytów. Tak funkcjonuje społeczna psychologia i choćby ktoś nie wiem jak się wytężał i uzasadniał, że te premie to nic wielkiego, albo że się należały, choćby za uszczelnianie VAT czy wdrożenie programu 500+ to nic to nie zmieni. Mleko się rozlało i ta niewielka kwota stała się dużym problemem wizerunkowym i politycznym dla partii rządzącej. Po prostu PIS dostał swoje ośmiorniczki.

Patrząc na to co w ostatnich tygodniach dzieje się w polskiej polityce, przychodzi mi na myśl pewna religijna legenda opisana w jednej z powieści Dostojewskiego. W historii tej pewien zatwardziały grzesznik został wrzucony w ogień piekielny. Ale ponieważ w swoim życiu miał jeden dobry uczynek, a mianowicie podarowanie głodnemu cebulki, to dobry anioł ulitował się nad nim, kazał mu chwycić cebulkę i z całej siły zaczął wyciągać go z piekła. Nietrudno zgadnąć, że tym grzesznikiem który słusznie cierpi męki bycia w opozycji jest Platforma Obywatelska, za wszystkie swoje "dokonania" w ciągu ośmiu lat rządów. Próbowała w trakcie ostatnich dwóch lat różnych metod aby wyjść na powierzchnię i nic nie skutkowało. I oto teraz jest, jest nasza cebulka, jest te 1,5 mln, którego się chwycimy i które wywinduje nas z powrotem do zwycięstwa w wyborach. No i chwycili się i ciągnęli i zwietrzyli swoją szansę, już było widać pełne nadziei i uśmiechnięte oczy i twarze. Cóż oni i ich zaprzyjaźnione media nie uczyniły z tymi 1,5 mln. Niemalże jakąś katastrofę planetarną, największą aferę, matkę wszystkich afer. Od rana do wieczora społeczeństwo było bombardowane, kto ile wziął, kto dawał, jakaż to straszna podłość i zbrodnia.I po raz pierwszy od dwóch lat wydaje się, że chwyciło. PiSowi spadło w sondażach, a rozradowani wyborcy PO po raz pierwszy od wielu miesięcy nabrali nadziei i chłostali PIS za straszną zbrodnię 1,5 mln. Wydaje się, że ten cyrk na kółkach, który zrobiła z premii dla rządu totalna i jej media zaskoczył polityków PIS. Nie docenili możliwości zaprzyjaźnionych mediów. Jarosław Kaczyński musiał zareagować i zrobił to w typowy dla siebie, pokerowy sposób. Chcecie się bawić w populistyczną grę w tanie państwo? Ok, to się bawmy, wchodzę w to i podbijam stawkę. To było  pokazanie idiotyzmów przeciwnika poprzez posłużenie się jego bronią. Zobaczyć minę totalnych po tym zagraniu - bezcenne. Kaczyński zabrał im ich cebulkę i jeszcze zdzielił ich po łbach.  Ale najśmieszniejsza była jak zwykle Gazeta Wyborcza, która jeszcze w dzień przed wystąpieniem Kaczyńskiego chłostała PIS za premie i rozpasanie władzy i domagała się taniego państwa, a już następnego dnia krzyczała o straszliwym populizmie i o tym, jak to straszny Kaczyński chce zrobić z pracowitych posłów i samorządowców kalwaryjskie dziady.

Kaczyński jednym ruchem rozbroił tę nadmuchana bombę zastawioną przez totalnych, która miała być ich bronią w kampanii do samorządów. Teraz mogą sobie już jeździć tym swoim konwojem wstydu do końca świata i jeden dzień dłużej. Przedpole zostało wyczyszczone, ale to nie rozwiązuje problemów przed jakim stoi PIS i które są, tak jak sprawa premii powodem spadku w sondażach. O co chodzi? Co jest powodem sondażowego kryzysu? Myślę,że jest to niespójność i niekonsekwencja w przekazie głoszonym przez partię rządzącą. Duża partia polityczna, która ma różnorodnych wyborców , często o odmiennej wrażliwości idąc do wyborów musi unikać skrajności, musi wygładzać kanty, musi tak formułować przekaz, by nie zrażać do siebie żadnej z popierających ją grup wyborców, a raczej pozyskiwać nowe, musi unikać w kampanii spraw kontrowersyjnych i dzielących a używać języka unifikującego, niekonfrontacyjnego. Zupełnie inaczej niż partie małe na granicy progu wyborczego, które mogą adresować swoją ofertę do określonego jednego targetu politycznego, mogą więc być bardziej wyraziste a nawet radykalne. To oczywiście jest abecadło polityczne. Wydawało się, że PiS działało zgodnie z tym paradygmatem wyborczym, czego wyrazem była rekonstrukcja rządu i powołanie rządu Morawieckiego. Etap rewolucyjny miał się chwilowo zakończyć, natomiast miano się skupić na gospodarce, sprawach społecznych oraz zawarciu ugody z Komisją Europejską. Takie zadania postawiono przed nowym premierem. Ale jednocześnie PIS jakby na przekór przyjętej strategii wprowadzał do debaty publicznej sprawy kontrowersyjne, budzące spory i emocje i mocno dzielące społeczeństwo. Partia rządząca zafundowała nam prawdziwą telenowelę pod tytułem - jak zrobić dym i wkurzyć wyborców. I jak dobry reżyser, abyśmy się nie znudzili zmieniała tematy i gatunki artystyczne. Najpierw zaczęło się wielką narodowa epopeją, pełną wielkich słów i podniosłych emocji, heroiczną wojną polsko- żydowską, potem przyszedł czas na teatr absurdu z tymi wszystkim premiami, kartami kredytowymi i biednym ministrem Gowinem, któremu nie starcza do pierwszego, następnie pojawił się dramat obyczajowy z życia codziennego ludu pracującego miast i wsi pod hasłem - zabraliście nam nasze zabawki i zamknęliście place zabaw i co my teraz do cholery mamy robić w te niedziele, potem przyszedł czas na mroczny i poważny moralitet w stylu Bergmana, o życiu i śmierci, o granicach wolności i prawach kobiet, a na końcu dostaliśmy polską odwróconą wersję "Czasu Honoru", o tym czy odbierać "ludziom honoru" szarże i stopnie czy nie. Premier Morawiecki zamiast realizować cele, które przed nim postawiono musiał gasić pożary, a cała nowa strategia polityczna związana z nowym rządem nie mogła być realizowana. Dobrym przykładem jest ustawa degradacyjna. Degradując Jaruzelskiego i innych członków WRON PiS zyskiwał sympatię elektoratu antykomunistycznego, ale jednocześnie tracił głosy dawnego elektoratu lewicy na ziemiach zachodnich, który mógłby zagłosować na PIS z powodów socjalnych, ale odstręcza go przyjęta ustawa i prawdopodobnie zagłosuje na SLD. Podobnie zamiast chwalić się swoimi atutami, gospodarką, sprawami społecznymi i  kierować debatę na korzystne dla siebie tematy, rządzący nie wiadomo dlaczego postanowili wkurzyć ludzi projektem zaostrzenia ustawy aborcyjnej. Dlatego Kaczyński postanowił wyciszyć spór wokół ustawy o IPN, a Duda zawetował ustawę degradacyjną. Te wszystkie niekonsekwentne ruchy, najpierw wysuwanie jakiejś kwestii a następnie wycofywanie się chyłkiem, sprawiają wrażenie chaosu i szamotaniny. Co więcej wywołały krytykę ze strony najwierniejszego, najtwardszego elektoratu. Pojawiły się głosy, również na Salonie 24 o nowej wersji ciepłej wody w kranie, o imitacji PO, pojawiły się pytania ile PISu w PISie. Twardy elektorat domagał się działań stanowczych i wyrazistych, krytykując rządzących za ustępstwa, a prezydent Duda wetując ustawę degradacyjną stał się już niemal wrogiem i zdrajcą. Powiem tu rzecz być może kontrowersyjna, ale uważam że J. Kaczyński miał rację wyciszając spór z Izraelem, a prezydent Duda miał rację wetując ustawę degradacyjna.Tego typu kwestii nie powinno się załatwiać w trakcie kampanii wyborczej. Poza tym polityka to sztuka kompromisów i nie da się załatwić wszystkiego i od razu. Gdyby PIS i prezydent zastosowali się do rad zwolenników nieustępowania i twardego kursu, PIS rzeczywiście byłby wyrazisty ideowo Ale na poziomie 20 procent poparcia i grzejąc ławy opozycji. Wystarczy pomyśleć co by było, gdyby PIS szedł w 2015 r. do wyborów z Macierewiczem i Ziobrą na czele zamiast z Szydło i Dudą.

  Pojawia się więc kolejne pytanie, dlaczego taki chaos w działaniach PIS w ostatnich trzech miesiącach.Na pewno politycy PIS zostali uśpieni dobrymi sondażami i słabością opozycji i być może uważali, że teraz już więcej im wolno. Ale ważny jest też inny powód.Myślę, że rządzący uczą się po prostu bardzo trudnej sztuki, a mianowicie jak być partia masową łączącą ludzi o różnych wrażliwościach i nastawioną na pozyskiwanie nowych grup wyborców, a jednocześnie jak zachować spajającą tożsamość ideową i nie stać się, tak jak PO pod wodzą Tuska,  bezideową zbieraniną, połączoną tylko dostępem do "koryta". Jest to niezwykle trudna sztuka, o czym właśnie boleśnie przekonuje się PIS. Jeszcze w styczniu wydawało się, że pełne zwycięstwo jest bliskie. Opozycja leżała na deskach i jak mawia Ferdek Kiepski, robiła pod siebie. Wydawało się, że jeszcze jedno uderzenie i Paryż zostanie zdobyty. A tymczasem Blitzkrieg Morawieckiego został zatrzymany, ofensywa ugrzęzła gdzieś nad Sommą, a duże siły zostały wysłane na front bliskowschodni gdzie wykrwawiają się w gorących piaskach pustyni w walce z Żydami.A nawet niektórzy zaczynają twierdzić, że ta rzeka to nie Somma tylko Wołga, a walki toczą się nie o Paryż, tylko Stalingrad. Są to jednak opinie mocno przesadzone. PIS żyje, a J. Kaczyński nie abdykował i trzyma rękę na pulsie, co pokazał swoim piątkowym wystąpieniem. Akcja Kaczyńskiego rozpoczęła kampanię wyborczą PISu. Za chwilę w połowie kwietnia odbędzie się konwencją wyborcza, przedstawienie kandydatów na prezydentów miast i ruszenie w teren. PIS rozgromił bombę związana z premiami dla rządu. Ale to za mało. Powinno za tym pójść wyciszenie wszystkich spraw kontrowersyjnych takich jak aborcja. Partia rządząca powinna przedstawić konkretne, korzystne dla ludzi propozycje wyborcze i prowadzić działania merytoryczne, tak jak w kampanii 2015 roku. W bijatyce i politycznej młócce, wobec przewagi medialnej drugiej strony PIS nie ma szans.Natomiast debata merytoryczna, to jest to czego totalna opozycja boi się jak ognia, gdyż sama nie ma programu i opiera się tylko na straszenie dyktatura PiSu. Poza tym ugrupowanie rządzące ma duże atuty, czyli sytuację gospodarczą i transfery socjalne oraz wiarygodność czyli spełnianie obietnic wyborczych. Z czterech głównych obietnic z 2015 roku, czyli 500+, obniżenie wieku emerytalnego, podwyższenie kwoty wolnej oraz uszczelnienie systemu podatkowego PIS spełnił trzy, co jak na standardy polskiej polityki bardzo dużo i daje partii rządzącej wiarygodność przy składaniu kolejnych obietnic. PiS powinien to eksponować i przenieść debatę na tematy korzystne dla siebie. Wreszcie dobrym posunięciem jest powołanie komisji vatowskiej, żeby przypomnieć dobrodziejstwa rządów Platformy. Tak wiec opinie i końcu PIS są przedwczesne i przesadzone, ale po trzech miesiącach chaosu i defensywy czas się ogarnąć.Jeśli pisowska telenowela będzie dalej trwać i twórczo się rozwijać, to niestety, nie skończy się na kibicowskiej przyśpiewce "Polacy nic się nie stało", tylko na narodowym dramacie a la Wyspiański, czyli "Miałeś chamie złoty róg, ostał ci się jeno sznur". Przegrać wybory przy świetnej koniunkturze gospodarczej i przekazaniu ogromnych pieniędzy ludziom to frajerstwo, przegrać wybory z Tuskiem, to nie jest przyjemne, ale można jeszcze zrozumieć, ale przegrać wybory ze Schetyną i Lubnauer - wstyd.





Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka