Kiedy w grudniu pisałem o kadrowych problemach PO na Dolnym Śląsku (można tu poczytać), zwracałem uwagę m.in. na problem z obsadzeniem stanowiska wojewody (dotychczasowy – Rafał Jurkowlaniec – został nowym marszałkiem województwa). Ostatecznie stanowisko to obiął Marek Skorupa.
W mijającym tygodniu media poinformowały, że znajduje się on na wstępnej liście kandydatów PO do sejmu. Czyli (jeśli się dostanie), to będzie mógł powiedzieć, że w ciągu 10-11 miesięcy był kolejno posłem, wojewodą i znowu posłem. Tylko po co zostawał wojewodą? Żeby mieć fajny punkt w cv? Można odnieść wrażenie, że w PO szukali nowego wojewody, nie bardzo się udało, więc na rok znaleźli „wojewodę zastępczego”. Niech na razie Marek podziała, a my za ten czas kogoś znajdziemy.
Pachnie to kompletnym brakiem szacunku dla instytucji i posad państwowych. Przecież wojewoda to jedno z najbardziej odpowiedzialnych stanowisk w województwie. Żeby być dobrym wojewodą, trzeba czasu żeby się dobrze „wprowadzić”, nie da się „z marszu” objąć stanowiska i od razu dobrze rządzić (jeśli się debiutuje na takim stanowisku). Tymczasem PO funduje nam taki scenariusz – najpierw wojewody brak, następnie „wojewoda tymczasowy”, który najpierw będzie potrzebował czasu na poznanie specyfiki urzędu, a później będzie bardziej zajęty robotą kampanijną niż tym czego potrzebuje województwo, później znowu miesiąc lub więcej wakatu i w końcu z partyjnej „łapanki” kogoś się znajdzie, po paru miesiącach adaptacji będzie mógł normalnie pracować. A że przez ten czas sprawy województwa są na bocznym torze? A jakie to ma znaczenie, partia ma problemy kadrowe, więc nie zawracajmy im głowy jakimiś bzdurami…
Inne tematy w dziale Polityka